Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2012, 00:53   #3
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Wiele nowego nastało w życiu Aarona Stolzmanna… choć właściwie to wcale nie! Choć miejsce i towarzystwo się zmieniły, to znów dom, praca - pewne schematy pozostawały takie same. Po przyjemnym podnieceniu i zastrzyku energii, jakie dał cyrulikowi udział w poprzedniej przygodzie, teraz następowała stagnacja.

W przeciwieństwie do Wujaszka, Aaron nie wyruszył na podbój salonów. Nigdy nie miał drygu do polityki i dworskich układów. Miał do tego za sztywny kark. Według niego zdobywanie wpływów wśród możnych było sztuką lizania ich butów i wspinania się wyżej i wyżej - aż dadzą ci wylizać swoje zadki. Stolzmann w ciągu dziesięciu lat życia w Wolfenburgu, nigdy nie osiągnął więcej, niż pracę felczera. Dziesięć lat starań o członkostwo w Gildii Medyków i dziesięć lat niepowodzeń - trudno o lepszy dowód braku politycznego talentu.

Tak, Aaron Stolzmann potrafił być fachowym rzemieślnikiem. Potrafił być też rzutkim i pomysłowym poszukiwaczem przygód. A teraz, gdy przygoda z niedoszłym zabójcą von Viehmanna dobiegła końca, nieświadomie wracał do roli rzemieślnika.

Tymczasem wykorzystał zarobione pieniądze i udał się miejscowy rynek. U krawca zamówił szykowny strój - piękny i wygodny. Z przyjemnością czuł na ciele dotyk jedwabnej koszuli, delikatnej wełny spodni, miękkiej skóry trzewików. Ale tak wyśmienite ubranie należało zachować na szczególne okazje - na co dzień Aaron powrócił do zwykłego, mieszczańskiego stroju.

Następnie udał się do kaletnika, gdzie wykonano dla niego skórzaną kurtkę. Z lubością przeglądał się w lustrze. Czarna skóra nabijana ćwiekami grubymi jak palec idealnie komponowała się z wielkim brzuchem i gęstą brodą. Na plecach kurtki Stolzmann kazał wymalować emblemat trupiej czaszki. Zdecydowanie w tym stroju stał wysoko w rankingu osób, których nie chcielibyście spotkać w ciemnej uliczce.

Gdy ubiór na różne okazje znalazł się w szafie, cyrulik skorzystał jeszcze z usług miejscowego zbrojmistrza, u którego wymienił swój sfatygowany tasak na porządny miecz. Prawdziwy miecz - broń bohaterów - znajdzie użytek w jego dłoni. Zaś na koniec mężczyzna odwiedził stajnie, wypatrując dla siebie odpowiedniego wierzchowca. Upatrzył sobie krępego, karego rumaka. Nie planował na razie podróży, więc odkładał zakup, lecz wolał mieć rozeznanie w ofercie masztalerza.

W międzyczasie bohaterowie mogli ze zdziwieniem spostrzec, że na wyposażeniu ich wspólnego domu znalazły się dziwne sprzęty alchemiczne. A to po prostu Stolzmann, nim administracja elektorska zajęła aptekę, wyszabrował nieco ciekawostek spośród własności ich przeciwnika. Szybko też odnalazł w sobie rzemieślniczą żyłkę i rozpoczął gotowanie jakichś tajemnych preparatów. Długimi godzinami odmierzał, podgrzewał, destylował, warzył… Okrutnie smrodliwy dym wydobywał się przy tym z chemicznej aparatury, zmuszając do wietrzenia mieszkania. „To ważne!” - ze skupieniem odpowiadał zapytany Aaron. Wreszcie skończył eksperymenty, napełnił pięć butelek dziwnym, mętnym płynem. Po czym schował butelki do kuchennej szafki. „Przydadzą się” - tłumaczył z uśmiechem.

Tak więc, oto był Aaron Stolzmann. Chodził na zakupy, siedział w domu i pracował. Spytajmy więc - czy zdziadzieje dokumentnie, czy jakaś przygoda znów obudzi w nim żyłkę awanturnika?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline