Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2012, 01:14   #24
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Płonący Łeb nie odezwała się kiedy Dietrich powiedział mu o liście… i żonie. Nie zapytał o szczegóły czy plan. Nie skomentował. Nie zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Milczał, a jego twarz wyrażała przygnębienie. Wielki Mutator zadrwił sobie z nich wszystkich… Gomrund o tym wiedział… tak samo jak to, że najlepszym rozwiązaniem może okazać się dla pani Spieler lekka śmierć… ale milczał. I w duchu wypowiadał słowa modlitwy prosząc bogów aby nie było za późno… a jeżeli tak to żeby drogi tego męża i tej żony nie skrzyżowały się już nigdy więcej… po kres ich dni. Sprawy z Axlem, Lisą czy jeszcze inne rodzinne turbulencje z jakim się zetknął w tej ludzkiej krainie nie miały nic wspólnego z ciszą jaka z niego wypływała. Po prostu w takich chwilach uważał, że żadne słowa nie są na miejscu. Pokiwał głową w niemym zapewnieniu i odszedł. Trudno było jednoznacznie odczytać co to mogło oznaczać – masz we mnie druha… będzie dobrze… jakoś się ułoży… a jak nie to i tak nie zostawię cię w tym kanale samego… nie pozazdroszczę… a może wszystko na raz.

Bohaterzy z Bogehafen...
Pogromcy kultystów…
Zabójcy demonów…
Plichty w tali kart jaką grali bogowie.

***

Wysłuchał Sylwii. Nie podzielał jej wątpliwości. Obiecał, że zatrzyma doktorka aby mogła zrobić swoje.

Po skończonym treningu podszedł do Zahnschlusa i rozpoczął serię pytań na temat, który ni w ząb go nie interesowała – jak wymienić uzębienie na złote. Czy warto wprawiać sobie takie cudeńka kiedy swoje własne jeszcze mocno się trzymały? Jak cała procedura się odbywa? Jaki kruszec nadaje się najlepiej do takich zabiegów… i pewnie spędziłby na takiej rozmowie umówione dwa kwadranse gdyby nie opuszczona barka… i zamieszanie jakie wywołała na ich pokładzie. Gomrund wprawdzie na co dzień unikał zakładania stali na grzbiet na wypadek niespodziewanej kąpieli to jednak na czas pozorowanych walk, szermierki i machania innym orężem zakładał na skórznię zbroję kolczą… w końcu o ranę nawet w takich starciach nad wyraz łatwo. Dlatego był właściwie przygotowany na wszelkie ewentualności – może nie miał płyty, może nie miał kuszy… ale większość jego broni ręcznej była na pokładzie, a hełm ze skrzydełkami na łepetynie.

Przyglądał się zajściu jak inni na pokładzie. Może nie pomagał marynarzom, zarzucać liny czy bosakami czepiać się burty barki aby przycumować do niej holk zgodnie z wolą kapitana. Może nie dostrzegł czegoś w wodzie. Może nie zdziwiła go dzienna aktywność sowy. To jednak jak wszyscy wiedział, że coś tutaj nie grało… pytanie tylko co?

Jakby na zawołanie dzika banda mutantów tfuuu… poddanych Cesarza wyskoczyła z krzykiem na pokład sadząc susy i pragnąc zająć należne im w społeczeństwie miejsce. Nie bacząc na swoje fizyczne deformacje. Nie bacząc na fakt, iż w opinii jego Cesarskiej Mości, Prawowitego Władcy Karla Franza Władcy Wyżyn i Nizin, Prawdziwego Wyobrażenia Sigmara i Wyniesionego Władcy Imperium nie istnieli. Ruszyli na tych niedotkniętych ułomnościami poddanych Cesarza. Gomrund Ghartsson mając głęboko w rzyci gwałcenie rozporządzeń cesarskiego edyktu i grożącą mu za to karę śmierć wydobył z siebie okrzyk bojowy. – Bij MUU TAAN TÓÓW! BIJ TYCH CHAOŚNIKÓW!

Mimo, iż pragnął aby sprawa Lisy… Marii i jeszcze parę innych znalazła ujście w walce z mutantami… to jednak nie przeskoczył przez burdę. Nie szukał ukojenia w szaleńczym abordażu rozlewając spaczoną krew. Gorączka go nie strawiła… szybko skalkulował szanse. Szybko postanowił co ma czynić. Przystąpił do działania znacznie prędzej niż niezaprawieni w boju tak jak on majtkowie i marynarze. Kiedy oni odstąpili od bosaków i liny łączącej obie łajby cofając się od burty on tam doskoczył. Kiedy oni oddalali się od mutantów on skrócił dystans. Kiedy Dietrich wykrzyczał ostrzeżenie o ataku z drugiej strony brodacz dwoma sprawnymi ciosami miecza przeciął cumy… wiedział, że prąd popchnie Kraniec Cierpliwości dalej utrudniając atak. Jak każdy wojownik wiedział, że ci którzy będą przeskakiwać przez burtę na kilka chwil wystawią się na atak obrońców.

Mając za sobą niejedną potyczkę miał świadomość tego, że w bitwie sparaliżowani strachem sprzymierzeńcy wyrządzają taką samą krzywdę jak oślepieni żądzą krwi wrogowie dlatego spróbował groźbą i przykładem zagrzać tych długonogich chuderlawców do boju. – Nie dajcie im wejść na pokład wy kozie chwosty! Bić skurwysynów! I ilustrując im jak to mają czynić wyprowadził cięcie pozbawiając jakiegoś obszarpańca przedramienia w chwili kiedy ten łapczywie dorwał się do burty planując wskoczyć bez zaproszenia na ich łajbę. Brunatna krew buchnęła strumieniem, a z jego gardzieli wydobył się całkiem ludzki okrzyk bólu kiedy opadał na pokład barki… jego prawica została na holku.

Krasnolud nie miał jednak czasu napawać się jego cierpieniem gdyż już musiał opędzać się od kolejnych pasażerów na gapę. Jeden przekładał już nogę na drugą stronę, a kolejny już wychylił już pół korpusu próbując rozeznać się gdzie zaatakować. Szczęściem nie wszyscy na pokładzie stali jak te kołki, po lewej od brodacza zaczął już rąbać jeden z rycerzy Gasparda, a i Ekchard najwyraźniej nie planował czekać aż mu wyprują trzewia. Gomrund zaatakował krostowatego i gradem mocnych ciosów odrzucił go od balustrady. Walczył, ale nie zamierzał nadmiernie nadstawiać karku. Tradycyjnie już schowany był za tarczą, ale teraz nie chciał brać na siebie ciosów jak to miał w zwyczaju w Bogenhafen. Robił swoje… bez nadmiernej brawury.
 
baltazar jest offline