Ciemność pochłonęła wyspę. Pożarła niczym żarłoczna ameba otulając swym ciałem całą dżunglę i pogrążając w głębokim mroku.
Żywy potwór. Gigantyczna cienista ameba.
Oddychający ciężko ze zmęczenia Yametsu mógł się temu jedynie przyglądać z przerażeniem i fascynacją zarazem.
Siedział na mokrym piasku i widział ten nieruchomy całun mroku, który najwyraźniej z jakiegoś powodu nie mógł się wedrzeć na plażę. Jakiż był tego powód? Yametsu nawet nie próbował zgadywać.
Był bezpieczny, przynajmniej na razie.
Gdzieś w okolicy były te jaszczuro-ptaki i należało brać pod uwagę fakt, że się wkrótce zjawią.
A wtedy... Yametsu będzie sam i na widoku.
Odsapnąwszy nieco Harikawa wstał, nie mając zamiaru wracać do dżungli po towarzyszy. Nawet jeśli żyją, nie było warto. Wszak ich już nie odnajdzie. Wyspa i Ciemność nie pozwolą.
Wzrok Yametsu spoczął na morzu. Pokusa by rzucić się w nie i dopłynąć do innego lądu była duża, ale sam plan był nierealny. Pozostało więc trzymać się pierwotnego zamysly i iść plażą w jednym kierunku w nadziei na natrafienie na port. I w razie czego chować się w dżungli. Niepewny los w Ciemności był wszak lepszy od pewnej śmierci z rąk patrolu wroga lub szponów i paszczy tutejszej awifauny.