Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2012, 18:23   #37
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Grupa II z wróżką + I z Ringo w dalszej części

- Błagam pomóżcie mi. Oni już się zbliżają.
- A nie mówiłem? - Zapytał Taelryn prezentując przyjaciołom swe “znalezisko”. -Siedzi w tej klatce i jęczy. Wiecie może co to jest? - Oczywiście mówił szeptem, by ta nibywróżka przypadkiem nie podsłuchała.
- Kto? -zapytała krótko i rzeczowo Kesa, przyglądając sie kobiecie. Niewątpliwie była to kobieta, wskazywały na to szaty, opinające się w miejscach, gdzie Kesa chciałaby, zeby jej szaty się opinały. Musiała to być jakaś wrózka, albo ktoś taki, czarodziejka, bo zwykłe kobiety tak pięknie nie wyglądały. No, i nie miały skrzydeł.
- Kim, lub raczej czym jesteś? - Aaron zapytał się owej “kobiety” w klatce, która okazała się być całkiem prawdziwa. Chłopak myślał na początku, że Taelryn zmyśla, jednak został zaskoczony. - Nie pomożemy Ci, dopóki nie odpowiesz na nasze pytania i nie będziemy pewni, czy możemy ci zaufać. Nikogo nie zamyka się w klatce ot tak. Możesz być niebezpieczna.
Alchemik trzymał się w bezpiecznej odległości poza zasięgiem rąk istoty, gdy powoli obchodził klatkę, z wyraźnym zainteresowaniem studiując postać.
- Nazywam się Nutpthys. Jestem... a raczej byłam opiekunką tej wioski. Teraz błagam was o pomoc, bo ludzie którzy mi zawierzyli są w niebezpieczeństwie.
- Świetnie ci poszło, biorąc pod uwagę, że w tej wiosce nie ma ani żywej duszy... - mruknął z powątpiewaniem ćwierćelf. A potem skarcił się w myślach. Za dużo przebywał z Marlowe i podobnie jak on zaczynał we wszystko powiętpywać. Jeszcze trochę i będzie marudził.
- A ów niebezpieczeństwo... - Aaron spytał się, tym razem bliżej przyglądając się skrzydłom. - Posiada jakąś formę czy cechy charakterystyczne? Czy może ty nim jesteś?
- Sługi Abadiela podstępem opanowali wioskę, a mnie uwięzili. Wszyscy mieszkańcy są w ich rękach. Pozbawili mnie mocy i teraz nie mogę już chronić mego ludu, ale i tak muszę im pomóc. Musicie mnie tylko uwolnić. Czuję, że oni się zbliżają. Błagam was pospieszcie się.
- Jasne. We wszystkich strasznych historiach które słyszałem działo się podobnie i nie skończyło się to dobrze dla otwierających...
- Uwierzcie mi, błagam. Gdy oni tutaj przyjdą będzie za późno i dla mnie i dla was. Sługi Abadiela nie znają litości.
- Kim jest Abadiel? - Aaron spytał się.
- Abadiel to okrutny bożek, a raczej za takiego się sam ma. Tak naprawdę to czarownik, którego chora ambicja ukierunkowała na poszukiwanie boskości. Wybrał niestety drogę prowadzącą do zła. To zło odcisnęło na nim swoje piętno i teraz zapewne mało już co przypomina człowieka. Uwolnijcie mnie, to jedyna szansa dla mnie, dla moich ludzi i dla was także.
- A cóż stało się z mieszkańcami? Nie żyją? Wszak słudzy tego Abadiela litości nie znają. Tylko trupów brak.
- Wszyscy zostali uprowadzeni z wioski. Abadiel potrzebuje wielu niewolników, który będą dla niego pracować i bić mu pokłony.
- Na raz? - dopytała Kesa - to mało praktyczne...
Cała sytuacja wyglądała dziwnie. Ale Taelryn miał rację, we wszystkich bajkach uwalnianie stworów z klatek konczył się źle...
- Co za stwory służą Abadielowi? Nie znam ludzi którzy zostawili by te wszystkie błyskotki...
- Ci, którzy przybyli mieli zieloną skórę i ohydnie cuchnęli. Nie wiem, jednak kto jeszcz mu służy. To człowiek zły do szpiku kości, więc posunie się do wszystkiego co tylko zwiększy jego moc.
- Uwolnimy cię. - Aaron wrócił do przyjaciół, stając twarzą w twarz z istotą w klatce. - Pod jednym tylko warunkiem. - Wygrzebał z torby fiolkę z przezroczystą substancją i uniósł ją, by wszyscy mogli uważnie się jej przyjrzeć. - To tutaj jest jedną z najsilniejszych trucizn na świecie. Niewiele osób potrafi wytworzyć na nie antidotum. Jestem jedną z nich. Wypijesz to, a jeśli nas zdradzisz, zginiesz powolną i okrutną śmiercią. Jeśli okażesz się pomocna, zrobię antidotum. - Chłopak uśmiechnął się lekko. Nikt nie musiał wiedzieć, że w fiolce znajduje się jedynie woda.
- Widzę, że jesteś równie okrutny co Abadiel. Mógłbyś być jego sługą, ale zapewniam cię nie tędy droga. Nie wypije żadnej truciny. - zaprzeczyła gwałtownie kobieta.
- To będziesz siedziała w klatce i skażesz swój lud na niewolę. Aleś okrutna... - Taelryn pokręcił głową i zacmokał w udawanym niezadowoleniu. - Prawie jak Abadiel.
- Być może istotom twej rasy wiara w czyste intencje innych przychodzi łatwo. My jednak, jeśli znajdujemy kogoś zamkniętego w klatce, bez żadnej żywej duszy obecnej w pobliżu, musimy być czujni. - Aaron pokręcił jedynie głową. - Mój przyjaciel dobrze mówi. Los twój i tych, których przyrzekłaś chronić zależy od tego, czy będziesz z nami współpracować. Jeśli nie, zostaniesz w klatce. My możemy uciec z wioski. Decyduj.
- Ostrożność to dobra cecha - pochwaliła Aarona kobieta - Jeżeli mi nie ufacie, to proszę tylko o jedno. Przenieście klatkę wraz ze mną do podziemi świątyni. Tam postaram się udowodnić wam, że można mi ufać.
- Jak nas zauroczysz za pomocą czarów to z pewnością ci zaufamy.
- Gdybym mogła to zrobić, to zrobiłabym to już dawno - zripostowała.
- Więc niby jak zamierzasz udowodnić nam swą prawdomówność, hę? - Blondyn pozostawał nieprzekonany.
- Tam postaram się odzyskać, choć część mocy i wtedy pokażę wam kim jest Abadiel i co zrobił ludziom z mojej wioski.
- Nawet gdybyśmy chcieli, klatka jest zbyt ciężka. - Aaron odparł. - Bez urazy.
- Poza tym jeszcze przed chwilą mieliśmy się śpieszyć, a teraz mamy czas na przemeblowanie? Coś kręcisz. - Według skromnej opinii Taelryna ta sprawka strasznie śmierdziała. Jak na razie Abadiela ani jego sług nigdzie nie było widać... Czyżby był to sprytny blef?
- Nadal nie mamy czasu, a każda chwila dyskusji skraca go. Sami się niedługo przekonacie. A klatka nie jest taka ciężka. Razem dacie radę. A w świątyni będziemy bezpieczni.
- Mimo wszystko, przeniesienie klatki zajmie za dużo czasu, a tego podobno nie mamy za dużo.
- Aaronie, czy w twej truciznie można zanurzyć ostrze? Wiesz, wtedy jedno nacięcie, nawet bez jej zgody i nie będzie miała wyboru - Młody złodziejaszek zwrócił się szeptem do nieco starszego alchemika. - Choć z drugiej strony... To trochę mało bohaterskie.
- Nazwijmy to planem B. - Aaron odparł Taelrynowi. - Spróbujmy znaleźć linę, łańcuch, cokolwiek, czym można byłoby ją związać. Mam nadzieję, że na tyle jesteś w stanie się zgodzić? - Spojrzał jeszcze na kobietę, zanim zaczął rozglądać się za owymi rzeczami, które wymienił.
- Łańcuch, czy też lina może wam pomóc z klatką. Skrępowanie może mnie zabić. Moje skrzydła są bardzo delikatne.
- Nie mówię o skrzydłach. Dłonie. Ewentualnie nogi. Jeśli ktoś będzie chciał cię nieść. - Odpowiedział kobiecie. On sam nie nadawał się na tragarza.
- Dobra, to wy poszukajcie sznurka, a ja spróbuję rozpracować tę kłódkę - Niski blondyn ruchem dłoni wskazał na klatkę. - Skoro już ją mamy zamiar stamtąd wyciągnąć... - Dodał jeszcze, po czym podszedł do klatki, by przyjrzeć się zamkowi.
- Co to za znaki? - Zapytał wróżkę, widząc, iż kłódkę pokrywają jakieś tajemnicze runy. - Mam nadzieję, że to nie jest magiczne albo coś...
Na te słowa Nutpthys aż uklękła i zakryła dłońmi twarz.
- Nie - westchnęła cicho - To magiczne pismo Abadiela. Nie wiem, jaki czar jest zaklęty w kłódce. Można się tylko domyślać, że jakiś ochrony. Błagam was przenieście mnie do świątyni. Czasu zostało nam niewiele.
- No właśnie dlatego próbuję otworzyć tę cholerną klatkę! - Warknął Taelryn. - Jak ją otworzę to sama dojdziesz do świątyni, co z pewnością będzie szybsze niż targanie tam całej klatki. - Westchnął głośno. - Aaronie, podejdź tu na chwilę. Potrafisz rozszyfrować te znaki?
- Znaki? Jakie znaki? - Alchemik podszedł do Taelryna.
- Runy. Na kłódce. Przeczytałeś więcej ksiąg ode mnie, może coś kojarzysz...
Aaron pochylił się nad zamkiem i przyjrzał kłódce. Taelryn miał rację, chłopak przeczytał wiele ksiąg, jednak tylko kilka z nich zawierało informację o runach czy magii. Mimo to, obrócił kłódkę i zmrużył oczy na widok znaków. Badanie samego mechanizmu zajęło mu dłuższą chwilę. To go obrócił, to postukał palcem. Metal zdawał się pulsować w jego dłoni.
- Zamek jest magiczny. - Powiedział Taelrynowi, cofając dłoń. Zagryzł wargi, próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek informacje o runach czy zaklęciach. - Zaklęcie może być wymierzone przeciwko temu, kto spróbowałby wyłamać zamek. Może, a bo ja wiem, zmienić cię w ropuchę, jeśli będziesz w nim gmerać. Trzeba klucza. Albo zaklęcia. - Zmierzwił czuprynę. - Jedyne, co mogę zapewnić to to, że jest połączona z tym, kto ją zaczarował. Będzie wiedzieć, kiedy ktoś otwiera klatkę lub próbuje ją otworzyć. Na twoim miejscu zostawiłbym to w spokoju i poszukał innego wyjścia. Może któryś z prętów jest obluzowany. Najpewniej jednak będziemy musieli przenieść ją razem z klatką. Potrzebujemy kogoś silnego. Może Orik.
Aaron znowu nachylił się nad kłódką, wyraźnie zaciekawony magią, która była w niej zaklęta. Ba, sekretem nie było, że chłopak był zainteresowany jakimkolwiek jej przejawem. Dzisiaj jednak, po raz pierwszy w życiu miał okazję być świadkiem owego przejawu.
- Właśnie, przydałby się tu Orik z tym swoim młotem. Rozwaliłby kłódkę. Albo klatkę. Ja tam nie zamierzam ryzykować oślepnięcia, paraliżu, ani zamienienia w ropuchę. Lepiej to rozwalić. - Stwierdził, wyraźnie zdenerwowany. Był zawiedziony. Już myślał, że będzie mógł się pobawić, popisać się przed towarzyszami, a tu co? Magiczny zamek!
- Coś długo nie wracają... Może niech ktoś po nich pójdzie?
- Miecz nie da rady magii - Kesa pokreciła przecząco głową. Była dziwnie pewna swoich słów - prędzej miecz pęknie, niz kłódka
- Co tam się u was dzieje ? długo jeszcze ? na polu wszyscy ucichli ale nadal nikt nie wrócił - odpowiedział Karl do wszystkich przebywających w budynku. - wiecie, takie stanie w drzwiach i rozglądanie się w puste budynki nie jest za ciekawe
- Orik nie ma miecza, tylko młot. - Aaron odwrócił się do Kesy. - Kłódkę powinniśmy zostawić w spokoju. Klatka za to nie wygląda na zbyt solidną, więc może uda się obluzować kilka prętów, żeby owa wróżka mogła wyjść.
- Co za różnica - Kesa wzruszyła ramionami - na magię broń nie pomoże. Wiem to na pewno.
Alchemik, gdy usłyszał głos Karla dobiegający z dołu, podszedł do schodów i zszedł po kilku z nich, by móc zobaczyć chłopaka.
- Potrzebujemy innych do pomocy. Pobiegnij po nich i powiedz, żeby się pospieszyli.
I nie czekając na odpowiedź, wrócił na piętro. Po raz drugi zaczął obchodzić klatkę, tym razem jednak próbował znaleźć jakieś słaby punkty w jej konstrukcji.
- No dobrze, to ja biegne po nich tylko uważajcie na siebie - odpowiedział Karl i pobiegł do Orika i reszty aby zawołać syna kowala do pomocy.
- Trzeba będzie przenieść ją razem z klatką. - Odezwał się alchemik, palcem trącając jeden z runów na pręcie. - Jest zaklęta. Jak zamek.
- Cześć. Już wróciliśmy - przywitał się Orik - Patrzcie, co znaleźliśmy. O! A co wy znaleźliście.
Kowalczyk pokrótce przysłuchał się informacjom i zdał raport ze swojej przygody z Ringo. Po czym zabrał się za oględziny klatki. Zamiast brutalnej siły, postanowił użyć wiedzy rzemieślniczej. Klatka musiałą mieć jakieś łączenia, śruby możliwe do wykręcenia, kliny do wybicia, ścianki, która dało się podważyć długą dźwignią. Zasadniczo klatki służą do przetrzymywania zwierząt, w ostateczności ludzi nie wyposażonych w narzędzia. A Orik narzędzia miał.
- Ale to magia! Jestem wojownikiem, do magii wolę się nie dotykać. To co, taszczymy razem klatkę do świątyni?
- O Ringo - ucieszyła się Nutpthys - Żyjesz!
Ringo padł na twarz i pokłonił się kobiecie w klatce.
- Powiedz im Ringo kim jestem i że mogą mi ufać. Nie mamy czasu, bo zbliża się znowu zło.
Ringo kiwnął tylko w odpowiedzi głową i stanął między klatką, a całą grupą.
- To jest Nutpthys, nasza pani. Opiekunka i samo dobro. Ona przyjaciel, jak Ringo. Wy jej pomóc wyjść, proszę.
- Dzień dobry. Niestety, ja tego nie otworzę - kto wie jakie zaklęcie jest rzucone na klatkę. Ej, przyjaciele, to zaniesiemy klatkę do tej światyni? Tu naprawdę nie trzeba się nadźwigać, wystarczy podłożyć coś okrągłego... bo ja wiem - pniaczki drewna na opał, albo wiadra pod spód i już łatwiej ją przenieść.
- Widzę, żeś mądry i rozsądny - rzekła kobieta do Orika - Błagam cię przekonaj ich, czasu zostało nam bardzo niewiele. Ja już słyszę okrzyki sług Abadiela i ich potworny smród. Oni się zbliżają. Błagam pomózcie mi.
- Pomóżcie, pomóżcie - wtórował Ringo - Nutpthys dobra, Abadiel zły. Pomóżcie.
- Przepraszam, a czy to pani wyczarowała magicznego niedźwiedzia?
- To nie ja. Uwięziono mnie i zabrano znaczną część mocy. To musiał być ktoś inny.
- Hmm. To skąd się wziął ten niedźwiedź?.. W każdym razie, bratki, jaka decyzja? Albo ufamy Nutpthys i wtedy niesiemy ją do światyni. Albo nie ufamy - wtedy najlepiej zwiać z wioski, bo faktycznie może się tu zbliżać ktoś ponad nasze siły.
- Jestem za pomocą, tak długo jak będziemy trzymać ją w klatce. - Odparł Aaron. - Przynajmniej dopóki nie upewnimy się co do jej intencji.
- A niech mnie, nie wyglądają na groźnych. Ta małpiatka pocieszna bardzo...i chyba straty ogonka nie zaryzykuje. Pomóżmy... - wtraćił Begus.
- Zanieśmy ją do tej świątyni. Nuży mnie ta rozmowa - wyraził swoją opinię Taelryn. Dla potwierdzenia swych słów zrobił równie znudzoną minę co na lekcjach w ich rodzinnej wiosce.
- Jestem za tym aby ci pomóc i zabrać cię do świątyni. Ale pod jednym warunkiem. Powiedz czym Ty jesteś i czym jest Ringo. - powiedział stanowczo Karl i oglądał z każdej strony uwięzioną w klatce Nutpthys.
- I czy więcej, takich przyjaciół jak ty, jest w okolicy... - Wizwolt kolejny raz starał się uzyskać odpowiedź na to pytanie.
- Na resztę waszych pytań odpowiem, gdy będziemy już w świątyni - odparła Nutpthys - Teraz nie ma na to już czasu.
- Myślę, że po ‘drodze’ masz wystarczająco czasu by odpowiedzieć... Co bowiem innego możesz robić. Zatem słuchamy... - rzucił zgryźliwie Begus.
- Daruj sobie, Begus. I tak ci nic nie powie. Nam nie pisnęła ani słówka choć prosiliśmy, przekonywaliśmy, a nawet groziliśmy. Do świątyni i koniec! - Żachnął się Taelryn.
- Co znaczy nie powie? Chce do świątyni, to gada! To my ryzyku... - oburzył się Wizwolt.
- Przecież wiem - wtrącił się gnomowi wpół słowa. - Ale weź jej to powiedz! Odkąd tu jesteśmy ją przekonujemy i nic. Dla świętego spokoju jej pomóżmy...
- Motyl... Gadasz, czy zostajesz tu? - Gnow zwrócił się bezpośrednio do Nupthys.
- Begus, odpuść - uspokoił gnoma Orik - Zaufam ci, Nutpthys. Ale wiedz, że jeśli nas oszukasz, nie darujemy.
- Nutpthys nie zdradza - oburzył się Ringo.
- No ludziska! nie ma czasu do stracenia. Zanieśmy ją i po problemie. A przy okazji może będziemy mieć nowych przyjaciół - powiedział radośnie Karl, - Chodź Ringo, jak oni nie chcą to sami ją zaniesiemy - rzekł do jegomościa młody myśliwy.
Ringo radośnie podskoczył i zaraz stanął przy klatce, gotowy ją dźwigać.
Orik podłożył pod klatkę coś ułatwiającego toczenie i zaparł się o ścianę.
- Naaa raz!
- A... róbcie co chcecie...- burknął Wizwolt. Miał zamiar iść parę kroków za niosącymi klatkę. Z pewnością też nie miał zamiaru wchodzić do świątyni.
- Ech... - westchnął Ronniel - Co tu się dzieje... chodźmy stąd, jeśli tu niebezpiecznie. Przespałbym się, zjadłbym i poleniuchował chwilę. Mamy w końcu … wakacje...
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline