Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2012, 09:59   #130
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Dzwonek do drzwi zastał go z solniczką w dłoni, usypującego nierówną białą ścieżkę na parapecie. Po tym jak skropił całe mieszkanie wodą święconą, na wszelki wypadek wyskoczył do warzywniaka i obwiesił wszystko czosnkiem, teraz wprowadzał ostatnie, niezbędne poprawki przy pomocy kredy i soli.

- Cześć, wchodź. Uwaga, na progu jest sól, nie wdepnij. - rzucił na jednym wydechu, otwierając drzwi Dorocie-lub-Dominice zwanej Dziarą.

- Sól ? - zaciekawiła się. - Masz faraonki?
Przeszła przez próg. Wyglądała na jeszcze bardziej przemęczoną, niż wczorajszego wieczoru.
- Pić mi się chce? Masz coś? Cokolwiek, byle ciepłe?

- Taa, faraonki... - bąknął nie rozwijając tematu. Wskazał dziewczynie krzesło i wstawił wodę. - Ciężka noc?

- Zimna i długa - wzruszyła ramionami. - Jesień.
Dodała prawie z nutką filozoficznej zadumy.

- No. - odparł równie filozoficznym tonem, stawiając przed dziewczyną musztardówkę z parującą herbatą.

- Znów ich widziałam - powiedziała dziewczyna z wdzięcznością obejmując podane naczynie dłońmi. Przez chwilę najwyraźniej rozkoszowała się ciepłem bijącym od szklanki. - Masz cukier?

- Kogo? - na stole wylądowała papierowa torba z łyżeczką wbitą w środek.

- Świniogłowych. Znów wyszli na łowy.

Patryk usiadł naprzeciw, przez chwilę gapił się w okno.
- No to im się udało. - mruknął ponuro i zaczął nerwowy rytuał poszukiwania fajek po kieszeniach.

- No nie - dziewczyna zajęła się herbatą, siorbiąc by nie poparzyć sobie ust.

- Widziałem ją dziś rano. Z Czarkiem i Czubkiem... naszymi. Tymi co ich drutem... wiesz. Dziś rano zginął Hirek... nie poznałaś Hirka... zajebisty gość. Miał tu być wczoraj, nie zdążył. - snuł monolog hipnotyzując wygrzebane z kieszeni pudełko po Sportach. - Chujowo...
Zakończył niezbyt umiejąc wykrzesać z siebie lepszą pointę.

- Chujowo - pokiwała głową i spojrzała z głodem na szlugi. - Szkoda. Ale zabiją nas wszystkich. Jedno po drugim. Zamęczą. Zgwałcą przed śmiercią. W końcu to świnie. A świnie robią świńskie rzeczy.
Przez cały czas słodziła herbatę, wsypując do niej przynajmniej siedem łyżeczek cukru. Potem zamieszała w cieczy energicznie.
- Chujowo - powiedziała smakując owoc swoich starań. - Aż zęby bolą.

- Niedoczekanie gnoi. - wstał i zniknął w przedpokoju na dobre parę minut, po czym wrócił z kilkoma fajkami luzem, jednym z nich poczęstował Dominikę. - w temacie świń i gwałtów, póki jesteśmy sami, mam propozycję... Nie bzykajmy się, co?

- Nie mam takiego zamiaru. Jeszcze wyjdzie na to, że mój sen to prawda. Poza tym ta twoja histeryczna dziewczyna zatłukłaby mnie wałkiem do ciasta.

Gawron najpierw skrzywił się w uśmiechu, a następnie zaczął rechotać odchylając głowę do tyłu i omal nie spadając przy tym z krzesła.
- Nie.. jest.. moją dziewczyną.. - Wydusił w końcu, między kolejnymi spazmami głupawki. Uspokajał się dłuższą chwilę. - To skomplikowane. Ale fakt, mogła by cię zatłuc.
- Co z nią jest nie tak? - pytanie padło pomiędzy jednym a drugim siorbięciem.

Spoważniał. Spojrzał na nią z nieodgadnioną miną.
- Mniej więcej to, co z nami wszystkimi. - Wzruszył ramionami. - Radzimy sobie jak umiemy. Każde na swój sposób... Ja dziś na przykład obwiesiłem mieszkanie czosnkiem.

- Myślisz, że to coś da?

- Poświęciłem go. Sól też. - w jego głosie zabrzmiało jakieś dziecięce oburzenie. - Myślę, że jak nie będę w to wierzył, nie zadziała na pewno.

- Ile ty masz lat, Patryk, co? - zaśmiała się jednak wesoło, szczerze i jej poważne, smutne oczy rozbłysły prawdziwą wesołością. - Potwory nie znikną, tylko dlatego, że ukryjesz głowę pod kołdrą. Te konkretne potwory wyciągną cię z łóżka i zrobią z ciebie krwawy befsztyk, nie przejmując się tym, że skryłeś się przed ich wzrokiem. Przed nimi nie ma ucieczki, Patryk. Musimy dowiedzieć się, czemu to robią i czemu my. Tylko w ten sposób mamy szansę przetrwać. Tak myślę.

- Taa... łatwo powiedzieć. To ma jakiś związek z krzyżykami, orłami, cyferkami... jakieś przykazania, jakiś antychryst i inne dyrdymały. Nie kumam tego, Dziara. Chciałbym, ale to wszystko dla mnie jakiś pieprzony bełkot. - Rozdrażniony machnął ręką, jak pięciolatek zniechęcony kostką rubika, której za żadną cholerę nie umie ułożyć. - Wiesz, wczoraj próbowałem jednemu z nich przypierdolić. Żeby mi chociaż oddał, to bym wiedział na czym stoję. A ta pokraka była jak z powietrza. W ogóle jakby jej nie było. Jakbym się, kurwa, bił z halucynacją. Uwierzysz?

- Uwierzę - powiedziała ponurym tonem. - Widziałam już straszne gówno. Dużo strasznego gówna. Wiesz, kim jest Mikołaj?

- Czerwona czapka, broda, worek z prezentami... Babcia się zawsze wsciekala że to jakiś biskup, a ten w czapce to Dziadek Mróz. Ale ty chyba nie o tym, co?

- Nie - uśmiechnęła się znów. - Nie o tym. Ale tak myślałam, że o nim powiesz. Chodzi mi o Mikołaja “Plastelinę”.
Tego znał. Znał go każdy szanujący się punk w mieście. Anarchista. Wywrotowiec. Świr. Wielokrotnie prześladowany przez policję i milicję. Inicjator każdego nieudanego projektu muzycznego w mieście: koncertów punka, festiwali muzyki anarchistycznej, takich właśnie inicjatyw. Człowiek - legenda w świecie punków w Mieście. Człowiek, ktory zniknął ze sceny ze dwa lata temu. Ale nadal krążyły o nim i jego dokonaniach prawdziwe miejskie legendy.

- Plastelina miał Mikołaj? Ale jaja. Wiem tyle co wszyscy: wybył do Niemiec. Czarny Krzyż, Dni Chaosu i inne takie organizuje. Hitlerek miał o nim jakieś wieści... Ale z drugiej strony, to koleś lubi fantazjować. Więc co z tym Plasteliną?

- Plastelina ... dużo wie na ten temat. Dwa lata temu w podobny sposób okrutnie zamordowano trójke jego kumpli i dziewczynę. Jego zamknięto w psychiatryku. Serio. Wyciszono sprawę bo wtedy działo się mnóstwo tego politycznego szajsu. Okrągły stół. Wiesz. Całe te wolnościowe bzdety. Taka jedna staruszka mi to powiedziała. Ona też cholernie dużo wiedziała ale kilka dni temu zginęła pod tramwajem. Niby. Ale to jedna wielka ściema. Zabili ją. Ci ze świńskimi łbami. Miałam się z nią spotkać ponownie, ale nie zdążyłam. Ona powiedziała mi o Węglowej i o was. O tym, że będziecie ... mordowani. Jako ofiary. Plastelina gadał z nią będąc w wariatkowie. Ona tam pracowała jeszcze na emeryturze, wiesz. Znała go. Mówiła, że właśnie on i jego przyjaciele też mieli być tymi samymi ofiarami. Że “ci ludzie” - zawsze tak nazywała świniogłowych - “ci ludzie”. Mówiła, że “ci ludzie” co jakiś czas zaczynają takie mordy. Że zabijają kilka, kilkanaście osób. Ale nigdy do tej pory tak jawnie i tak okrutnie. Mówiła, że to dzieci Bestialskiego Ojca. Kata swoich młodych. Dręczyciela swoich dzieci. Że to pan wszelkiej chujowizny. Ojciec, który gwałci swoje dzieci. Ojciec, który je morduje. Ojciec - kat. To jemu służą ci zwyrodnialcy z doszytymi do gęby ryjami świń.
Dopiła herbatę.
- Mam zamiar dostać się do Plasteliny. Ale nie mam pojęcia jak. Nadal jest u czubków zamknięty. I nie ma tam odwiedzin. Chciała zasymulować obłęd, ale ... to nic nie da. Trafię do skrzydła dla lasek. I nie spotkam się z nim.

- Plastelina nie wyjechał do Berlina? - mózg Gawrona przyswajał informacje dobrze, choć dość wolno. - Psychiatryk nie Fort Knox, pamiętam jak Andrzej na odwyku... No dobra, mniejsza o to. Może przyjmują do sprzątania, salowych, wolontariuszy... Który to szpital?

- Krasicki... Krasiński... nie pamiętam, taki ceglany, co wygląda jak więzienie.

Gawron zaśmiał się niemal wesoło.
- Byłem tam niedawno. Sprawdzali mi czaszkę. - zrobił kolisty ruch palcem wskazującym w okolicach skroni. - Hmm. Może mógłbym tam wpaść na jakieś... konsultacje.. czy coś. Mam te papiery od nich, chyba pamiętam ze dwa nazwiska lekarzy, jakaś flaszka czeskiego koniaku do kompletu i może się uda.

Ucieszyła się wyraźnie.

- Tylko ... - podrapała się po przetłuszczonych włosach. - Tylko co powiesz Mikołajowi.

- Prawdę: Miasto zeszło na psy, Wilczy Dół opanowały kinderpunki, a Berlińczycy rozjebali mur bez niego. - wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Czemu wszyscy oczekują, że to ja będę ten mądry. Polowali na nich i najwyraźniej przeżył. Spytam jak to zrobił... chyba.

Pokiwała ciężko głową. Widać było, że oczy same się jej zamykają.

- Chcesz to się zdrzemnij, i tak miałem zaczekać, aż wpadnie ktoś z mojej wesołej brygady Tolka Banana. I zajrzeć do jednej piwnicy... - Ostatnie wymówił z rozpędu, jakby wpadło mu do głowy w trakcie mówienia. Zmarszczył brwi rozważając pomysł. - Obiecuję trzymać się z dala od kanapy.

Rzucił niespodziewanie wstając od stołu i kierując gdzieś w kierunku drzwi przedpokojowych.

- Dobra. Ja chętnie skorzystam. Bo na ryj lecę. - Wstała ciężko. - Gdzie?

- Chodź, pokażę ci.

***

Dziara usnęła mniej więcej w sekundzie, w której przyłożyła głowę do poduszki. W kurtce i butach, na kanapie, która była bohaterką jej niedawnych erotycznych koszmarów. Być może ktoś o bardziej wrażliwej duszy, przykryłby ją kocem, a ktoś o lotniejszym umyśle posiliłby się o refleksję, czy na pewno powinien zostawiać kompletnie nieznajomą laskę samą w mieszkaniu.
Tego typu problemu były Gawronowi absolutnie obce. Jego myśli koncentrowały się obecnie wokół nowego planu. Zmarnowali wszyscy masę czasu... dobra, może nie wszyscy, ale on z pewnością. Histeryzując, kręcąc się w kółko, rzucając się urojeniom do gardła z pięściami. Dosyć.

Akcja z psychiatrykiem mogła się udać. Ale dziś było na nią już za późno. Chyba. Przynajmniej jedna osoba z ich gromadki powinna zostać w to wtajemniczona, na wypadek, gdyby zamknęli go tam na stałe.

Nie chciało mu się wisieć na telefonie, wcześniej czy później któreś z nich pewnie tu wpadnie. No właśnie... czy Teresa nie powinna już wrócić? Odebranie ciała, formalności wokół pogrzebu - to może trwać wieczność ale... Niby mógłby gdzieś zadzwonić i sprawdzić, ale obiecał, że jej zaufa.
Swoją drogą zaskakująco szybko zaczął myśleć o Hirku jako o ciele do odebrania. Kurwa, a jeszcze wczoraj... DOSYĆ!

Starając się nie myśleć za dużo zamknął za sobą mieszkanie, i z wiaderkiem w dłoni ruszył w dół klatki schodowej. Na wysokości wejścia do piwnicy, przez chwilę wydało mu się że słyszy jakiś znajomy głos. Zatrzymał się na chwilę, jednak okazało się że to tylko szczebiot sąsiadki z podwórka.

- ...Pan, Jezus Chrystus, się poświęcił dla nas wszystkich przecież. Dla mnie się poświęcił. Dla ciebie się poświęcił...


Kurwa mać, ta Malinowska i jej kazania od zawsze doprowadzały go do jasnej kurwicy. Pewnie znów ewangelizowała jakiegoś żula, który w spokoju Chrystusa przysnął sobie na ławce.

Nie poświęcając jej więcej uwagi otworzył drzwi prowadzące do piwnic. Piwnic rozległych jak hitlerowskie bunkry, piwnic w których starał się nie zapuszczać dalej, niż do swojej komórki z węglem, piwnic
w których schował się diabeł polujący na Baśkę, piwnic w których podobno znaleziono narzędzie zbrodni. Oficjalnie, gdyby ktoś pytał - po węgiel.

Niedawno przyśniło mu się cieknące krwią wejście do komórki Taterki. Wtedy to zignorował. Teraz, gdy już cały racjonalny świat poszedł w diabły, był to trop do sprawdzenia dobry jak każdy inny. Pójdzie, obejrzy, obwącha, a nóż znajdzie coś pożytecznego. Zawsze to lepsza forma czekania, niż gapienie się w telewizor, nie?
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 20-07-2012 o 11:43.
Gryf jest offline