***
Yuirwood, Mokradła
***
To, co miało się za chwilę wydarzyć zakłóciło spokojne tempo wędrówki toczonej dotychczas. Nadgryzione ciało niemal krzyczało “uwaga, pułapka” jednak nie przeszkodziło to grupie dzielnych podróżników podejść i sprawdzić na własnej skórze. Dlaczego? Na to już każdy z nich musiał sobie odpowiedzieć w głowie, pod osądem swojego sumienia. Leżące na cyplu złoto? Obrządki pogrzebowe? Ochrona innych? Wiedza co do przynależności człowieka? Może po prostu chęć sprawdzenia samego siebie w konfrontacji z mieszkańcami Yuirwood? Marvolo poszedł przodem, trzymając Trix za malutką rączkę i brnąc przez mrok ku połyskującemu lekko w świetle księżyca kopcowi. Co prawda on sam doskonale widział w mroku, jednak wyostrzone zmysły młodej, pozwalające również rozwiać kurtynę magii nie raz ratowały mu skórę i wolał nie stracić dziewczynki na rzecz leśnego drapieżnika. Śmiesznym, wręcz ironicznym mogło się wydać to, że w drużynie z Velprintalar praktycznie każdy w ten lub inny sposób radził sobie z widzeniem w ciemności. Marvolo, Ragnar i Sareth nie mieli z tym problemu z powodów czysto genetycznych. Erianne właściwie rzecz biorąc widziała w mroku lepiej niż za dnia, jednak z nieco innych, okolicznościowych powodów. Jak na ironię więc, sługa Selune miał problem w rozróżnieniu szczegółów i ratował się lekkim poblaskiem okrągłej dziś tarczy księżyca. Cała szóstka starała się stawiać każdy krok tak ostrożnie, jak tylko było to możliwe (aczkolwiek ciężko mówić o dyskrecji trzech ciężkozbrojnych chłopa). Po kilku kolejnych metrach gnom stanął nad trupem i leżącym koło niego złotem. Zaraz za nim boki ubezpieczali Stragos i Ragnar z orężem w dłoni, gdzieś z tyłu dreptał Sareth, który jeszcze chwilę temu argumentował z Erianne, ta zaś szła powoli, zupełnie niechętnie gdzieś z tyłu orszaku. Szybka ekspertyza pozwoliła Marvolowi określić to, czego chciał. Niewielka górka złota opiewała na przedział trzech, a pięciu tysięcy aglarondzkich koron, mężczyzna zaś nosił na sobie insygnia domu kupieckiego Dhast. Sądząc po materiale, ilości zdobień i ich jakości był to członek średniego szczebla gildii kupieckiej, prawdopodobnie wyprawa w tak dalekie zakątki kraju miały skutkować dla niego awansem. Marvolo dotknął poplamionego krwią kołnierza koszuli, chcąc sprawdzić fakturę jej materiału, w tym momencie woda obok niego zabulgotała i rozprysnęła się wokół ukazując ciemną sylwetkę wielkiej bestii.
Jedenaście głów w ułamku sekundy wystrzeliło w powietrze rozgarniając zgęstniałą wodę i ukazując wielkie, do połowy zanurzone cielsko. Najeżone ostrymi kłami pyski wykrzywiły się w grymasie, mogło się wydawać, triumfu kiedy jedna z wężowych szyj ruszyła ku gnomiemu iluzjoniście. Pisk Trix zgrał się z kłami zagłębiającymi się w malutkim ciałku gnoma, wyszarpując z niego kawałek mięsa i robiąc dziurę podobną do tej na klatce piersiowej trupa. Marvolo był jednak odrobinę bardziej wytrzymały (aczkolwiek bez przesady) i ustał na nogach, mimo że czuł w głowie dziwne uczucie lekkości spowodowane znaczną utratą krwi. Pozostali w ułamku sekundy dobyli broni i przygotowali się do akcji ratowania gnoma, obrony i ewentualnej ucieczki. Nie wchodząc już w temat, gdzie gnomy idą po śmierci powiedzenie “ciekawość to pierwszy stopień do piekła” nabrało dziś zupełnie nowego znaczenia.