Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2012, 23:25   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wyrzucenie wszystkiego, co pozostawiła w spadku Elvyra, na śmietnik, wydało się Konradowi wyjściem mało rozsądnym. Jeszcze ktoś by to znalazł i pół miasta by się potruło. Najlepiej spalić, albo...
- Oddaj to wszystko, ten cały chłam, i będziesz mieć spokój, doktorze - powiedział Konrad, odkładając kolejny słoik. - Chyba że chcesz zostać trucicielem.
Znacznej części 'zbiorów' nie można było rozpoznać, a i z pozostałych większość byłaby zbędna w domu praworządnego obywatela. Ale czy to oznaczało, że parę słoiczków czy woreczków nie mogło uniknąć losu pobratymców? Grzybki Szalonego Kapelusznika czy korzeń mandragory miały tak charakterystyczny wygląd że Konrad nie miał najmniejszych wątpliwości. Najwyżej mógł się zastanawiać, skąd Elvyra miała w swojej szafie coś równie ciekawego. To, kogo chciała potraktować bieluniem, również pozostawało dla Konrada zagadką. Wszak nie były to ziółka, którymi przyprawiało się zupę dla ukochanych przyjaciół. Starannie zawinąwszy wspomniane wcześniej ‘produkty’ w kawałek nawoskowanego płótna schował je do swojej torby, przy milczącej aprobacie Malthusiusa, a następnie pomógł doktorowi w pakowaniu dobytku Elvyry do worków i pudeł, których było kilkanaście w piwnicy. Jeśli ktoś chciał to zabrać, niech sobie bierze.

***

Ranek, po spędzonej na Krańcu nocy, przyniósł informację o zniknięciu małej Lisy. Co sobie smarkula wymyśliła w swej małej główce, tego nie wiedział nikt. Może chciała w samotności dojść do siebie po tej tragedii. Nie ufała doktorkowi? Równie dobrze mogła nie do końca uwierzyć Gomrundowi i popędziła do Bogenhafen sprawdzić, czy wieści o śmierci Elvyry nie jest kłamstwem. A może doszła do wniosku, że życie na swobodzie jest ciekawsze niż siedzenie pod jednym dachem z nieznanym sobie ex-właścicielem menażerii dziwadeł?
Rozpytał wśród spotkanych w porcie marynarzy i dokerów, czy czasem nie widzieli małej dziewczynki, plączącej się po nadbrzeżu, poprosił o zawiadomienie (w dość wątpliwym przypadku spotkania Lisy) doktora Malthusiusa o odnalezieniu zguby. I to w zasadzie było wszystko, co mógł zrobić. Osobiście uważał, że mała była na tyle sprytna, by się się schować pod pokładem jakiejś barki tak, że nikt nie mógłby jej znaleźć. A potem? Tu już nawet wolał nie myśleć, co mogło spotkać małą uciekinierkę po odnalezieniu pasażerki na gapę. Wyrzucenie za burtę to jedna z najlżejszych kar. A mogłoby być gorzej. Niektórzy mieli charakter jeszcze gorszy niż Alex, a temu Konrad nie powierzyłby nawet bezdomnego psa.

***

- Jeszcze jedna beczka piwa, jeszcze w szklance mocny grog, cała knajpa razem już się kiwa, tańczysz z nami - trzymaj krok - zaintonował jeden z marynarzy, zmagający się z żaglem.
- Mniej byś pił, więcej byś miał teraz siły, Knut - roześmiał się jego sąsiad.
- Mam ci pokazać, kto ma więcej siły?! - odparował zaczepiony.
- Barka przy brzegu! - okrzyk z bocianiego gniazda przerwał przyjacielską wymianę poglądów zanim zabrał się za to bosman. - I biją się! - dodał po chwili.
Ten drugi okrzyk zastał Konrada w połowie drogi pod pokład. “Barka przy brzegu!” oznaczało tylko jedno - kłopoty. Mniejsze lub większe. Oczywiście mogła to być zwykła awaria, która zmusiła kapitana do przybicia do brzegu. Mogła...
Na to jednak Konrad wolał nie liczyć i zanim zbliżyli się do barki na odległość strzału z kuszy pojawił się na pokładzie uzbrojony po zęby. Co prawda znalezienie się za burtą w zbroi było równoznaczne ze znalezieniem szybkiej drogi do królestwa Morra, ale jeśli czekała go walka, to wolał mieć na sobie coś bardziej odpornego na ciosy niż cienka koszula i płócienne spodnie.
- Sowa przynosi ponoć pecha - mruknął ironicznie. - A w dzień to pewnie podwójnego - dodał. - Kto tam się kryje w tych krzakach?
Ktoś ich uprzedzał o niebezpieczeństwie, czy też uprzedzał kogoś o ich przybyciu? Bez względu na to, czy w grę wchodziła pierwsza, czy druga możliwość, oznaczało to po prostu kłopoty. Rozsądek nakazywał ominięcie barki szerokim łukiem, ale prawo rzeczne, o którym wspomniał Schnipke, było dość jednoznaczne. Wspominało zarówno o karach, jak i o ewentualnych nagrodach. A barka z ładunkiem... To było bardzo interesujące. Nawet gdyby ten ładunek był tylko piaskiem, to i tak wartość samej barki stanowiła kuszącą nagrodę. Rozsądek mógł się schować, gdy w grę wchodziły setki czy tysiące koron.
Z nakierowaną w stronę brzegu kuszę wpatrywał się w kępę drzew, w miejsce, z którego dobiegało pohukiwanie. Ktoś tam był. Albo coś. Tyle tylko, że znacznie większe od sowy. Sojusznik, czy wróg?

To okazało się niemal natychmiast, gdy z brzegu wyleciał ciśnięty czyjąś ręką oszczep i zrobił dziurę w brzuchu bosmana.
- Knut, do steru! - krzyknął Konrad, równocześnie starannie celując w niewyraźną sylwetkę, kryjącą się wśród drzew. Nacisnął spust. Czy strzał był celny, tego nie zdołał zobaczyć, bowiem tuż pod jego nosem zaczęły się rozgrywać ciekawsze rzeczy. Cień pośród drzew raczej nie mógł konkurować z bandą mutantów, którzy wysypali się na pokład pozornie opuszczonej barki. Co prawda według oficjalnego obwieszczenia nie istnieli, ale nawet jeśli to byli normalni ludzie, to niewprawne oko Konrada nie potrafiło znaleźć różnicy między nimi a mutantami.
Na szczęście napastnicy mieli nieco utrudniony wstęp na Kraniec, którego burta znajdowała się o dobry metr wyżej, niż burta barki, z której ruszyli do ataku. No i akcja Gomrunda również zaczęła przynosić pewne efekty i sterowany ręką Knuta holk odsunął się nieco od barki.
Konrad przerzucił kusze na plecy i chwyciwszy w dłonie miecz i tarczę ruszył do przodu, by wspomóc tych, co ścierali się bezpośrednio z nieistniejącymi oficjalnie mutantami.
 
Kerm jest offline