Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2012, 14:39   #105
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Korenn był zaniepokojony. Zaniepokojony! I to bardzo. Siedział i wpatrywał się w ogień który, chcąc nie chcąc, prędzej lub później, rozpalić było trzeba. Pewnie to głupie, jak zdał sobie sprawę w przebłysku samokrytyki, ale niepokój nie brał się z faktu że ponieśli w starciu z pajęczakami tak dotkliwe straty, lecz z powodu własnej ... hmm, jak to było, "niekompetencji"? Słowo brzmiało poważnie i Korenn z lubością podłapał jego użycie od Dziadunia, mimo tego że najczęściej związane było z nim i jego umiejętnościami w dziedzinie dojenia.

Westchnął melancholijnie, iście jakby wzdychał do karczmareczki co do której miał takie plany! Kolejna walka pokazała mu jak bardzo rzeczywistość różni się od opowiadań wszelkiej maści staruchów (co obejmowało każdą osobę starszą od niego o jakieś dziesięć wiosen, albo i mniej) o dawnych przewagach... Paraliżujący strach, niewiedza co czynić w błyskawicznie zmieniającym się chaosie pola bitewnego, drżące ręce i konieczność zaciskania pośladków by z przerażenia nie zapaskudzić bryczesów ... nie był z siebie zadowolony, oj nie, i łamał sobie głowę przeglądając w pamięci to co udało mu się zapamiętać ze starcia. Koniec walki był chyba najbardziej frustrujący, gdy wraz z innymi tłukł twardy karapaks pająka, a kostur odbijał się, wydawałoby się, bez efektu. Jakie czary byłyby te parę godzin wcześniej bardziej przydatne, bardziej skuteczne?! Nie wiedział.

Westchnął znowu i rozejrzał się po zebranych. Przygnębienie opanowało wszystkich, tym większe że oprócz martwego Etroma brakowało tych dwóch zasrańców - Fernasa i Saelima. I tego co zwinęli, parszywcy. Obiecał sobie że pożałują ucieczki i pogrążył się w rozważaniach czy lutnię da się owinąć komuś wokół szyi...

Spojrzał na własne dłonie, nie po to jednak by sprawdzić czy nadają się do zaciśnięcia na gardle, lecz po to by przyjrzeć się … kryształom kwarcu? A raczej magicznej skale zabranej z jaskini. Zass właśnie prześlizgiwała mu się po nadgarstku i Korenn pogłaskał ją po łebku. Palce mu mrowiły za każdym razem gdy zdawał sobie sprawę z tego co trzyma w dłoni. Co prawda nie wiedział co to jest DOKŁADNIE, ale Dziadunio nie raz wspominał o tym ile wart jest nawet najskromniejszy magiczny przedmiot, ba, zwój, mikstura jakaś chociażby. Ile mogły być warte kawałki minerału, którego wydobycie nawet wilkołaki ryzykowały mimo zagrożenia ze strony pająków? Czuł jak pocą mu się dłonie i zerknął jeszcze raz w kierunku jaskini. Gdy było już po walce zaryzykował i wbiegł do głównej “sali” po toporek Etroma, swoją włócznię i kuszę. Zmarnował wtedy jedną chwilę na tęskne spojrzenie rzucone w kierunku żył minerału. I wrócił, niechętnie i opornie. Każdy średnio ambitny czarownik wart tego miana czułby dreszcze w obecności takiego fenomenu i Korenn nie był wyjątkiem. Może tu tkwiła szansa na wydobycie się z ohydnej biedy i anonimowości Viseny?!

Jak wiedzę o tych … złożach … wykorzystać?? To był drugi problem z jakim się mierzył przez cały wieczór. Oczywiście, żal mu było Etroma i Justusa których pomagał wytarmosić z jaskini wraz z Eillif i tutaj sił nie szczędził, będąc jedną z niewielu nie przyozdobionych ranami osób. Ognisko rozpalił, wody przyniósł, dziewczynie pomógł przy opatrywaniu, ale ciągle nieprzytomny, z głową w której roiło się od pomysłów, ulgi z racji tego że przeżył i złości na samego siebie. Z tego wszystkiego to i jako pierwszy wziął wartę, bo i tak by prędko nie zasnął.

* * *

Sen nie przyniósł spodziewanego odpoczynku. Przekazane przez Eillif ostatnie słowa Justusa, wspomnienia głodu i nieludzkiej inteligencji widocznej w ślepiach pająków, własnego strachu i niemocy sprawiły że wstawał niczym z krzyża zdjęty. Pokiwał głową ze smutkiem na widok martwego akolity Chauntei, pomógł pogrzebać i jego, i Etroma. Mógł nie lubić Zaraźnika, ale nie miało to najmniejszego znaczenia - był jego towarzyszem i pochówek mu się należał jak każdemu innemu.
- Niech Władca Umarłych ma wasze dusze w swej pieczy - wymamrotał wraz z innymi pochylając się ostatni raz w ukłonie.

Co prawda Korenn wraz z Eillif i Solmyrem był zdania że po wyleczeniu najcięższych obrażeń należałoby podążać za porywaczami, ale Yarkiss najpierw storpedował te plany żegnając się z goblinami - a zawsze były to trzy pary rąk więcej - a potem kierując się ku Visenie. Nie pozostało nic innego jak pożegnać się z krytykami sztuki w osobie Gharrkhaaka i jego kompanów, po czym ruszyć do domu … to znaczy na poszukiwanie druidki.
- Gharrkhaak, mój rysunek habu był najlepszy, prawda?! - krzyknął jeszcze za goblinami i stropił się gdy ujrzał wyprostowany środkowy palec gobasa. Znać że pokraki miały jeszcze przed sobą długą drogę ku nauce właściwej interpretacji sztuki.

Wciąż i wciąż i wciąż oglądał okruchy “kryształu górskiego”, obracał je i podnosił pod światło.
“Co to jest??” - to pytanie nie dawało mu spokoju gdy maszerował w ślad za innymi. Na zachód, ku Visenie. I groźbie która wisiała nad wioską i jego bliskimi.
- Zass, chcesz ugryźć elfa? - zapytał żmiję konwersacyjnym tonem, choć wcale taki zrelaksowany nie był jak mogłoby się wydawać. Miał ochotę pogadać, jak zawsze gdy był niespokojny. Zass była znakomitym rozmówcą. Nigdy mu nie przerywała.
- Ma to być jakiś miłośnik grobów albo coś... - zasępił się. Nawet w tej zapomnianej przez bogów i ludzi wiosce w jakiej się wychował słyszano o wojnie z Urgulem...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline