Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2012, 11:38   #31
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Walka skończyła się niemal tak szybko jak zaczęła...
Teraz jednak poza uczuciem niepokoju towarzyszył paladynowi potężny ból w ramieniu. Wiele istnieje słów jakimi Stragos byłby w stanie opisać jego wymiar. Ani jednego jednak, którym mógłby się posłużyć publicznie mężczyzna o jego "statusie". I to w towarzystwie kobiet.
Twarz jego wygięła się w grymasie, kiedy prężył ramie odkładając na swe miejsce miecz i ciężki buzdygan. Z rozcięcia wypłynęły przy tym kolejne, soczyste hausty krwi.

- Nie mnie przyjacielu...- powiedział serdecznym, acz stanowczym tonem do kapłana, kiedy ten zbliżył się by obejrzeć jego rany. - Czarodziejka z Thay jest dla nas cenniejsza niż ramię skromnego sługi Księżycowej Panny. - wskazał podbródkiem na dogorywającą kobietę pozbawioną ramienia.
- Sprawdźcie czy jest jeszcze jakaś nadzieja. Jeśli tak, może będę wam w stanie pomóc kapłanie. Moja zdolności nie dorastają do pięt sługą Promienistego, jednak może wspólnymi siłami ?... Nie pozostawiajmy jej tak. Nie zamieniajmy się w ludzi, których tak bardzo się brzydzimy. - stwierdził stanowczo w kierunku pozostałych towarzyszy.
- Jesteście od tej chwili więźniami Simbul.- już bardziej władczo przemówił w kierunku przegranych. - Nie skazujcie się na męki większe, niż te, na które skazani byli nasi pobratymcy pochwyceni przez Thay. Odpowiedzcie na pytania a łaska zostanie wam okazana.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 18-05-2012, 11:42   #32
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
***
Velprintalar, Pod Szmaragdowym Gryfem

***


Na zewnątrz mrok panował już niepodzielnie, może to dobrze bo to, co czekało zdradzieckich najemników nie powinno być pokazywane w świetle dziennym. Szpieg powoli wstał na równe nogi, omiatając swoim spojrzeniem całe pomieszczenie, rozmasował bok i zatrzymał dłoń Saretha.
- Teraz już sobie poradzę, ale dzięki za pomoc - powiedział klerykowi, po czym uśmiechnął się po ojcowsku, biorąc pod uwagę chłód jego spojrzenia i zakrwawione ubranie wyglądało to nieco demonicznie - drań miał jeden z naszych sztyletów, magia o tyle parszywa, że rana o ile załatana od razu goi się zwyczajnie, tak im dłużej pozostaje otwarta, tym więcej komplikacji potem... Krwawienia, ropa i zakażenia, w każdym razie jeżeli będziesz im towarzyszył, to chyba nie mam się o co martwić, Sareth - mówiąc to poklepał sługę Poranka po ramieniu, aż płyta zbroi zatrzeszczała i skierował się ku mniej więcej środkowi pomieszczenia.
- Wszyscy wykonaliście kawał świetnej roboty! Szczerze mówiąc kolana się pode mną ugięły, jak zobaczyłem ten topór w twoim barku, Stragosie. Ragnar, postaraj się nie roznieść tych simbulowych ruin tym swoim toporzyskiem... Panna Rind zaś... - Tutaj stanął oko w oko z rudowłosą agentką - stanowisz o jakości agentów, których sam jeszcze niedawno dobierałem. Ale dobrze, zanim cokolwiek dalej postanowię uporządkujmy sprawy tutaj...

Sugestię o zawołaniu straży Corrik zbył machnięciem ręki i mruknięciem, że będą chcieli wykonać wszystko zbyt oficjalnie. Mężczyzna odkopnął broń żyjących jeszcze najemników i dokładnie ich powiązał nie zwracając uwagi na ich jęki w momencie, w którym uciskał zadane wcześniej rany.
- No, to teraz posiedzicie sobie cicho w czasie, gdy wujek Corrik was przeszuka... - Nie wiedzieć czemu, szpieg uśmiechnął się pod nosem na dźwięk własnych słów.
- Ale... - Zaprotestował jeden z jeńców.
- Zamknij się, nie masz prawa protestować, nie masz tutaj żadnych praw! - Odpowiedział mu kopnięciem w twarz. Ci bardziej spostrzegawczy mogli przysiąc, że w ślad za butem na podłogę poleciało kilka zębów.
- Przesłucham was sobie później, chociaż przypuszczam że wy wiecie tylko tyle, ile napisane było że wam zapłacą... Jak to większość najemników, których jedynym motywem jest pieniądz. Za to wasz zmiennokształtny kolega... No z nim to będziemy mieli trochę zabawy.

Minęło koło piętnastu minut w czasie których pozostali mieli czas na zajęcie się sobą, opatrzenie po walce i tak dalej. W tym czasie Corrik uważnie przeszukał każdy zakątek ciała najemników upewniając się, że nie przeoczy żadnej informacji i dokładnie zapobiegnie ewentualnej ucieczce. Po zakończonej inspekcji odgarnął część zniszczonych w czasie walki sprzętów ze stołu i złożył na nim przedmioty zdobyczne: zakrwawiony topór dwuręczny, bliźniacze krótkie ostrza, rapier, sejmitar i kostur, według jego słów zwykłe targowe śmieci. Każda z nich nie grzeszyła jakością wykonania i nie reprezentowała sobą nic więcej oprócz kawałka stali. Obok małego stosiku ułożył drugi, według niego bardziej wartościowych świecidełek których on niestety określić nie potrafił z racji braku znajomości tematu. Zawierał się w nim niewielki flakonik z olejopodobną mazią w środku, srebrny wisiorek z pięknym rubinem oprawionym w lilie i niewielka, pięknie zdobiona książka z symbolem Mystry na okładce, co ciekawe nie posiadająca zapisanej żadnej strony.
- Nie krępujcie się, sami ich załatwiliście, więc sprzęt jest do waszej dyspozycji. Ja znalazłem mniej więcej to, czego szukałem - powiedział kładąc na drewnianym blacie zmiętą karteczkę z napisem “Stopa Relketha, tawerna...” - niestety napis nam się trochę rozmazał i nie wiemy co to za tawerna, a nie mamy czasu na wyciąganie informacji z pana dopplera teraz, z resztą o ile mnie pamięć nie myli w Stopie Relketha były tylko dwie tawerny. Rzecz w tym, że gnój chciał wysłać was w zupełnie inny region Aglarondu i całe nasze poszukiwania szlag by trafił. Dlatego też proponuję zrobić to tak, zabierzcie sobie co chcecie stąd i dajcie mi czas do rana na zebranie większej ilości informacji. Spotkajmy się przed Szmaragdowym Gryfem o ósmej, gdzie poinformuję was co dalej i prawdopodobnie stąd też od razu wyruszycie. Co do dzisiaj... Proponuję żebyście napili się piwa w swoim towarzystwie, to ponoć integruje a spędzicie razem sporo czasu.

***
Velprintalar, Ulice Miasta

***


Poranek przyszedł stanowczo za szybko, zbyt szybko jak na tak poważną wyprawę. W zależności jak kto spędził noc, było to planowanie wędrówki, rozmyślanie co dalej lub po prostu popijawa ze znajomymi. W każdym razie niedaleko po wschodzie słońca cała czwórka stawiła się przed drzwiami karczmy, gdzie jeszcze wczoraj przelała się krew. Właśnie, czwórka, Claudia nie stawiła się na spotkanie co mogło od razu rzucić na nią cień podejrzenia. Po chwili wyczekiwania Corrik dał się wypatrzyć kilkanaście metrów od drzwi, na niewielkim placyku ze studnią na środku, siedział na ławce jak gdyby nigdy nic, czekając aż kompania do niego dołączy.
- Dobry - powiedział nadchodzącym najemnikom, ubrany był w kremowe szaty przeplatane czerwienią z wysokim kołnierzem i szerokimi rękawami, pod oczami miał ledwo zauważalne worki świadczące o nieprzespanej nocy - jak już pewnie zdążyliście zauważyć, nasza rudowłosa czarodziejka nie pojawiła się o wyznaczonej godzinie i nie macie też co na nią czekać. Wczoraj w nocy opuściła miasto w pośpiechu, moi ludzie badają już jej powiązania z Thay. Teraz tak... Mam do was dwie kwestie: pierwsza to zmiana planu wycieczki. Z tego co się dowiedziałem, Stopa Relketha nie jest miejscem ukrycia ruin, a jest miejscem w którym doppelganger miał spotkać się ze swoim zleceniodawcą... Zakładam, że oryginałem. Jako że jest to w chwili obecnej nasz jedyny trop, musicie się tam udać i za wszelką cenę pochwycić, żywego lub martwego... Z martwego też da się wyciągnąć informacje. I to jest ta lepsza część wiadomości, czyli udajecie się do Stopy Relketha, znajdujecie skurczysyna i zatrzymujecie, z tego co powiedział mi więzień, miał spotkać się z nim za trzy dni - przerwał zbierając myśli i rozwalając się na ławce.
- Rzecz druga to uzupełnienie waszych liczb, bo jest was teraz tylko czwórka. Dlaczego mówię, że to ta gorsza część? Przydzieliłem wam specjalistę, ale jest ona nieco... Ekscentryczna, mógłbym powiedzieć. Po drodze do puszcz Yuirwood będziecie musieli minąć Halendos, jest to średniej wielkości miasteczko gdzie będziecie mogli odpocząć. Generalnie zakładam, że jeżeli wyruszycie zaraz, to w Halendos będziecie późnym wieczorem i drugiego dnia na wieczór dotrzecie do Stopy Relketha. Wracając jednak do tematu, już w mieście zatrzymacie się w tawernie “Pod Oślizgiem”, gdzie opłacone macie noclegi. Tam też rozglądajcie się za charakterystycznym gnomim magiem i drowką, której imienia niestety na jej własne życzenie nie mogę podać. O, chyba muszę się ewakuować... - Powiedział, widząc maszerującą wzdłuż drogi kolumnę pieszych z symbolem trzech niedźwiedzich łap na napierśnikach. Zapewne któryś z miejscowych lordów miał interes w pałacu, a to w chwili obecnej było bardziej niż niemożliwe. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, szpieg przeskoczył nad ławką i wszedł w jedną z bocznych alejek idących z niewielkiego placyku.

Początkowo skonfudowanej drużynie nie pozostało nic innego, jak po prostu wyruszyć. Teraz rano ruch w mieście był jeszcze stosunkowo niewielki, tak więc nie musieli przeciskać się między przechodniami i wozami kupieckimi. Szybko przekroczyli bramy miasta nie wiedząc, za jak długo przyjdzie im tutaj wrócić i właściwie, czy w ogóle będzie im to dane? Perspektywa przygody była niesamowita, ale nabierając realizmu stawała się w pewien sposób przerażająca. Już teraz mieli dotrzeć do elfiego miasta ukrytego w sercu Yuirwood i tam odnaleźć thayskiego szpiega, a co potem? Ruiny zaprojektowane i zabezpieczone przez samą Simbul nie brzmiały optymistycznie w żaden sposób, ale czego się nie robi dla ojczyzny? Podróż rozpoczęła się o świcie, co w pewien sposób było optymistycznym rozpoczęciem dla Saretha, który widząc słońce leniwie kroczące ku szczytowi nieba odmówił cichą modlitwę do swojego Pana. Trasa o dziwo szła spokojnie, szeroka i brukowana droga aż roiła się od zbrojnych karawan, co z drugiej też strony gwarantowało bezpieczeństwo i brak zagrożenia ze strony bandytów. Równinny trakt nie zapewniał może pięknych widoków, gdyż praktycznie po horyzont ciągnęły się łąki pełne wysokich traw ponaznaczane co jakiś czas niewielką osadą. Około popołudnia droga zrównała się z rzeką Vel, gdzie przestała być już wyłożona oszlifowanymi kamieniami i pozostała jedynie ubitym przez pieszych i koła wozów szlakiem. Oczywiście nie przeszkadzało to nikomu, ba! Po ziemi szło się dużo wygodniej niż po kamieniach, szczególnie idąc w ciężkiej płycie. Wraz z powoli zapadającym zmierzchem na horyzoncie ukazało się Halendos, miasto co prawda nie wyróżniające się zbytnio na tle innych, a już na pewno nie dorastające do pięt Velprintalar, ale na pewno upragnione po całym dniu dość szybkiego marszu.

***
Halendos, Pod Oślizgiem

***


Halendos było średnich rozmiarów miastem. Domki w większości jednorodzinne co jakiś czas przeplatał większy budynek rzemieślniczy lub karczma albo ratusz. Dookoła co prawda nie było żadnych murów, co biorąc pod uwagę sąsiedztwo Yuirwood mogło trochę dziwić, ale nietrudno było dostrzec na większości budynków niewielkie wieżyczki strzelnicze. Mimo stosunkowo późnej pory na ulicach pełno było przedstawicieli różnych ras, przede wszystkim jednak ludzi, elfów i krasnoludów z przemykającym się co jakiś czas gnomem albo niziołkiem. Powodem całego zamieszania był środek okresu zbiorów, przez co każdy leciał na złamanie karku wynegocjować sobie jak najlepsze ceny za zboże, owoce i inne pochodne hodowli i upraw mieszkańców Halendos. Samo miasto miało dość przejrzysty układ, wszystko co najważniejsze przebiegało przez główny trakt i tam też koncentrowało się najwięcej osób. Dalej zaczynała się zabudowa jednorodzinna kończąca się kilkaset metrów dalej na prowizorycznej przystani przy rzece Vel. W chwili, w której czwórka podróżników zawitała w bramach był już późny wieczór, około dwudziestej drugiej godziny na zegarach słonecznych. Mimo początkowych trudności z odnalezieniem się w dość ruchliwym osiedlu ludzkim, po zebraniu informacji od kilku krzątających się kupców udało odnaleźć się wspominaną przez arcyszpiega tawernę.

Pod Oślizgiem przeżywało dzisiejszego wieczoru istny najazd klienteli z różnych zakątków Aglarondu. Środkiem karczmy co rusz przewalał się ktoś do szynku bądź też bramkarz kogoś z przybytku tamtędy właśnie wynosił. Ciężko było skoncentrować się na czymkolwiek i nie pomagały w tym lekko zdziwione spojrzenia ludzi mijających stolik zajmowany przez niepozornego gnoma. Marvolo dopijał spokojnie zawartość swojego kufla (przystosowanego raczej do rozmiaru człowieka, tak więc szło mu to dość mozolnie) co chwila odpowiadając na pytania siedzącej obok niego dziewczynki. To właśnie Trix była powodem pytających spojrzeń gości przybytku, gdyż o ile ten reprezentował trochę zawyżony średni standard, tak przyprowadzanie dziecka do pijalni piwa nie należało do czynów akceptowanych przez ogół społeczeństwa. Gnom zdawał się w ogóle nie przejmować zdziwieniem ludzi dookoła i jak gdyby nigdy nic, można powiedzieć, iście po gnomiemu kontynuował konwersację ze swoją podopieczną będąc całkowicie oderwanym od rzeczywistości. Oczywiście ci wszyscy gapie nie mieli pojęcia dlaczego Marvolo spędzał wieczór akurat tutaj. Dokładnie wczoraj zaczepił go na drodze kupiec, a właściwie sługa sił królewskich podróżujący pod przebraniem kupca oznajmiając, że Aglarond potrzebuje usług nikogo innego, jak właśnie mało znanego w okolicach, gnomiego czarodzieja. Biorąc pod uwagę azyl, którego udzieliła mu Simbul, Marvolo zgodził się bez wahania mając również świadomość, że ewentualna odmowa mogła naruszyć jego nietykalność tutaj, z drugiej też strony ile można było siedzieć w zatłoczonym mieście i wytapiać biżuterię? Kto wie? Może i uda mu się na tym wszystkim sporo zyskać? Drogi nadkładać nie musiał, i tak wybierał się do Halendos po komponenty magiczne, a te były najlepsze w okolicy z racji bliskości Yuirwood, gdzie znaleźć można było rzadkie okazy roślin i stworzeń, z części ciał których tworzyło się później składniki do czarów. Marvolowi polecono jedynie stawić się w godzinach wieczornych w “Pod Oślizgiem” i wyczekiwać drużyny podróżującej z Velprintalar, trójki ciężkozbrojnych: wysokiego rycerza w barwach Selune, aasimara reprezentującego Lathandera i charakterystycznego, rudobrodego krasnoluda dzierżącego topór większy niż on sam. Razem z nimi miała podróżować jeszcze rudowłosa kobieta, gnom ukradkiem spojrzał na trzymaną w dłoni karteczkę z imionami i nazwiskami oczekiwanych przed niego ludzi.

Tak się składało, że nie tylko Marvolo czekał dziś na nietypową kompanię. W kącie przybytku przesiadywała samotna, zakapturzona elfka. Bijąca od niej aura tajemniczości sprawiała, że właściwie nikt nie kwapił się do niej zbliżyć. Jednych odrzucał pełen rynsztunek obwieszony wokół ciała długouchej, drugich panujący wokół niej chłód i niechęć rozmowy z kimkolwiek, trzecich zaś, tych najbardziej spostrzegawczych, hebanowy odcień skóry wystający gdzieniegdzie z pod stroju. Ale drow tutaj, w Halendos? Ah, musiało im się pewnie przywidzieć. Drowka też oczekiwała czwórki podróżników z Velprintalar, jej jednak nikt nie prosił o pomoc. Ona po prostu dostała rozkaz od jednego z lokalnych szpiegów, przekazany za upoważnieniem samego Nerrola Hamastyra z rąk Corrika Hagspawna, tymczasowego arcyszpiega Velprintalar i Aglarondu. Z drugiej strony to musiało być coś ważnego, bardzo ważnego bo polecenie od samego majordoma Simbul było tak rzadkie, jak ujrzenie drowa na powierzchni.
- Witaj panienko, jako dżentelmen nie powinienem pozwolić, by taka piękność przesiadywała sama w tak obskurnym miejscu - z konsternacji wyrwał elfkę głos, delikatny i melodyjny głos mężczyzny stawiającego na blacie stołu butelkę czegoś, co wyglądało na elfi miód pitny. Ale zaraz, piękność? Przecież twarz łotrzycy skrywał kaptur, wrodzona drowia podejrzliwość zaraz zaczęła bić na alarm.


- Spokojnie, to nie delikatne, elfie popłuczyny, dodałem do niego coś od siebie. Słyszałaś może o “szalonej śmierci”? - Zapytał uśmiechając się szelmowsko i siadając naprzeciw elfki. Czego nie można mu było odmówić, to tego że zdecydowanie był przystojny. Drowka kątem oka widziała jak kelnerki i klientki co chwila zerkają na niezwykłego mężczyznę. Charakterystyczne, intensywnie rude włosy wyróżniały go z tłumu co z resztą robił też ubiór, zdecydowanie nie tutejszy. Szerokie, czarne spodnie związane były powyżej kostek i przepasane w pasie zielona szarfą, do której wchodziła biała, rozpięta całkowicie koszula. Ta odsłaniała umięśniony tors jegomościa, na którym spoczywał płaszcz z wysokim kołnierzem, pod nim elfka dopatrzyła się przytwierdzonego do pasa tasaka - znacznie powiększonej wersji sejmitaru.
- Tak przy okazji, nazywam się Sitri - wyciągnął dłoń w kierunku drowki. Co do szalonej śmierci, oczywiście że słyszała co to. Mieszanka jadu insektów z Yuirwood w połączeniu z alkoholem tak silna, że jeszcze niedawno uważano ją za truciznę. W gruncie rzeczy jednak była to po prostu cholernie mocna wódka, która potrafiła zwalić z nóg nawet największego chojraka.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 19-06-2012, 15:55   #33
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Gnom i jego podopieczna siedzieli razem w gospodzie. On sączył piwo, ona swój sok jabłkowy. Nie byli tu jednak rekreacyjnie - byli tu bo być musieli.

- Wybacz Trix, że cię w to wciągnąłem. - zaczął.

- Nie ma sprawy, tato. Wiem jakie to dla ciebie ważne, pamiętaj - potrafię o siebie zadbać. - odpowiedziała.

- Może, może... ale musisz przyznać, że to wyjątkowo spore wyzwanie zważywszy na... - dziewczynka mu przerwała.

- Wiem co masz na myśli, ale co poradzisz? Nie zmienisz świata, tak rzeczy zostały stworzone... - westchnęła.

- Trix, proszę cię - nie poddawaj się takiemu myśleniu! Nie tego cię uczyłem! - dodał stanowczo.

- Tato, ja... wiem... masz rację. - dziewczynka wstała i podeszła do barmana stojącego za ladą.

- Ty nazywasz to sokiem jabłkowym? Te szczyny?! - krzyknęła. - Już więcej jabłka jest w twoim zawszonym tyłku, proszę pana! - skomentowała kulturalnie.

- Jestem z niej taki dumny. - gnom otarł łezkę.
- Dobrze? - spytała po powrocie.

- Znakomicie, córeczko. Jestem dumny. - odpowiedział. - A teraz wypatruj, kochanie, grupy, na którą czekamy. Z opisu, który dostaliśmy wynika, że są to lub byli poszukiwacze przygód, więc wiesz na co zwracać uwagę? - spytał czule.

- Tak, tato. Głupawy wyraz twarzy, wygórowane ego, przerysowana aura tajemniczości... - kątem oka spojrzała na kobietę w kapturze, która nosiła kaptur mimo tego że była wewnątrz budynku - badziewny gust i odurzający zapach wielu dni bez kąpieli. - skończyła. Marvolo pokręcił głową.

- Zapomniałaś o najważnieszym, kochanie: o sztucznej skromności. To niemal standardowa cecha. - przypomniał.

- Przepraszam, tato. - dziewczynka spochmurniała.

- Nie szkodzi, nie szkodzi. Wszystko dobrze. - uśmiechnął się do dziewczynki.

- No więc, tato, a tamta “tajemnicza” pani w kapturze, którą podrywa ten mężczyzna - nie pasuje trochę do opisu? - spytała pokazując dumnie palcem.

- Sądzę, że spełnia pewne warunki. Tak, tak, myślę, że się nada. - podrapał się po bródce i pokiwał głową.

- Chodźmy się przedstawić. - wstał, zostawiając niedokończone piwo za sobą.

- Jej, poznamy zakapturzoną nieznajomą! - odparła radośnie dziewczynka.


<muzyka>

Drobne, smukłe palce otulone czarną rękawicą skakały rytmicznie w dość nerwowy sposób po blacie stołu, akompaniując niespokojnym myślom dziewczyny. Te dręczyły ją już od momentu gdy została wysłana do tejże właśnie karczmy. Nie zastanawiała się czy misja którą otrzymała jest pretekstem by się jej pozbyć, gdyż na powierzchni jej rasa nie miała żadnych praw. Drowka przekonała się o tym już aż nadto. Bardziej interesowało ją czy zajdzie się okazja by odzyskać wreszcie tak upragnioną niezależność i wolność. Teraz w teorii nie miała na rękach żadnych łańcuchów, nikt jej nie pilnował, a błyskotka którą posiadała mogła w znacznym stopniu ułatwić ucieczkę, tylko dokąd? I czy magowie nie będą śledzić jej jakąś paskudną magią?

Tutaj, niczym pasożyt potrzebowała innych by przetrwać, a nie dawała w zamian od siebie nic. Tylko głupiec spodziewałby się przecież poczucia obowiązku społecznego ze strony drowki. Jej pojawienie się na powierzchni miało być chwilowe, a przerodziło się w długoletnią katorgę. Na tyle intensywną że prawie zapomniała jak wyglądało jej ponad wiekowe życie w podmroku, a wspomnienia te zdawały się nie mieć już żadnego znaczenia.

Odsunęła lekko pusty, tandetnie zdobiony kubek w którym podano jej kawę i z nudów w oczekiwaniu gładziła powoli jego brzeg palcem. Wzrokiem wciąż błądziła jednak po zebranych tu ludziach, obserwując z ostrożnością. Na widoku bowiem czuła się nieswojo jakby weszła w stado wilków, a zawieszany czasem na niej wzrok tylko bardziej drażnił. W zasadzie Shaaven, bo tak brzmiało jej prawdziwe imię przywykła już do obecności ludzi. Całą tą chłodną aurę powodował bardziej fakt iż dziś była wyjątkowo spięta i pozwalała sobie nawet tego nie maskować. Nie dziwne więc że nikt się do niej nie dosiadł, pozostawiając jak zresztą wolała samą ze swoimi przemyśleniami. Poza tym elfka ubrana była cała na czarno, a niektóre elementy jej skórzanego pancerza wzmocniono o drobinę metalu. Mimo że nie nosiła teraz maski zasłaniającej dolną część twarzy, nie zdjęła kaptura wciąż skrywającego jej oblicze. W każdym razie jej wygląd nie przysparzał zaufania.




Była dość niska, szczupła, a poruszała się pewnym i zgrabnym, choć nieco ostrym krokiem. Delikatna tylko wtedy gdy naprawdę tego chciała, a takich sytuacji było niewiele.
W tak miękkim pancerzu, nawet pomimo jego mrocznego atrybutu sylwetka drowki rysowała się swym kobiecym pięknem. Chociaż tam gdzie trzeba elfka miała co pokazać, najwyraźniej nie była zainteresowana, a jej strój zaprojektowano bardziej z myślą o funkcjonalności niż tym co mężczyznom najczęściej chodzi po głowach.

- Witaj panienko, jako dżentelmen nie powinienem pozwolić, by taka piękność przesiadywała sama w tak obskurnym miejscu - z konsternacji wyrwał elfkę głos, delikatny i melodyjny głos mężczyzny stawiającego na blacie stołu butelkę czegoś, co wyglądało na elfi miód pitny. - Spokojnie, to nie delikatne, elfie popłuczyny, dodałem do niego coś od siebie. Słyszałaś może o “szalonej śmierci”? - Zapytał uśmiechając się szelmowsko i siadając naprzeciw elfki.

- Tak przy okazji, nazywam się Sitri - wyciągnął dłoń w kierunku drowki.

Shaaven dostrzegła go podchodzącego już wcześniej, ale nie spodziewała się tak pewnego siebie wstępu. W każdym razie nie dała tego po sobie poznać, ciekawym i skrytym w cieniu wzrokiem badając wcięcie w koszuli mężczyzny. Rzeczywiście był całkiem przystojny, choć starała się o tym nie myśleć bo jakie to miało teraz znaczenie? Miała zadanie do wykonania i mimo że była z niej nieco taka lekka dusza, nie miała w tej chwili czasu na rozrywki czy alkohol. Z drugiej strony lubiła ryzyko, hazard, dreszczyk emocji, a wszystko to przeczyło surowemu i chłodnemu perfekcjonizmowi. Jej charakter był więc tak zmienny i niepewny iż każdego dnia mógł objawić się z innej strony.

Uśmiechnęła się sama do siebie kącikiem ust, ale unikała zadzierania twarzy zbyt wysoko by nie odsłonić się przypadkiem przed nieznajomym. Dotychczas złożone razem na stole dłonie rozłączyła, lekko się unosząc by sięgnąć dłoni mężczyzny. Był to tylko pretekst by druga mimowolnie opuszczona ześlizgnęła się na udo, a tam dobyła ręcznej kuszy już ją ładując.

- Jestem Rissine. - Odparła miękkim, ciepłym głosem w międzyczasie zdejmując swoje zgrabne, zarzucone na siebie w elegancki sposób nogi. Jej czarny bucik delikatnie wspinając się odnalazł brzeg ławy na której siedział Sitri, tam też natrafiajac na czuły punkt mężczyzny, przemknął miękko dalej, bardzo wysoko po jego udzie, docierając do kolana. Wtedy delikatność ustąpiła mocnemu pchnięciu które sprawiło że ten się rozkraczył. Dłoń którą pozwoliła mu uścisnąć teraz głaskała figlarnie blat stołu, a cały stres który do tej pory było po Shaaven widać uleciał w nieznane.

- Wiesz Sitri co trzymam w ręku, prawda? - Elfi, nieco nawet przesłodzony głos zabrzmiał cichutko ale stanowczo. - Szkoda by było by ten piękny głos stał się nazbyt.. dziewiczy. - zachichotała.

- Pani Rissine bardzo pewna siebie, jak widzę. To zupełnie nie pasuje do delikatnej natury elfów, no może z wyjątkiem tych dzikich, chociaż jeszcze bardziej pasuje mi to do gatunku również zaczynającego się na d... - Podniósł nieco ton głosu dając do zrozumienia rozmówczyni, że o ile jego rozszarpane klejnoty da się poskładać, w końcu żyli w świecie pełnym magii, tak los nakrytego na powierzchni drowa mógł już nie być taki różowy.
- Zastanawiam się, czy taka reakcja na zaproponowanie kobiecie drinka jest normalna... W krainach poniżej. Po tym jak rozłożyłaś mi nogi uznałem, że może być nawet interesująco, ale... Tsk, tsk... Chyba się pomyliłaś, jeżeli pomyślałaś, że lubię to robić z bełtem w udzie. To jak? Grzecznie się napijemy? Mam sobie iść? Bo chyba nie myślisz poważnie o strzelaniu z czegokolwiek tutaj? - Rzucił już nieco chłodniej.

- “Delikatnej natury elfów”? - Shaaven parsknęła kpiąco. - Przeczytałeś to w jakiejś “mądrej” książce? Czekaj, uświadomię cię... to były bajki dla dzieci.
Przechyliła nieco głowę zerkając na mężczyznę z ukosa i opierając się wygodnie, najwyraźniej zupełnie nie przestraszona jego słowami. Bucik wciąż delikatnie opierał się o jego kolano, zaś kusza jak leżała oparta o udo, celując w Sitriego tak dalej to robiła. Elfka wsunęła dłoń za kaptur poprawiając włosy które zaczepiły się o jej skórzany pancerz.

- Jeśli byłabym tą o której mówisz, nie sądzisz chyba że wypiłabym coś od Ciebie. A tak w ogóle... pomyślałeś że jeśli rzeczywiście miałbyś rację to musiałabym być osobą na tyle pewną siebie by się od tak bezczelnie pojawiać między ludźmi? Chyba nie warto byłoby z taką zadzierać, hm?

Drowka wyciągnęła się nieco, z lekkim westchnieniem rozciągając kości troszkę zmęczone długim siedzeniem w bezruchu.

- Jak na takiego twardziela jakiego zgrywasz, niezwykle łatwo Cię urazić. - Zdjęła nogę z jego kolana i ponownie zarzuciła jedną na drugą odkładając kuszę na swe miejsce przy pasie. - Trochę zbyt łatwo, w każdym razie oszczędzę twoje skarby. Szkoda by było je uszkodzić. Idź i próbuj szczęścia przy innym stoliku. - Otulona ciasno rękawicą dłoń drowki uniosła się i delikatnie pomachała paluszkami do mężczyzny zbywając go bez większego przejęcia.

- Skąd ta pewność, że cokolwiek sądzę? Może ja po prostu wiele rzeczy wiem, może też jestem kimś, z kim nie warto zadzierać mroczna elfko? W każdym razie do rychłego zobaczenia - powiedział wstając i zabierając buteleczkę pod pachę, kierując się do wyjścia z tawerny i przy okazji mijając się z drużyną podróżującą z Velprintalar.

Do kobiety i mężczyzny podszedł gnom i mała dziewczynka.

- Witam państwa, czy nie przeszkadzam za bardzo w waszych wyszukanych amorach? - spytał uprzejmie Marvolo.

- Niegrzeczna! - dodała dziewczynka.

- Zdecydowanie, mam nadzieję, że jak ty dorośniesz to będziesz miała więcej szacunku do siebie, ale nie oceniajmy rozwiązłych ścieżek tych obcych nam osób. Być może tak zostali wychowani, albo taką wiarę wyznają. - odpowiedział dziewczynce uczonym głosem.

- A fu! - wystawiła język.

- Zaiste. Ale pan już sobie idzie, więc zapewne jego popisy nie zdały zadania. - skomentował.

- Heh, ty tatusiu na pewno byś sobie poradził! - rozpromieniała.

- Możliwe, ale nie interesują mnie brzydkie kobiety, słoneczko. - odpowiedział uśmiechając się.

- A ja jestem ładna? - spytała.

- Jak stokrotka.

- Kocham stokrotki!

- Wiem, córeczko. Jesteś najpiękniejszą stokrotką jaką znam!

- Czyli, tato wyjdziesz za mnie? - spytała z nadzieją.

- Hahaha, nie kochanie. Musisz sobie niestety znaleźć kogoś innego do ożenku. - zaśmiał się pociesznie.

- Ehhh... szkoda.

- Nie mów tak, córeczko. Jestem pewien, że znajdziesz swoje księcia.

- Naprawdę? - spytała niedowierzając.

- Naprawdę. - odpowiedział i przytulił ją, głaszcząc po głowie i stwarzając ogólnie pojmowaną rodzinną atmosferę.

Elfka załamała się w duchu, czemu akurat teraz dobra passa musiała się skończyć. Siedziała tu sama już od ponad dwóch godzin, a w przeciągu ostatnich chwil zaczepia ją kolejna osoba. Przez chwilę słuchała tego co mają do powiedzenia nowo przybyli, ostatecznie szybko mając już dość.

- Nie interesują mnie twoje gusta kurduplu.. - rzekła choć sama była nie najwyższa. - Trzymajcie się z tym swoim słodko kwaśnym charakterkiem z dala odemnie, zanim zrobi mi się niedobrze... Jak to mówią? Mały pies najgłośniej szczeka..?

- Whoa, zakapturzona nazwała cię kurduplem, tato. - zwróciła uwagę dziewczynko.

- To nie jej wina, kochanie. Jest po prostu niedouczona i nie wie, że według gnomich standardów jest wysoki, a ona według standardów jej rasy - niska. To prostu, ma kompleksy na tym punkcie i próbuje odciągnąć uwagę od siebie, kochanie. - odpowiedział uczonym tonem.

- Dlatego też nosi kaptur pod dachem jak dziwaczka? - spytała niewinnie.

- Być może, ale jak już wspominialiśmy jest to próba utrzymania nadmiernej aury tajemnicy i mistycyzmy, który w efekcie daje dość komiczny efekt. - odpowiedział rzeczowo.

- Ah, czyli pasuje do opisu, który dostaliśmy? Jest jedną z tych osób, które mieliśmy tu spotkać. - dodała szybko.

- Tak, a przynajmniej takie mam wrażenie. A więc panienko czy przybyłaś tuta w sprawie Verprintalar? - spytał drowkę.

Z początku mrocznej zupełnie nie interesowało to co mówi gnom i jego równie mała towarzyszka. Wychodziła z założenia że pozwoli im wierzyć w to w co sami chcą wierzyć. Oczywiście przemądrzalstwo mężczyzny który twierdził że pozjadał wszystkie rozumy biło w uszy aż nad to, ale była w stanie jeszcze jakiś czas to wytrzymać. Ważne że już niedługo się rozejdą i...na ostatnie słowa Marvolo, zamyśliła się na chwilę.

“Kim on jest? Nikt nie mówił mi nic o żadnym gnomie... To komplikuje sprawę. Więc na prawdę będę musiała słuchać tego pieprzenia przez całą drogę? A może to jedna z przeszkód, a dziecko jest dla niepoznaki.. nie, nie wydaje mi się przeszkolone.” - oceniła chłodno w myślach.

- Przepraszam jestem troszkę nie w humorze przez tego faceta który był przed Tobą. - Skinęła głową na drzwi. - Nie wiem o czym mówisz, ale jeśli chcesz siadać obok mnie proszę, zachowaj swoje zdanie dla siebie, to samo tyczy się tej małej..

“Czy każdy musi dziś drażnić moje nerwy? Przydałoby się nabrać nieco dystansu..” - Westchnęła na tą myśl i zaczęła oglądać swoje dłonie jakby przez rękawice widać było jej paznokcie.

- Faceta? Hmmm... Trix, czy był to samiec? - spytał dziewczynki, ta się zarumieniła.

- Tato! - krzyknęła. Gnom się zaśmiał.

- Oj przecież nie mówię o tym... myślałem, że po twarzy można jakoś poznać? No ale cóż, głębinowe smoki to rzadki gatunek, nie znam dobrze ich fizjologii. - odparł smutno.

- Nie martw się tato, to czego nie wiesz nie jest po prostu interesujące. - próbowała go pocieszyć.

- Nie mniej wstyd mi. A wracając do ciebie panienko, przeprosiny przyjęte - nie każdy posiada odpowiednie wykształcenie i możliwość, tak ukształtowali nas bogowie. - odpowiedział elfce.

- Jesteście nieźle zakręceni, przypomina mi to czasy gdy... - Shaaven urwała, kręcąc głową w niedowierzaniu i lekkim rozbawieniu, po czym niby obojętnie zapytała. - A więc o co właściwie chodzi z tym Verprintalar?

-Mam tu spotkać grupę z Verprintalar i dołączyć do ich misji. Niewiele poza tym wiem. Ale jednak jestem ciekaw, skąd znasz tego smoka głębinowego? - spytał gnom.

- Smoki głębinowe wredne są. - skrzywiła się dziewczynka.

- Zdecydowanie, kochanie, zdecydowanie.

- Zaraz, zaraz... chcesz mi wmówić że podwalał się do mnie smok, i...? - Drowka parsknęła śmiechem, zupełnie naturalnie po czym ucichła równie nagle.

- Dziwaczka. - skomentowała dziewczynka.

- No, no, córeczko. Pamiętaj - nie każdy ma tak dobry wzrok jak ty, tato również ma z tym problemy. - uśmiechnął się do dziewczynki.

- Tak, to był smok głębinowy, zwany czasami podziemnym. Nie wiedziałaś? Hmmm... ciekawe czy ma coś wspólnego z naszą sprawą... - pogładził się po bródce.

- Oby nie, nie lubię smoków głębinowych to hultaje! - odezwała się dziewczynka, gnom zachichotał.

“Oby nie, to ja celowałam mu z kuszy w klejnoty...” - Pomyślała drowka i zagryzła wargę sama nie wiedząc czy z lekkiego strachu, czy zadowolenia swoją zuchwałością.

Przechwałki i nieskończenie pracujący język tej dwójki zaczął Shaaven przeszkadzać, tym bardziej że w zasadzie nie wiedziała czego oni od niej oczekują. Chcą podnieść sobie ego jej kosztem, a może sprowokować do czegoś? Przykleili się jak rzepy i zdawało się że mówią sami ze sobą. Kimkolwiek byli, przyszłymi towarzyszami, czy może komplikacjami drowka nie musiała dotrzymywać towarzystwa parze gnomów. Już miała zamiar sobie iść, gdy dostrzegła nowych gości przybytku, którzy pasowali mniej więcej do skromnego opisu osób na które miała czekać. Pozostawał jednak pewien problem, a nawet dwa problemy siedzące zaraz obok i najwyraźniej także oczekujące tych samych ludzi.

“ Co jeśli kłamią i zamiast przyłączyć się zamierzają pokrzyżować im szyki? Mogłabym zrobić zamieszanie na cały lokal, wmieszać się w tłum i pierwsza dotrzeć do... Oh.. Chrzanić to, oni chyba nie potrzebują mojej pomocy“

Elfka zawiesiła dyskretne spojrzenie na nowo przybyłej grupie i z zaciekawieniem się im przyglądała, oceniając w myślach.

Lubiła maszerować, ponad tysiąc lat temu, nie trzeba było wtedy myśleć o niczym innym tylko aby nie dać się wciągnąć w zasadzkę. Teraz myślała, dużo, nie tylko o zasadzkach rozważała sytuację w której się znalazła co chwilę pilnując aby nie oddalać się za bardzo od reszty, czasem zapominała jak szybko potrafiła się poruszać. Ktoś zaplanował eliminację albo uziemienie Simbul. Szpiedzy, najpewniej tego kogoś całkiem solidnie zagnieździli się w strukturach wywiadu i kto wie pewnie też i armii. Cel i do pewnego stopnia plan ich misji najpewniej były już znane przez przeciwnika. Tylko na jakim szczeblu i czy ich rysopisy zdobiły już wychodki wszystkich agentów w Krainach? Czy Corrick dobrze wydedukował, że łącznikiem doppelgangera będzie oryginał? A może Corrick sam jest zmiennokształtnym albo po prostu podwójnym agentem? Powiedzmy, że znajdą Klucz, powiedzmy że Corrick lub ktoś kto się pod niego podszywa wysyła ludzi aby „zabezpieczyć sytuację”, nawet jeśli nie zabiją Simbul, co może się zdarzyć jeśli dobrze zaplanują akcję. Wystarczy wykończyć Radę i rozpocząć inwazję, a jeśli Simbul zostałaby ranna i przeniosłaby się do spacyfikowanej przez nich kryjówki prosto w ręce Thayczyków… A teraz na dodatek dostają Drowa jako dodatek do drużyny? Kto wpadł na ten pomysł? Niee wcale nie jest to podejrzane, nic a nic, nawet troszeczkę… Cholera nie nadawała się do tego, była prostym żołnierzem, idź, zabij, pomachaj flagą itp. Choć z drugiej strony, była też oficerem i szlachcianką więc sporo ruchów tego tańca znała od kołyski. Tylko, że miała tak mało pewnych wiadomości za mało żeby zostać graczem ale miała nadzieję dość aby zabezpieczyć się przeciw większości niebezpieczeństw i nie zostać tylko pionkiem. ~Chyba trzeba się zastanowić czy nie warto by podzielić się wątpliwościami z kimś jeszcze. ~ Tego typu myśli kłębiły się jej w głowie przez całą podróż, gdyby jakiś nieszczęśnik próbował czytać jej w myślach najpewniej byłby bardzo skonfundowany i pewnie zainkasowałby kliniczny przypadek paranoi.
 

Ostatnio edytowane przez Lomir : 19-06-2012 o 15:57.
Lomir jest offline  
Stary 19-06-2012, 15:57   #34
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Gdy tylko znaleźli się na miejscu szybko odszukali karczmę, rozmowy z miejscowymi odnośnie wskazówek pozostawiała innym, za dobrze wiedziała jak słabo idą jej kontakty z ludźmi. Sama karczma wyglądała jakoś tak, zwyczajnie, ot gospoda gdzieś na prowincji gdzie miejscowi przychodzą wypić kufel lub dwa po całym dniu racy albo wpadają coś zjeść jeśli nie mają żony lub są przejazdem. O tej porze klientelę stanowiła mieszanka miejscowych i gości spoza miasta, nietrudno było jednak zauważyć trójkę siedzącą przy jednym ze stołów. Kobieta zdecydowanie nie chciała pokazywać twarzy, już to by wystarczyło aby zwrócić uwagę Erianne, jasne każdy mógł siedzieć w kapturze w dość ciemnym pomieszczeniu jak to, tylko po co? O dziwo siedząca z nią parka zdawała się być całkowicie na swoim miejscu, tylko kto zabiera dzieciaki do karczmy?

-Jak myślicie, to są nasi nowi współtowarzysze?- zagadnęła nie patrząc na nikogo w szczególności.- może idźcie się przywitać a ja zamówię jakiś posiłek?

Paladyn przez całą podróż wypominał sobie w myślach własną głupotę i lenistwo. W Szarym Forcie długie patrole nie doskiwerały jego gnatom tak bardzo jak obecna, nie tak długa znowuż wyprawa. Przy marszach przez Brunatne Moczary prezentowała się niczym spacer... Ciężka zbroja i czas spędzony na służbie w stolicy zrobiły jednak swoje - zmarniał. I musiał przyznac to sam przed sobą.
Nikogo nie powinno zatem dziwic, iż od momentu kiedy ujrzeli zarys miasta, jego twarz ozdabiał drobny uśmiech. ~Psia jucha, początek. To dopiero początek, a ty już cieszysz się jak kundel widzący michę, na myśl o odpoczynku w karczmie~
Chociaż, czy należało myśleć o takim ? Jak duże było prawdopodobieństwo, że w chwilę po przybyciu do karczmy przyjdzie im chwycic za broń walcząc o własne życie jak i powodzenie misji ?
Postanowił na chwilę obecną odsunąc od siebie taką myśl. Kiedy przyjdzie co do czego, żołnierskim nawykiem sięgnie po broń. Teraz należało miec oczy szeroko otwarte, bo właśnie to mogło oszczędzić im niepotrzebnego rozlewu krwi.
Starając się nie wzbudzac podejrzeń w wieśniakach [ o ile było to w ogóle możliwe, dla mężczyzny w pełnym rynsztunku przybyłego z lasu ] wypytał kilku napotkanych o drogę do karczmy. Za każdym razem dziękując im i dodając skromne, nie nazbyt rozwlekłe błogosławieństwo Księżycowej Panny.
- Jeśli byłabyś tak miła. - odpowiedział rudowłosej, kiedy minęli próg karczmy samemu ruszając w kierunku ich potencjalnych “współpracowników”.
- Cóż za wiatr gnac musiał po ziemiach wspaniałej Simbul, iż sprowadził w zaciszne miejsce jak to, tak różnych osobników. Różnych, ale jak sądze poświęconych jednej sprawie. - z uśmiechem na twarzy.
- Zapewne jakiś powiew desperacji.. - elfka złożyła dłonie razem przeplatając palce, i opierając się o stół na łokciach zachichotała jakby sama do siebie. - Skąd przybywasz rycerzu?

Podróż nie sprawiła wielu problemów barczystemu jegomościowi. Co prawda wstyd, że przez niego prędkość marszu spadła niewyobrażalnie, co chwila bił go po potylicy, jednak nie było rady. Żaden tutejszy koń nie był w stanie utrzymać tak przytłaczającego ciężaru jakim był pełnozbrojny krasnolud. Tak więc powoli, acz skrupulatnie dążył do przodu.
Wesoła to droga takowoż nie była. Milczący rudzielec szedł na przód wpatrując się jeno w plecy, a raczej biorąc pod uwagę jego aparycję, to w zadki maszerujących przed nim kompanów i kompanki. Dość małomówna natura brodacza spotkała się jednak z aprobatą gdyż większość biła się ze swymi własnymi myślami, nie męcząc się słownymi fechtunkami czy przyjacielskimi pogawędkami.

Rutynę marszu przerwał widok rosnącego w oczach miasta. Ragnar podrzucił, zdawało by się, wesoło swoje toporzysko na ramieniu i przyspieszył kroku. Owa zmiana prędkości była równie złudna gdyż wciąż wlekł się z prędkością mozolnego żółwia. No ale cóż poradzić?

Gdy tylko wparowali do biednej karczmy, która dnia dzisiejszego przyjąć musiała taką podejżaną ferajnę i nakarmić ich żołądki, od razu dostrzec mogli persony odpowiadające rysopisowi ich przyszłych znajomych. No może nie od razu. Nie duży wzrost pierworodnego Flammesteinów powodował problemy w widoczności, zwłaszcza w zatłocznych budowlach. Wtedy dobrze było stosować standardowe taktyki, czyli uczepienie się palladyńskiego ogona i podążanie za nim, aż dotrą do drowki oraz ciekawej parki gnomów. Jako, że Stragos miał bardziej gadane, brodacz pozostawał w jego cieniu z lekkim zainteresowaniem przyglądając się gnomowi.

W momencie, gdy padły z ust Corricka słowa o uzupełnieniach, po karku Saretha przeszedł dreszcz, lecz ten nie dał po sobie niczego poznać. Postanowił miło spędzić ostatni wieczór przed podróza, wypijajac piwo w karczmie i rozmawiajac z bywalcami.

Jednak nastepnego dnia, juz w drodze, młody Czempion Poranka, nie mógł odpędzić od siebie mysli o nowych “towarzyszach”. A w zasadzie o jednej konkretnej “towarzyszce”, drowce. Mroczny elf, tutaj, na powierzchni? Co to miało znaczyć? Plugawa istota mroku miała walczyć ramię w ramię ze Światłoscia Poranka? Przeciez te istoty kieruja sie w swoim zyciu jedynie zlem, zepsuciem, rozpusta! Pewnie byla czcicielka Lolth, Pajęczej Królowej, albo Shar, bogini nocy, jeda z kilku zyjacych bostw wrogich Lathanderowi. Aasimar przez cala droge rozmyslal co powinien zrobic w tej sytuacji, jego duma i honor nie pozwalaly mu ja sojusze z istotami mroku, a jednoczesnie jego dobroc i zrozumienie zakazywaly nienawisci i potepienia do osoby jeszcze nie poznanej. Mlody kaplan, targany skrajnymi uczuciami, zwrocil sie do swojego boga, Pana Poranka, o rade. W zwiazku z malo rozmownymi towarzyszami, skupienie w drodze przyszlo mu latwo. Aasimar po modlitwie wiedzial jak postapic. Bedzie ja obserwowal i jesli stanie na drodze Blaskowi Poranka to nie zawaha sie jej przeciwstawic, a nawet ukrocic jej zywota. Jednakze postanowil obdarzyc ja ogromnym kredytem zaufania, liczac na to, ze stereotypy co do Morcznych Elfow sa przerysowane i nieprawdziwe.

Gdy ich czwórka weszła do karczmy, Aasimar skierował swoje kroki za Stragosem, ktorego polubil, zwaszcza, ze byl swietym rycerzem Selune, ktora jest sojuszniczka Lathandera.
Przysłuchujac sie wymianie zdań miedzy elfka w kapturze a paladynem zwrocil uwage, na kaptur rozmowczyni. Jesli ma jej zaufac, to nie powinna nic ukrywac, a tu juz od poczatku tajemnice. Jednak mimo młodego wieku aasimar miał za tyle madrosci, aby powstrzymac sie od komentarza, wiedzial, ze pewnie drowka nie chce zostac rozpoznana jako przedstawicielka swojej rasy. Kapłan stanal ramie w ramie z Stragosem i przygladal sie elfce, starajac sie ukryc swoja podejrzliwosc.

Dziewczynka zaczęła się głośno śmiać.

-Tato, tato - ten pan chyba wie o twojej przygodzie z podróżnym kucharzem! Takich wiatrów dawno nie poczułam, i pół miasta. - dziewczynka wyszczerzyła zęby.

- Na to wygląda, córeczko. Choć nie powiem aby było to miłego z jego strony, wypominać takie krępujące sytuacje... - na te słowa dziewczynka klasnęła rękoma.

- Tato, to chyba wpasowuje się w profil poszukiwaczy przygód? Nieokrzesanie i takie tam? - odparła zadowolona z siebie.

- Masz chyba rację, córeczko. Wygląda na to, że to ich szukamy. Szkoda, myślałem, że będą niżsi po opisach.

- Yhm, im wyżsi tym ciśnienie mocniej im głowi ściska i utrudnia myślenie. - dodała dziewczynka.

- Fakt udowodniony przez naukowców z Lantanu, stokrotko. Jestem Marvolo, a to moja córka Trix. To zapewne was szukamy? - przytaknął.

Rycerz Ksieżycowej Panny skinął głową w kierunku młodej dziewczyny.
- Wybaczcie młoda damo, iż nie spełniam waszych oczekiwań. Wszystko wina mego apetytu i miłości do solidnego kubka mleka przed snem... Chociaż nie powiem. Ta stal może też dodaje mi nieco kilogramów ? - uśmiechnął się szeroko pukając pięścią w korpus zbroi. - Sir Stragos Valesjus. A to moi towarzysze, Ragnar o nazwisku druzgocącym język równie mocno co jego topór czerepy... Flammestein - wypowiedział bardzo powoli nazwisko, układając dłoń na ramieniu rudobrodego towarzysza. Miał cichą nadzieję, że ten niewinny żart nie obudzi słynnego, poślającego się krwią poczucia honoru krasnoludów. - Sareth Erthrund, wierny sługa Promienistego Boga, Pana Poranka i wszystkiego co milośc czuje do ciepła jego promieni...- wypowiadając te słowa rzucił przelotne spojrzenie w kierunku drowki - A pięknośc, która nam towarzyszy imię nosi Erianne. Miło was poznac Panie Marvolo i panienko Trix... I oczywiście was przyniesiona powiewem desperacji Pani... ? - zamarł w ukłonie, czekając na słowa popielastej.
~ Gdyby poznał kuzynów Flammewarter’ów albo Schawarzewaage’nów to by sobie dopiero język połamał - przeszło mu przez myśl gdy skłaniał się lekko na dźwięk swego imienia.

- Powinieneś je skrócić - dziewczynka skomentowała nazwisko krasnoluda - Moje też było zbyt trudne to skróciłam do Trix, tato powiedział, że tak wygodniej będzie.

- Krasnoludy są bardzo dumne, córeczko. Dlatego wymyślają sobie dziwne nazwiska żeby to podkreślić. Znałem kiedyś jednego, który nazywał się Blizthammersternmorgen, mówiliśmy na niego “Młotek”, ze względu na nazwisko i poziom kognicji. - wtrącił gnom.

- A ten uczuciowy pan... to prawda, że uczuciowi panowie wolą innych panów od kobiet? - spytała kapłana Lathandera.

- Tak, tak, przybyliśmy tutaj aby pomóc naszej wspaniałej, miłosiernej władczyni. Właśnie się zastanawialiśmy z zakapturzoną panną czy ten smok głębinowi nie ma czegoś z tym wspólnego. - wzruszył ramionami.



- Mnie akurat żadna desperacja tu nie przygnała, a bynajmniej nie moja własna. Na dniach możecie mi mówić Alona, nawet ładne imię. - Elfka jakby złośliwie, poprawiła kaptur zaciągając go dokładniej gdy wyczuła na sobie ciekawskie spojrzenie Saretha, a gnom nazwał ją “zakapturzoną panną”. - Czekałam na was. - Tu spojrzała na gnoma któremu przed chwilą powiedziała zupełnie coś innego. - Jak rozumiem doszły was już o tym pewne słuchy?

Drowka czuła się nieco skołowana wyjątkowo luźną atmosferą którą zapoczątkowała mała Trix. Nie przywykła do tego, i było to zupełnie nie wskazane w jej fachu i świecie z którego przybyła. Oczywiście mogłaby zachowywać pozory, ale tutaj nic jej to nie obchodziło. Tak samo jak to czy będzie wydawać się komuś nudna, lub czy mały gnom sobie z niej zażartuje. Liczyła się tylko czujność i skupienie na otoczeniu. Te wszystkie szlachetne, święte symbole były nieco przytłaczające dla kogoś jej pokroju. Elfka najchętniej by z nich zakpiła, sama wyznawała w końcu mroczną bogini Shar i boga kradzieży Maskę. Nie była jednak żadną fanatyczką, tak więc gdzieś miała to czy członkowie tej drużyny wyznają bogów zaangażowanych w wielkie wojny z jej boginią. Jej wiara była oparta bardziej na samolubnych odczuciach niż zainteresowaniem wolą Shar, czego akurat można było się spodziewać. Ważne było tylko by nikt, nigdy nie dowiedział się jakie jest jej bóstwo. Być może gdyby dało się dostrzec teraz jej wzrok, można by wyczuć negatywną nutkę emocji towarzyszącą spojrzeniu ku obu ludzkim mężczyznom. Chociaż minął już rok, wspomnienia wciąż napędzały koło nienawiści skierowane przeciw władzy i ludności Verprintalar. Jedna myśl za drugą stoczyły ją w ponury nastrój, gdy w zamyśleniu wsłuchiwała się w ciepły głos Stragosa. Dodawała mu znaczeń których nie było, swym tajemniczym chłodem nie pozwalając tknąć tej lodowatej powłoki charakteru którą w sobie wykształciła.

Erianne podeszła do stołu i rozłożyła na nim, solidnych rozmiarów półmisek zimnej pieczeni , spory bochen chleba i duży dzban najwyraźniej piwa.-To oni?-Spytała, widząc potakujące skinienie powiedziała-Witajcie, jestem Erianne Rind jeżeli jeszcze mnie nie przedstawiono. Ale przepraszam, chyba mówiliście o smokach?

- Witaj. Właśnie jednego spławiłam, ale jeszcze zdążysz go złapać. - Drowka skinęła z lekkim rozbawieniem w stronę drzwi przy okazji wskazując je kciukiem, zapominając o wszystkich negatywnych myślach które sączyła przed chwilą. - A tak poważnie to pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło...

To nie był podmrok, a obecność innej kobiety w ich małym gronie była... pocieszająca.

~Dziwna dwójka.~ pomyślała Erianne ~Czemu ich wybrano do tej misji? Gnom jest najwyraźniej magiem, pasuje tu ton wyższości i nawyk irytowania otoczenia, ale miło z jego strony że chciał się pożegnać z dzieciakiem przed podróżą. Teraz przynajmniej wiadomo co mała tu robi. Drowka… może specjalista od cichej eliminacji i zwiadu? Szkoda tylko, że tak zwraca na siebie uwagę, ale z drugiej strony ja też nie wtapiam się w tłum…~ myślała słuchając Drowki wyjaśniającej co Gnom miał na myśli.
-Czemu uważacie że to był smok?-Spytała. –I skąd pewność, że akurat głębinowy?

Sareth spojrzal na Trix swoimi złotymi oczami i usmiechnal sie.

- Moja droga, nie chodzi tu o taka milosc jaka jest miedzy mezczyzna a kobieta, raczej o milosc do boga, do wszystkich bliznich, niezaleznie od plci, wieku, rasy. Taka sciezka kaze mi podazac moj bog, Pan Poranka, Lathander. Jesli cie to zainteresuje to chetnie opowiem ci cos wiecej o mojej wierze -
Powiedzial Aasimar. Gdy wspominal o “rasie” jego wzrok bezwiednie powedrowal w kierunku drowki.

Na slowa o smokach troche sie zdziwil i powiedzial - Smok? Głebinowy? Mozecie mi to wyjasnic? Zawsze myslalem, ze smoki to wielkie jaszczurze bestie, a takiej tu nie widzialem..-

- Tato, czy to jest jeden z tych panów, na których mam uważać? - dziewczynka spytała swojego ojca.

- Obawiam się, że to jeden z tych panów na których każdy musi uważać, córeczko. - odpowiedział półszeptem.

Gnom poklepał dziewczynkę po ramieniu.

- Ale nie bój się, córeczko - ja cię obronię. - dodał z uśmiechem.

- A co do smoka.... Trix go zauważyła kiedy podeszliśmy do panny “Alony”. Potrafi widzieć rzeczy takimi jakimi są naprawdę. A smoki, wszechmiłku, potrafią zmieniać postać i przybierać ludzkie czy inne. Głębinowe potrafią chyba jeszcze zmieniać się z węże, o ile dobrze pamiętam.

-Wybaczcie, ale czy postac smoka rzeczywiście powinna nas teraz intresowac ? Oczywiście, chyba, że macie państwo jakieś podejrzenia odnośnie jego powiązania z naszą sprawą... - Stragos już chciał pytac elfkę, jakie to powiązania spawiły, iż przysłano do pomocy drowa. Postanowił ostatecznie zmarnowac ten oddech i nie prowokowac kłótni. Niemal natychmiast zrozumiał, że Alona nie jest kobietą, która lubiła byc dłużna w słowach.
Odsunął krzesło, wskazując je Erianne, po czym sam zasiadł tuż obok poszarzałej elfce.

- Nie, wydaje mi się że on chciał tylko... że chciał mnie.. myślę że ten temat nie musi nas interesować... - westchnęła. - Im szybciej stąd wyjdziemy tym szybciej poczuję się swobodniej.

-Nawet gdyby jego zainteresowanie było całkiem, “niewinne”-powiedziała Erianne patrząc na Drowkę.- Może być ono zagrożeniem dla naszej misji, dlatego chyba jednak powinniśmy zwrócić na niego uwagę. Oraz rozważyć potencjalne następstwa i możliwe plany na wypadek gdyby pracował dla kogoś po drugiej stronie.

- To niemożliwe a bynajmniej wyjątkowo mało prawdopodobne aby ktoś na tym etapie powiązał mnie z tą sprawą. Zaś co do naszej współpracy część oficjalną wkrótce mamy za sobą, potem zaś będę działać po swojemu. Jeśli już tak bardzo chcesz wybadać ten temat, powiedz co sugerujesz. - Odparła elfka delikatnie odsuwając się od paladyna, niby chcąc zachować większy dystans.

-Miałam na myśli raczej przypadkowe wmieszanie się, nie próbę uwiedzenia w celu szpiegowania. Powiedzmy, że wywarłaś dość duże wrażenie żeby zachciało mu się cię śledzić, jak myślisz co zrobi jeśli odkryje cel naszej misji? Może spróbować nas wyeliminować aby samemu przejąć to po co przyszliśmy. Albo jeśli jest sprytniejszy sprzedać informację i/lub swą pomoc któremuś z naszych wrogów. A to są tylko najprostrze możliwości które przychodzą mi do głowy. Możliwe oczywiście, że przesadzam, ale paranoia to w moim zawodzie wymaganie nie wada.

- Nie wyśledzi mnie. - rzekła pewna siebie, dość leniwym głosem. - Ale jeśli zależy wam na większej dyskrecji nasze spotkanie tutaj powinno się zakończyć, ja zresztą także nie specjalnie chcę być kojarzona jako wasza znajoma.

Elfka wstała nerwowo, udając zirytowanie kolejnym dosiadającym się do niej natrętnym towarzystwem co wyszło jej całkiem zgrabnie. Wyglądało na to że miała jakieś aktorskie doświadczenie. Przesiadła się do dalszego stolika robiąc to co przed ich przybyciem, czyli w błędnym zamyśleniu wpatrując się w drewniany blat.

- Phi! Dziwaczne te elfy są. Brak słońca chyba im na głowę mocno zaszkodził. - skwitował, dotąd milczący krasnolud. Niezbyt podobało mu się zachowanie ich nowej towarzyszki, bądź raczej znajomej, gdyż z tego co zrozumiał nie miała zamiaru podróżować wraz z nimi. Płakać nie będzie. Za to zwrócił się do gnoma.
- Panie Marvolo, jaka jest pańska specjalizacja?

Sareth na słowa Ragnara o drowce usmiechnal sie lekko i skinal glowa do krasnoluda.

W momencie oczekiwania na odpowiedz gnoma aasimar powiedzial - Sluchajcie, mamy tu oplacony nocleg, wiec moze dowiedzmy sie gdzie mamy swoje pokoje, zostawmy toboly i spotkajmy sie tutaj za dwa kwadranse. Usiadziemy na spokojnie, zaplanujemy nasze dalsze dzialania i poznamy sie lepiej? Albo zastanowimy sie nad tym jutro z rana. -

Po tych słowach kapłan wyszukał wzrokiem karczmarza czy dziewki słuzebnej w celu zapytania sie o ich pokoje na dzisiejsza noc, oplacone przez Corricka.
 
Lomir jest offline  
Stary 19-06-2012, 15:58   #35
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Drowka zaś udając znudzenie co w tym wypadku nie było zbyt trudne i głaszcząc swoje długie, szpiczaste ucho skryte za kapturem starała się podsłuchać ile mogła. Musiała odczekać teraz jakieś dziesięć, bądź piętnaście minut by jej powiązanie z grupą podróżników wydało się mniej prawdopodobne. Czekała więc cierpliwie nie zrażona słowami krasnoluda, które jej wyszkolone ucho wyłapało w zgiełku rozbawionych głosów.

- Specjalizuję się w tworzeniu tego co nie istnieje, lub istnieje jako echo. Innymi słowy - w iluzjach. - odpowiedził dumnie gnom.

- Tato jest najlepszy! Szkoda tylko, że zawsze wiem kiedy to na niby... - dodała nieco smutno.

- No już kochanie, wiesz, że to tacie nie przeszkadza. - pogłaskał małą po głowie.

- Myślę w każdym razie, że na smoka głębinowego powinniśmy uważać. Rzadko, który chodzi po gospodach na powierzchni aby uprawiać sprośności z zakapturzonymi pannmi. A co więcej, skoro zmienić się w humanoida potrafi to musi mieć już sporo lat na karku... - pogłaskał się Mezzo po bródce.

- A może smok po prostu poczuł miętę do innego smoka...- paladyn nieco rozbiawiony, zerknął w kierunku drowki. - Co do sprawy ewentualnego pościgu za nami, możemy podjac jakieś kroki ostrożności. Angażowanie się jednak w ewentualną walkę ze smokiem... To nie brzmi dobrze. A już na pewno nie po drodze z naszymi głównymi obowiązkami.

- Póki nam to nie w interesach lepiej nie krzyżować topora ze smoczym szponem. - wtrącił krasnolud po czym wyjął kilka przedmiotów ze swego plecaka - Czy możesz rozpoznać te przedmioty? - zwrócił się do gnoma pokazując zdobyczną buteleczkę oraz naszyjnik. - i posługiwać się tą różdżką? - podał mu cieniutką pałeczkę wykonaną z żelaza z małym kołem zębatym na końcu.

Shaaven zmrużyła oczy gdy dotarło do niej co rzekła Trix. Skoro potrafiła rozpoznać smoka który przybrał postać ludzką, jak i dostrzega prawdę o iluzjach ją także dostrzeże nawet gdy elfka będzie niewidzialna. To komplikowało sprawę, na tyle że drowka westchnęła pod nosem na prawdę przejęta tym faktem. Tak więc jest tu ktoś kto może mieć oko na jej grzeszki. Elfka miała tylko nadzieję że Trix będzie na tyle inteligentna by nie zdradzić jej obecności w żaden sposób jeśli schowa się za zasłoną niewidzialności. Jeśli jednak dziewczynka będzie stać jej na drodze, co powinna zrobić? Pozbyć się jej? Omamić? Zyskać względy? A może zniszczyć źródło jej umiejętności dostrzegania rzeczy takimi jakimi są? Nuda oczekiwania zniknęła z wyjątkowo intensywnym myśleniem nad przyszłością tej współpracy. Ostatecznie zdecydowała się na dokładniejsze poznanie dziewczynki i jej umiejętności by później podjąć jak najskuteczniejsze środki.

- Tia, z różdżki korzystać mogę, choć nie wiem po co komu ona? Używa się takich głównie na golemy, a nie mamy tu takich chyba... - gnom zaczął przyglądać się podejrzliwie grupie, szturchając Trix ramieniem.

- Nie tato, wszyscy żywi... - wywróciła oczami.

- No już, już - zmęczony jestem nieco córciu.... - gnom przyjrzał się przedmiotom - maść wieczności, wisiorek zdrowia. - machnął ręką.

- Magia tego kijka jako nieliczna działa na moje ramię. - rzekł podrzucając lekko swój topór na ramieniu. Sama broń, choć dosyć nie poręczna w karczemnych bijatykach, była ze dwa razy większa od drobnego gnoma. I na pewno była by w stanie przeciać go w pół. - Zatrzymaj go proszę, może będzie konieczność użycia go .

Sareth wzial klucz od karczmarza i poszedl na pietro, do swojego pokoju.
Gdy dotarł na miejsce, sciagnal plecak i odlozyl go na ziemie. Zaczal rozpinac klamy trzymajace zbroje i po chwili byl wolny od ciezaru pozlacanych plyt. Rozejrzal sie po pokoju za wieszakiem na pancerz, moze takowy tu byl, w koncu awanturnicy czesto przemierzali Krainy.
Nastepnie kapłan obmył się w balii, ktora pewnie gdzies znajdowala sie w pokoju i wyciagnal swiety symbol Lathandera, swiece i ksiege z psalmami. Odmowil modlitwe do boga Poranka i zaspiewal psalm o tym, jak slonce ustepuje nocy i ciemnosci.
Nastepnie przebral sie w czyste ubranie i jesli mial ku temu sposobnosc to przepral zuzyte odzienie.
Na koniec zamknal pokoj i postanowil zejsc na dol, moze ktos jeszcze z jego wspoltowarzyszy zostal i bedzie mial okazje zamienic kilka slow i poznac sie blizej.
 
Lomir jest offline  
Stary 07-07-2012, 17:04   #36
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
***
Halendos, Pod Oślizgiem

***


Pierwsze promienie słoneczne rzuciły refleks na rzekę przepływającą przez Halendos. W przezroczystej wodzie dało się dostrzec pierwsze ryby próbujące przeciwstawić się prądowi strumienia. Na ulice miasteczka wyszło pierwsze kilkanaście osób.
- No, to teraz pora na sen i dla księżyca - uśmiechnął się pod nosem starszy mężczyzna taszczący pod pachą wędkę, komentując niezmienny cykl dnia i nocy. Mimo bardzo wczesnej pory nie można było powiedzieć, że Halendos było całkowicie puste. Od razu dało się zauważyć że miasto żyło z połowu ryb, a rzeka była zbyt płytka na wpuszczenie w nią większego statku. Stare, miejscowe wygi doskonale wiedziały że trzeba wstać skoro świt żeby cokolwiek nałapać, jeszcze zanim codzienny gwar kupców i przejezdnych wypłoszy wszystkie ryby z okolicy. Gwar zaś, wraz z upływającymi minutami nabierał na sile. Po samotnych wędkarzach przyszła kolej na sklepikarzy polujących na najlepsze miejsca, w międzyczasie zjawili się również pierwsi podróżni. Około godziny siódmej otwarto część sklepów stojących przy głównej ulicy, o dziewiątej zaś miasteczko nie przypominało już w niczym spokojnej wioski, jaką wydawało się być pod osłoną gwiazd. Głośne pokrzykiwania, parsknięcia koni i śmiechy słyszane zza okna nie pozwoliły nikomu z drużyny najemników pospać dalej jak do ósmej. Tawerna również wstała na nogi, o czym świadczyło skrzypnięcie deski co jakiś czas pod ciężarem krzątającej się po piętrze osoby. Dół również nie próżnował, o ile podłoga była w miarę dobrze uszczelniona, tak już ściany i okno niekoniecznie i wszystko co działo się przed Oślizgiem, słyszalne było również w górnych izbach. Kolejni członkowie eskapady wraz z upływem czasu schodzili na dół, gdzie gospodarz raczył ich śniadaniem: jajecznicą na bekonie z chlebem i do picia co tam kto wolał. Od razu na myśl przyszła okrągła sumka, którą wyłożyć musiał arcyszpieg organizując pobyt tutaj. Dolna sala powoli nabierała swego codziennego, wypchanego klientami po sufit, wyglądu.

Jednak mimo upływu czasu było coś, co niepokoiło. Dotychczas na dole pojawiło się sześciu z siedmiu członków drużyny: dwaj ciężkozbrojni rycerze, zakuty w płytę krasnolud, ruda kobieta i gnom wraz ze swoją rozszczebiotaną córeczką. Brakowało oczywiście mrocznej elfki, początkowo drużyna zwalała to na zaspanie, spokojnie konsumując posiłek, który trzeba przyznać gospodarzowi, faktycznie był nie tyle zjadliwy, co po prostu dobry. Mimo tej rodzinnej atmosfery ktoś co chwila spoglądał na schody oczekując schodzącej po nich drowki. Napięcie rozluźniała nadająca jak katarynka Trix, co rusz zauważająca coraz to nowsze aspekty połączenia jajka i bekonu. Po kwadransie żona właściciela Oślizga udała się na górę sprawdzić i obudzić kobietę, jednak powróciwszy stwierdziła, że pokój jest całkowicie pusty. Elfka nie zostawiła po sobie nawet najmniejszego śladu urywając się bez słowa. Wyszła na zwiad? Dostała nowe rozkazy? Może zwyczajnie zdezerterowała? Ci, którzy podróżowali z Velprintalar zdawali sobie sprawę z tego jak Corrik podchodzi do takich spraw (szczególnie opcji trzeciej) i mogli tylko przypuszczać co może spotkać na powierzchni drowa-dezertera.
Minęła dziewiąta, w dość napiętej atmosferze cała szóstka zebrała się od stołów dziękując za śniadanie i szykując się do wyruszenia dalej. Drużyna nie mogła pozwolić sobie na dekoncentrację gdyż jedynie kilka godzin dzieliło ją od niebezpiecznych, starożytnych puszcz Yuirwood. Nie marnując więcej czasu, najemnicy przygotowali się do podróży i wybyli z lokalu wychodząc najpierw na główną ulicę Halendos, a zaraz później trakt prowadzący na południe Aglarondu.

***
Aglarond, Puszcze Yuirwood

***


Podróż z Halendos nie trwała długo, mimo początkowej niepewności co do poczynań czarnoskórej elfki drużyna wreszcie skoncentrowała się na zadaniu i ruszyła na południe. Droga była praktycznie pusta, szlak handlowy biegł na zachód do Urst, gdzie też podążała większość karawan. Już na pierwszy rzut oka widać było, że trakt do elfich puszcz nie był najczęściej używany w tutejszych okolicach. Niegościnność elfów była wręcz legendarna i większości kupcom stanowczo odmawiali. Powiadało się, że tylko ci potrafiący uszanować starożytne tradycje byli mile widziani w Stopie Relketha, swoistej stolicy Yuirwood strzeżonej przez cztery smoki pieśni. Sam las zajmował sporą powierzchnię Aglarondu rozciągając się od zachodu po wschód i w dużej części był elfią domeną. Według przekazywanych ustnie informacji po całej puszczy porozrzucane były starożytne, elfie ruiny zasiedlone przez przyciągane magią bestie lub przystosowane do zamieszkania przez uciekające ze swojego planu gwiezdne elfy. Swoją drogą było to chyba jedyne miejsce w Faerunie, gdzie można było się natknąć na ten niezwykle rzadki i piękny gatunek elfa. Wiele ruin kończyło się pozamykanymi (lub nie) portalami do Sildeyuir, niewielkiego planu atakowanego obecnie przez demony. Historia elfiego azylu była dość smutna, rdzenni mieszkańcy Yuirwood w dawnych czasach, zmuszeni koniecznością ucieczki odwołali się do starożytnej magii tworząc niewielki plan na którym się schronili. Dziś ta sama magia przyciągnęła do Sildeyuir rzesze czartów próbujących wydrzeć długouchym ich sekrety, przez co ci znów zmuszeni zostali uciekać do swoich rodzinnych stron.
Zostawiając w spokoju elfie historie warto było skupić się na obrzeżach puszczy. Ostatnia karawana dostrzeżona przez drużynę najemników minęła ją kilka godzin temu. Logicznie rzecz biorąc żaden kupiec nie zapuściłby się tak daleko wgłąb lasu nie mając pewności, czy mieszkańcy Stopy Relketha będą chętni w ogóle dobić jakiegokolwiek targu. Oczywiście pozostawała również kwestia trafienia do starożytnej placówki, co nie było znowu takie proste. Wysłannicy z Velprintalar dopiero teraz zdali sobie sprawę, na co się porwali. Nawet obrzeża Yuirwood były tak gęste, że ciężko było dostrzec przeciskające się przez gęste korony drzew promienie słoneczne. Na wynajęcie tropiciela było trochę za późno, można było mieć tylko nadzieję, że któryś z miejscowych łowców, o których notabene w państwie krążyły wręcz legendy, wpadnie na zagubionych podróżników.

Po kilku godzinach wędrówki okazało się, że samotna podróż przez Yuirwood była złym pomysłem. Marvolo wielokrotnie zagadywał Trix o jakiekolwiek ślady magii, gdyż nie wierzył że ciągle rozchodzące i schodzące się uliczki nie były efektem czarów. Wyglądało to bardziej jakby las celowo wyprowadzał zwiedzających na manowce nie chcąc, by ci zakłócili spokój jego i jego mieszkańców. Wraz ze schodzącym coraz niżej po nieboskłonie słońcem drzewa zdawały się zacieśniać, całkowicie ograniczając widoczność praktycznie do zera. Krótko po zapadnięciu zmierzchu wiedzeni przeczuciem Erianne, emisariusze Velprintalar dotarli zza gęstej linii pni i gałęzi na średnich rozmiarów polankę. Właściwie to bardziej przypominała ona bajoro otoczone chwastami i wyrastającymi z pod zielonkawej i zdecydowanie zbyt gęstej wody drzewami. Być może było to dobre miejsce na rozbicie obozu na noc? Za dnia zdecydowanie łatwiej było poruszać się ciasnymi ścieżkami, a i lepiej nie wiedzieć co szlajało się nocami po Yuirwood. Miejsce wydawało się być spokojne i raczej opustoszałe, puszcza była idealnie cicha, wręcz zbyt idealnie gdyby zapytać kogoś o mniejszym zaufaniu do matki natury. W pewnym momencie rudowłosa wojowniczka podniosła dłoń w górę, dając pozostałym znak do zatrzymania się. Zauważyła ona to samo co Sareth, jednak wpojone w siłach wywiadu Velprintalar nawyki sprawiły, że zareagowała na to od razu. Kapłan podobnie jak pozostali stanęli w miejscu spoglądając wyczekująco na Erianne, ta pod osłoną nocy była praktycznie niewidoczna. W niezrozumiały sposób cienie zdawały się otulać jej sylwetkę i pochłaniać ją, nie pozwalając na określenie w pełni gdzie konkretnie się znajdowała. Kilka metrów przed miejscem postoju drużyny najemników odbijało promienie księżyca rozsypane po ziemi złoto, całkiem sporo złota. Niewielki kopiec cennego kruszcu znajdował się na brzegu cypelka idącego wgłąb bajora, jednak to nie on tak zaalarmował kobietę. Obok znaleziska leżały zwłoki człowieka starającego się, sądząc po pozie w jakiej skonał, ochronić swoje złoto. Najbardziej niepokojąca jednak była rana na lekko podgnitym już ciele... Dziura w klatce piersiowej powstała prawdopodobnie od szczęki mogącej jednym kłapnięciem pozbawić głowy przeciętnego człowieka. Czyżby bajorko miało mieszkańca? Może to atmosfera lasu nakazywała takie, a nie inne myślenie? Przecież to normalne, że w tak wielkiej puszczy musi żyć niejeden drapieżnik, a że akurat dorwał kogoś przy wodopoju...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 15-07-2012, 17:27   #37
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Przez niemal całą podróż Trix pytała o “zakapturzoną panią”. Była wyraźnie zaniepokojona jej obecnością.

- Tato, a czy zakapturzona pani mogła paść ofiarą tego... no... pedofilów, o których mnie ostrzegałeś? - spojrzała kątem oka na kapłana Lathandera.

- Nie, nie córeczko. Pedofile wolą młode dziewczynki. - odpowiedział szybko.

- Aha, no tak. Zakapturza była stara... więc czy mogła paść ofiarą Gerontofilów? - kontyuowała.

- Hmmm... jak najbardziej córeczko, choć myślę, że taki Gerontofil mógłby woleć naszego pana krasnoluda - brody postarzają. - dodał iluzjonista.

- Czyli pan krasnolud często jest dręczony przez Gerontofilów? - ukosem spojrzała na krasnoluda. Oczywiście rozmowa toczyła się jak najbardziej w normalnym, lekko rozweselonym tonie, bez szeptów czy szyfrów.

- Hmmm... nie jestem pewien czy wypada nam spytać, córeczko. Takie kwestie są bardzo osobiste - być może pan krasnolud ma jakiś uraz, który byśmy rozdrapali? Albo poczuje się urażony sugestią gdyż w środku bardzo mocno przeżywa i wstydzi się tego co zrobił. - podrapał się po bródce gnom.

- Aha, ciekawe czy wszystkie krasnoludy mają tak bogate życie wewnętrzne. - zaczęła się zastanawiać dziewczyna.

- To by w sumie tłumaczyło czemu są często tak małomówne... ale myślę, że te ich brody nie jednego zboczeńca przyciągnęły. - pokiwał głową gnom.

- A może to ten smoczy zboczeniec był? Może zakradł się w nocy i porwał zakapturzoną żeby robić z nią różne zbereźności o których nie wolno mi czytać?

- Tak zdecydowanie o tych o których nie wolno ci czytać. - odpowiedział.

- Czyli te ze strony 40 też? Bueeeee... - skomentowała.

- Tak, choć przede wszystkim tych ze strony 56. - dodał.

Dziewczynka skrzywiła się, ale już po chwili dalej kontynuowała rozmowę ze swoim ojcem.

Poranek minal Sarethowi szybko i niem sie obejrzal byl juz w drodze wraz ze swoimi kompanami. Znikniecie drowki bardzo zaniepokoilo Sluge Poranka. Wolal miec swojego wroga na oku, niz w ukryciu. Jednak wraz z mijajacymi kilometrami i godziami wedrowki niepokoj wyblakl, az wreszcie zanikl i zostawil jedynie mgliste wspomnienie po mrocznym pomiocie.

Sareth odsunal sie kilka kroków od Erianne. Kilka słów wypowiedzianych półgłosem wystarczyło, aby jego dłoń rozbłysnęła jasnym swiatłem. Wyciagnal dlon w kierunku zwlok mezczyzny, ale w taki sposob, aby swoim cialem rzucac cien w kierunku ukrywajacej sie kobiety. Przyjzal sie dokladniej calej scenerii, ktora nie napawala optymizmem oraz nie zachecala do dalszej wedrowki przez las. Mlody kaplan zrobil kilka kroków w kierunku truchla i powiedzial - Niezaleznie co zabilo tego czlowieka, nalezy mu sie godny pochowek. Chce odprawic ceremonie pogrzebin i pochowac go. Mam nadzieje, ze nie bedziecie mieli nic przeciwko godzinie opoznienia marszu. Jesli jednak nie zdecydujecie sie zostac ze mna, zrobie to sam. - Po krotkiej przerwie dodal - Moze ktos z was wie wiecej niz ja o puszczach i lasach, jesli tak, to niech podzieli sie swoimi przypuszczeniami, co zabilo tego biedaka i czego my musimy sie wystrzegac

Nie podobało jej się tu, trup nie podobał jej się jeszcze bardziej gdyż oznaczał obecność czegoś co potrafiło I było gotowe zabijać. Podchodziła najciszej jak mogła ale jeśli nawet coś ją usłyszało to nie atakowało. Możliwe było dwa wytłumaczenia było cwane albo było daleko. Wolałaby drugą opcję ale nie miała zamiaru stawiać na nią swego życia. Powróciła do reszty gdy tylko skończyła się przyglądać ranie, i okolicy. Nie udało jej się wprawdzie stwierdzić obecności żadnej istoty ale to o niczym nie świadczyło, nie była szkolona do zwiadu ani analiz, tylko od eliminacji. Parę rzeczy jednak udało jej się wyłapać.

-To coś było duże.- powiedziała ściszonym głosem gdy dołączyła do reszty grupy . Z ulgą stwierdziła że nie wszyscy gapili się na trupa lecz co chwila zerkali pilnując sobie nawzajem pleców. -Mniej więcej rozmiaru konia jesli czworonóg a bliżej ogra jeśli dwónóg ale śladów tam nie znajdę, wszystko rozmokłe. Mystarczyło jedno kłapnięcie co oznacza sporą paszczę albo mocne szczęki. Zęby długie i ostre, bez trudu przebiły żebra i mostek, nie było śladów wygryzania. Coś albo kilka cośiów siedzi w wodzie, albo ma tu stałe miejsce na zasiadkę. Jest albo są cwane, nie, cofam to, nie cwane tylko inteligentne, nawet cwany zwierzak już dawno by go zżarł, no i to złoto nie leży tu przypadkiem. Jak dla mnie to pułapka, i powinniśmy się stąd zabierać… Cholera zgaś to człowieku!- syknęła zarzucając swoją opończę na świecącą dłoń mężczyzny po czym złapała Saretha za kołnierz i pociągnęła odsuwając jak mogła najszybciej od ciała w stronę lasu.

- W tył wszyscy!-starała się nie krzyczeć mając naiwnie nadzieję na to że światło i chrzęst zbroi nie zaalarmowały niczego co zagryzło pechowego amatora żółtego metalu. Gdy tylko znaleźli się na linii lasu przyparła mężczyznę do drzewa sycząc mu do ucha przeraźliwie zimnym głosem zdawać by się mogło, że słychać w nim było cień pogardy.–Masz misję? Masz rozkazy? To gdzie się pchasz? Twoim obowiązkiem w tej chwili jest wykonać misję która zapewni bezpieczeństwo całemu miastu pełnemu ludzi którzy są żywi, takie masz rozkazy. Nie kopać dołki po lasach, tylko pilnować żeby nie trzeba było kopać nowych tam w mieście, a wierz mi będzie ich dużo, dużo więcej niż dasz rade wykopać jeśli zawiedziemy. –puściła go, spojrzenie jakie jej posłał mogłoby zawstydzić niejednego bazyliszka. Jej spojrzenie było spokojne i zimne, jak zawsze.

Sareth sporzał w oczy Erianne, gdy ta go złapała, wytrzymał jej spojrzenie, a gdy go puscila, rozproszył zaklecie, ktore wczesniej przywolal. Nie podobało mu się to, ze kobieta kazala mu sie pozbyc swiatla, wolal je zdecydowanie od mroku, ktory ich obecnie otaczal. Nie przestajac patrzec sie jej w oczy powiedzial: - Mam misje, ale moj kodeks, obowiazki nalozone na mnie przez Pana Poranka sa wazniejsze. Nie moge przejsc obojetnie, pozostawiajac ta umeczona dusze blakajaca sie po Krainach. Tak bedzie, jesli go nie pochowamy. - Młody kapłan wierzyl gleboko w to co mowil, wiedzial, ze moze narazac cala wyprawe, ale nie mogl po prostu tego tak zostawic.

-Więc lepiej ryzykować śmierć, cierpienie i żywot w nędzy dziesiątek tysięcy niewinnych, niżby miał Jeden trup być niepochowany? Czy dobrze naukę twego boga rozumiem? - Odruchowo wracała do składni ze swoich czasów i języka, nie pamiętała już kiedy ostatnio ktoś ją tak zdenerwował. Nie dość, że praktycznie pchał się w kłopoty to epatował swoją religijnością jakby był wzorem cnót których oni nigdy godni nawet naśladować nie będą… Dlatego właśnie w wojsku łamie się takich idiotów zanim pośle się oddział w pole, jeden głupi pomysł tego rodzaju może się skończyć śmiercią wszystkich. Spróbowała się uspokoić, gniewem nie wygra, tylko mądrością i spokojem.-A skąd wiesz, że jego dusza nie jest już w zaświatach? Skąd wiesz czy twoje rytuały są miłe bogom jakich wyznawał? Może dokonując ich skażesz go na wieczną rozłąkę z bliskimi albo wręcz na męki piekieł jeśli jego wiara wymaga pewnych określonych zabiegów? Gdzie masz dowód na to, że potrzebuje on twojej modlitwy? Może jego towarzysze już je odprawili? Czy gotowy jesteś zakłócić jego spokój jeśli tak było? Nie zadałeś sobie pewnie tych pytań co młodzieńcze? Nie? To idź. Nie zważaj na nikogo skoro tako chce twa wiara, miej za nic cudze prawa i zwyczaje ale nie dziw się, że w mych oczach różnicy między tobą a mrocznych bogów wyznawcami nie będzie, oni także zakrzyknąć mogą „nakazem to mej wiary me ręce związane”, dzieła swe straszliwe ziściwszy, winnymi przeto niczemu nie będąc.

Młody kapłan patrzyl na kobietę. Słuchal jej uwaznie i staral sie zrozumiec dokladnie kazde slowo, ktore wypowiadala do niego. Ona... ona miala racje. Niestety. W wiekszosci przypadkow religijnosc Saretha byla cnota, ale wielokrotnie zaslepiala go czyniac z niego fanatyka nie baczacego na nic. Jego zapał i chec niesienia dobra zazwyczaj przynosily wiecej korzysci niz strat, to jednak w tym wypadku Erianne miala racje. Choc w kwestii religii nie miala pelnej racji, jego modlitwa pomoglaby kazdemu czcicielowi dobrego bóstwa, jedynie zaszkodzilaby slugom ciemnosci, ktorzy i tak zaslugiwali na potepienie.
- Masz... masz racje. - powiedział młody aasimar. - Choc nie w kazdej kwestii. Dusza zazna odpoczynku tylko kiedy cialo zostanie pochowane, niezaleznie od wiary. Jedynie gdyby byl sluga ciemnosci, wtedy moje modlitwy by mu zaszkodzily. Ale nie o tym mowie. Masz racje, ze nie moge was narazac. Odejdzmy stad, ja pomodle sie po drodze za tego czlowieka, aby predzej czy pozniej zaznal spokoju - Aasimar odszedl kilka kroków i czekal na reszte druzyny. Po chwili podszedl do Erianne i cicho powiedzial - Dziekuje... Czasami jestem... wiesz jaki jestem i dziekuje ci za zdrowy rozsadek. I wybacz. - Spojrzal prosto w oczy kobiecie po czym odwrocil wzrok i wbil go w ciemnosc, wypatrujac niebezpieczenstwa. W tej chwili, byl zadowolony ze swojej umiejetnosci do widzenia w ciemnosciach, przyda mu sie w zauwazeniu zblizajacego sie niebezpieczenstwa.


Marvolo podrapał się po nosie i przytaknął.

- Nie ma co prowokować bestii, światło zresztą nie tylko bestie przyciąga. - zamknął na chwilę oczy i wyszeptał parę tajemnych słów.

- Hmmm... co sądzisz córeczko? - gnom spytał dziewczynkę.

- Brzydko pachnie, może popsikasz go tymi ziołami co trzymasz w torebce? - odpowiedziała.

- Torbie na komponenty, kochanie. Szkoda ich też marnować, przykro mi. A pytałem o magię i iluzje. - dodał.

- Brak, nic nie widzę. - odpowiedziała szybko, lekko zawiedziona - uwielbiała eksperymentować z ziołami z torby.

- Tak samo jak u mnie... sprawdzę co ma przy sobie, może coś nam to pomoże. Trochę mnie niepokoi fakt, że bestia tylko go pogryzła, ale nie zjadła. Musi to być bardziej inteligentna i złośliwa zarazem bestia, nie zwykłe zwierzę. - dodał jakby nie zauważył, że ktoś już to powiedział.

- Oooo, jaki tata mądry! - rozpromieniła się dziewczynka

- Może troszeczkę, ale bądź czujna - inteligentne bestie mają magiczne zdolności maskujące.
 
Qumi jest offline  
Stary 15-07-2012, 21:02   #38
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Stragos poczuł się zaniepokojony poranną absencją drowki. Z każdą upływającą minutą uczucie to zdawało się w nim narastać. Początkowo nie tyle przez złe obawy, co jego wręcz pogardę do wszelkiego rodzaju brakach w „musztrze”, czy jak kto woli – punktualności czy też poczuciu obowiązku. W końcu, kiedy z pokoju drowki powróciła żona oberżysty, sprawa się rozwiązała.
- To dezercja, czy kolejny szpieg? – zapytał cicho paladyn, kiedy kobieta odeszła od ich stołu. Cały czas miał w pamięci co spotkało ich w stolicy, i to ze strony osoby mogącej nosić miano „zaufanej”. A kim była owa drowka? Skąd się tutaj wzięła i co w ogóle motywowało ją do pomocy Simbul? Nie zapytał o to wczoraj i zapewne nie pozna już odpowiedzi... Istniała jednak szansa, że wydarzenie to zakończy się dla nich mało miłą niespodzianką. Wróg musiał być świadomy ich posunięć. Ich całego zadania. W końcu jeden z „organizatorów” okazał się zdrajcą, a dostęp do pewnych informacji niewątpliwie posiadał.
Humor nieco poprawił mu widok wioski budzącej się do życia. Proza życia. Czyż nie o to chodziło, by w prostych wydarzeniach odszukiwać chęci do życia? Człowieka prawdziwiej wiary powinny inspirować błahostki, codziennie rzucane pod jego nogi przez Bogów czy też los.
- Bądźmy dobrej wiary, przyjaciele. Nie oceniajmy dnia przed zachodem słońca... być może ta niemiła niespodzianka nie przesądziła jeszcze o wszystkim?.- Uśmiechnął się szczerze do Trix, która przez cały czas napędzała ich poranną rutynę swoimi „niesamowitymi” spostrzeżeniami. Czasami nazbyt dziecięcymi, ale jakże pokrzepiającymi serce!
Każda godzina marszu zabijała w nim jednak dobry humor. A może zwyczajny, naiwny optymizm?Nawet dla człowieka o jego krzepie niczym przyjemnym nie był marsz w pełnym rynsztunku i to jeszcze przez mało uczęszczany, nierówny trakt. Lata służby w wojsku nauczyły go, że nie ma nic bardziej zgubnego dla oddziału niż przemęczenie związane z marszem. Często też nakazywał swoim podwładnym w Szarym Forcie używać jak najlżejszego ekwipunku. Tam gdzie patrolować trzeba było ogromne połacie, nieprzystępnych moczar bardziej przydatne niż stal mieczy i zbroi okazywały się w większości drewniane włócznie i lekkie, skórzane pancerze. To mobilność i zdolność do przewidywania ruchów wroga przynosiły zwycięstwo.
Czy jednak można było mówic o takim komforcie w obecnej sytuacji? Oczywiście, mógł zdjąć pancerz. Pozbyć się części ekwipunku... To jednak była długo wyprawa, którą niemożliwym zdawało się przewidzieć nawet o kilka godzin do przodu. Nie wspominając już o możliwości szturmu, jaki mógł na nich spaść niczym grom z jasnego nieba, w każdym momencie.
Puszcza nocą przypominała mu wspomniane już tego dnia Brunatne Moczary. Dzikość i nieprzystępność. Magiczna [o co przez cały czas zamartwiał się gnom] czy też naturalna... Błądzili i nawet mało obeznany z zawodem tropiciela Stragos był tego świadomy. Bajoro wyglądało już jednak bardzo „swojsko”.
- No nic tylko Księżycowa Polanka z Brunatnych Moczarów.- zaśmiał się pod nosem, rozglądając się. Dobry humor chyba jednak nie był teraz udziałem jego towarzyszy. W następnej chwili dostrzegł złoto i ofiarę bestii. Natychmiast dobył broń. W momencie, w którym kapłan postanowił uciec się do magii, chciał zareagować podobnie do swej rudowłosej towarzyszki. Nie było to do końca pewnym, jednak mrok mógł działać teraz na ich korzyść. Co do jej kolejnych słów...
- Nie zgadzam się Panno Erianne. I nie chodzi tutaj tylko o współczucie dla zamordowanego człowieka. To zasadzka, czyż nie? A więc jeśli mym tego nie rozwiążemy, w bagno to może wpasc niewinny i bezbronny kupiec. Tak, być może za ważniejsze można uznać życie ludzi ze stolicy. Być może... Ale to ani nie Ty, ani nie ja jesteśmy tymi, którzy mogą to osądzać. Nie wartośc życia, szczególnie cudzego. Sprawę należy zbadać i to natychmiast. Nie zostaliśmy wybrani z byle powodów i na Siedem Gwiazd, jeśli ktoś taki jak my lęka się bestii z bagien to lepiej zawrócmy. Bo czekać nas będą rzeczy o wiele gorsze.- spojrzał na kapłana. - A na was nieco się zawiodłem, przyjacielu... Pragmatyzm nie ma wiele wspólnego z prawdziwą służbą swemu patronowi czy patronce. To droga pełna wyzwań i poświęceń. A jeśli wy Pano Erianne nie jesteś gotowa walczyć za kilka żywotów, nie zabieraj się za całe tysiące... - nie czekając odpowiedzi ruszył z wolna przed siebie, wsuwając na skroń przyłbicę i sięgając po tarczę.
- To godzina Księżycowej Panny. Chwila na triumf bądź godną śmierć. - wycedził już twardo, bardziej do siebie niż do towarzyszy.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 16-07-2012 o 07:04.
Mizuki jest offline  
Stary 16-07-2012, 09:08   #39
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
***
Yuirwood, Mokradła

***


To, co miało się za chwilę wydarzyć zakłóciło spokojne tempo wędrówki toczonej dotychczas. Nadgryzione ciało niemal krzyczało “uwaga, pułapka” jednak nie przeszkodziło to grupie dzielnych podróżników podejść i sprawdzić na własnej skórze. Dlaczego? Na to już każdy z nich musiał sobie odpowiedzieć w głowie, pod osądem swojego sumienia. Leżące na cyplu złoto? Obrządki pogrzebowe? Ochrona innych? Wiedza co do przynależności człowieka? Może po prostu chęć sprawdzenia samego siebie w konfrontacji z mieszkańcami Yuirwood? Marvolo poszedł przodem, trzymając Trix za malutką rączkę i brnąc przez mrok ku połyskującemu lekko w świetle księżyca kopcowi. Co prawda on sam doskonale widział w mroku, jednak wyostrzone zmysły młodej, pozwalające również rozwiać kurtynę magii nie raz ratowały mu skórę i wolał nie stracić dziewczynki na rzecz leśnego drapieżnika. Śmiesznym, wręcz ironicznym mogło się wydać to, że w drużynie z Velprintalar praktycznie każdy w ten lub inny sposób radził sobie z widzeniem w ciemności. Marvolo, Ragnar i Sareth nie mieli z tym problemu z powodów czysto genetycznych. Erianne właściwie rzecz biorąc widziała w mroku lepiej niż za dnia, jednak z nieco innych, okolicznościowych powodów. Jak na ironię więc, sługa Selune miał problem w rozróżnieniu szczegółów i ratował się lekkim poblaskiem okrągłej dziś tarczy księżyca. Cała szóstka starała się stawiać każdy krok tak ostrożnie, jak tylko było to możliwe (aczkolwiek ciężko mówić o dyskrecji trzech ciężkozbrojnych chłopa). Po kilku kolejnych metrach gnom stanął nad trupem i leżącym koło niego złotem. Zaraz za nim boki ubezpieczali Stragos i Ragnar z orężem w dłoni, gdzieś z tyłu dreptał Sareth, który jeszcze chwilę temu argumentował z Erianne, ta zaś szła powoli, zupełnie niechętnie gdzieś z tyłu orszaku. Szybka ekspertyza pozwoliła Marvolowi określić to, czego chciał. Niewielka górka złota opiewała na przedział trzech, a pięciu tysięcy aglarondzkich koron, mężczyzna zaś nosił na sobie insygnia domu kupieckiego Dhast. Sądząc po materiale, ilości zdobień i ich jakości był to członek średniego szczebla gildii kupieckiej, prawdopodobnie wyprawa w tak dalekie zakątki kraju miały skutkować dla niego awansem. Marvolo dotknął poplamionego krwią kołnierza koszuli, chcąc sprawdzić fakturę jej materiału, w tym momencie woda obok niego zabulgotała i rozprysnęła się wokół ukazując ciemną sylwetkę wielkiej bestii.


Jedenaście głów w ułamku sekundy wystrzeliło w powietrze rozgarniając zgęstniałą wodę i ukazując wielkie, do połowy zanurzone cielsko. Najeżone ostrymi kłami pyski wykrzywiły się w grymasie, mogło się wydawać, triumfu kiedy jedna z wężowych szyj ruszyła ku gnomiemu iluzjoniście. Pisk Trix zgrał się z kłami zagłębiającymi się w malutkim ciałku gnoma, wyszarpując z niego kawałek mięsa i robiąc dziurę podobną do tej na klatce piersiowej trupa. Marvolo był jednak odrobinę bardziej wytrzymały (aczkolwiek bez przesady) i ustał na nogach, mimo że czuł w głowie dziwne uczucie lekkości spowodowane znaczną utratą krwi. Pozostali w ułamku sekundy dobyli broni i przygotowali się do akcji ratowania gnoma, obrony i ewentualnej ucieczki. Nie wchodząc już w temat, gdzie gnomy idą po śmierci powiedzenie “ciekawość to pierwszy stopień do piekła” nabrało dziś zupełnie nowego znaczenia.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 20-07-2012, 16:34   #40
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Sen nie przyszedł prędko. Obce łoże, obce miasto, obcy ludzie. Kiedyś mu to nie przeszkadzało. Potrafił latami podróżować między różnymi osadami i twierdzami, poznając ciekawe persony oraz przebywając w odmiennym towarzystwie. Kiedyś. Tak wiele się zmieniło. Ciekawe czy ojciec byłby z niego dumny? Czy poklepał by go po plecach z uśmiechem na swej brodatej gębie i rzekł "Synu mój"? Dręczony takimi myślami w końcu znalazł ulgę w objęciach Morfeusza.

Poranek przyszedł szybciej niźli się spodziewał. Wszechobecne odgłosy toczonego życia nie dały mu pospać dłużej niżby chciał, a poczucie obowiązku nie pozwoliło mu na leniwe wylegiwanie się w łożu. Chciał, nie chciał, musiał wstać i przyodziać swój bojowy uniform by gotowym być w każdej chwili wyruszyć w podróż. Schodząc na dół karczmy zastanawiał się tylko kiedy znowu przyjdzie im położyć swe głowy w wygodnych posłaniach miast na traktowym kurzu w pospiesznie rozłożonych kocach. Śniadanie skonsumował w milczeniu i spokoju nie zwracając większej uwagi co tak naprawdę wkłada w swe usta. Jego myśli błądziły po podziemnych korytarzach pełnych żelaznych bram, stalowych kuźni i wyrobisk płodnych niczym króliki. Nie zdarzało mu się to za często, jednak odpłynął marzeniami w sentymentalną podróż do swego rodzimego kraju, gdzie wychowywał się pod bacznym okiem Skalfa. Nie zwrócił przeto uwagi na nie codzienną rozmowę nowych towarzyszy i nie wtrącił swych trzech groszy. Zresztą, nawet gdyby i usłyszał domniemania seksualnych przygód brodatego ludu zapewne prychnął by tylko nie zostawiając większego komentarza.
Na zniknięcie drowki również nie zareagował, nie dając po sobie dostrzec uczucia ulgi braku w ich towarzystwie mrocznego mordercy tak dziwnie zachowującego się w towarzystwie rzekomo nowych kompanów.

Po obfitym śniadaniu ruszyli w podroż dalszą. Wędrówka po zatartych szlakach wśród wysokich konarów drzew nie należała do najprzyjemniejszych. Ciężkie płyty przeszkadzały w poruszaniu, świadomość niebezpieczeństwa krążyła wokół ich niczym sępy, a i jak na złość ścieżka co chwila zdawała się płatać im figla próbując uświadomić im jak bardzo poważny błąd popełnili wkraczając w leśne tereny. Kulminacją tej sugestii był nadgryziony trup nawet po śmierci strzegący swego skarbu. Ragnar nie przepadał za takimi niespodziankami, jednak życie go o zdanie nie pytało. Chwycił mocniej swój topór i wpatrywał się w otchłań mroku. Jednak nie w ciemnościach niebezpieczeństwo się kryło...

Gdy tylko krasnoludzcy kamraci przestali kłócić się na tematy wiary i swe przekonania powściągnęli do minimum woda pobliskiej sadzawki eksplodowała w rozprysku kropel wyłaniając wielką i przerażającą smoczą głowę. Ta z prędkością błyskawicy zaatakowała niewielkiego maga kręcącego się w pobliżu. Wszystko było by jeszcze w miarę uczciwe gdyby zaraz po niej nie pokazało się dziesięć kolejnych jej towarzyszek. Przedziwne monstrum poniekąd smoka przypominające jednak posiadające znacznie większą ilość szczęk gotowych rozerwać każdego intruza niczym szmacianą lalkę chciało przedstawić im swe roszczenia do leżącej nie opodal kupki złota. I jak to zwykle bywa emocje wzięły górę torując ścieżkę agresji.
Krasnolud nie czekał na żadne komendy. Nie wiedział czy reszta ekipy chce uciekać czy walczyć. Nie obchodziło go to. Choćby miał sam zmierzyć się z poczwarą. Jego topór nosił miano Smokobójcy i właśnie mógł to po jedenaściokroć udowodnić. Z okrzykiem:
- Płomień! Kamień! - Ruszył na bestię.

_________
Ruch w stronę bestii 3m (na ukos więc jakieś 3 pierwiastki z 2) i atak standardowy Smokobójcą
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172