Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2012, 17:44   #295
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Venettica... ginęła. W jedną noc miasto uległo napastnikowi bez armii. W jedną noc upadło bez próby obrony. Przeciw potędze żywiołów, nawet najpotężniejsza magia mogła być bezsilna.
Srebrne mgły otoczyły miasto swym całunem, na co patrzyły setki oczu. Na błoniach otaczających miasto od strony lądu zebrały się tłumy uciekinierów. Bogaczy i biedaków,przybyszy i miejscowych.Wraz z miastem umierał stary porządek i stare układy. Nowe jeszcze nie miały się okazji wykuć. Tej nocy wszyscy byli równi.
I wszyscy wiedzieli o Srebrnych Mgłach dość, by czekać. Bowiem one albo zaczną się rozszerzać, albo ustąpią pozostawiając po sobie... niewiadomą.

Wśród tych ludzi był i Kenning. Jako jedyny bezpiecznie wydostał się z miasta i spoglądając w kierunku miasta nie dostrzegał reszty nietoperzy. Czyżby cała jego drużyna zginęła? Czy dopadł ich demon, czy zdradziecki opar Srebrnych Mgieł ?
Z miejsca w którym stał ledwo dostrzegał skrzydlatą sylwetkę demona, ale nietoperzy już dojrzeć nie mógł.
A tym bardziej towarzyszy.
Niemniej kolejny widok sprawił, że Kenning zamarł z przerażenia.


Portal rósł coraz bardziej, podobnie jak narzekanie pana mózga. I tak samo jak przerażone spojrzenie poety. Przebudzony za pomocą smrodowo-szokowej terapii niziołka Romualdo z trudem wydukał.- Wszy..sscy.. zgi... nie..my.-
I zapewne miał wiele racji.
Wyłaniający się z portalu gigantyczny jaszczurzy łeb niewątpliwie sugerował nieszczęśliwe zakończenie tej sytuacji. Tym bardziej gdy arcymag telepatycznie oznajmił.- “Na kościsty zad dziadusia Velsharoona, to … linnorm! “
Niewiele jednak ta nazwa mówiła Vincowi, czy też komukolwiek innemu. Jednak czy musiała.
Sam widok kolosalnej bestii o długości ponad dwunastu metrów wynurzającej się z portalu budził respekt.


Długi wężowaty jaszczur o dwóch małych kończynach i dwóch potężnych łapach uniósł się w powietrze władczo zerkając na swą nową dziedzinę. Czarne łuski wydawały się być stopioną lawą, pod którą tętnił żar wulkanu. Na ten widok i sam demon wyraźnie się tropił. Nie miał chyba ochoty na walkę z owym stworzeniem.
Wyłaniający się z portalu potwór na jego szczęście też nie był zainteresowany walką, zamiast tego skupił się na dialogu z wróżkiem. Wypowiadali słowa w syczącym dialekcie, który pan mózg nazwał “Ignan”, mową sfery ognia.
Jednakże to że Sidious rozpoznał język niewiele pożytku przyniosło. Bo nie potrafił się w nim porozumiewać. A do myśli potężnego gada wniknąć nie zamierzał.
Cypio natomiast starał się opanować napad paniki u poety i dopilnować, by biedaczek nie zsunął się z dachu wprost do kanału (lub na jego kamienny brzeg).
A biednej bardce i Nyhmowi niesionym przez spanikowane nietoperze pozostawało pozwolić się nieść, coraz głębiej w otchłań zmieniającego się miasta.
Nagły ryk bestii, przerwał to wszystko. Linnorm uniósł się wysoko w powietrze mimo braku skrzydeł. I tak samo unieśli się i Nyhm i Krisnys i Cypio i Romualdo... i wreszcie Vinc.
Lewitując zaczęli się zbliżać do unoszącego się w powietrzu gada niczym pióra na silnym wietrze. I przy wspólnym pojękiwaniu Romualda i pana mózga.-Wszyscy zginiemy. Zje nas!
Jakoś ich słowa i myśli były podobne.
Na szczęście nie spełniły się. Unoszący się w powietrzu linnorm otoczony lewitującymi awanturnikami ruszył w kierunku granic miasta, wywołując przy okazji większą panikę wśród zgromadzonych tam byłych mieszkańców.
Stwór na ich szczęście nie był nimi zainteresowany. Opuścił na ziemie porwaną bezpiecznie na ziemię. po czym poszybował w górę zapominając o swym ładunku. Wszak miał cały nowy świat do opano... do zwiedzenia.

Tak więc Cypio, Kenning, Romualdo oraz bardka z Nyhmem, a także oczywiście Vinc znaleźli się bezpiecznie poza ginącym miastem. Co prawda smokowaty czuł się nieco... ciężkawo i lekko zapadał się w grunt, ale poza tym wszystko było w porządku, prawda?
Nieprawda.
Juliano wydostał się z miasta, ale wprost w objęcia swej rodziny. Na szczęście w obecnej sytuacji, nikt nie myślał o szykowaniu małżeństwa. Vincent wiedział o tym, dzięki telepatycznej więzi z Psikusem.
Czego nie znał jednak, to losów Gaspaccia i Katriny. Zaginęła jego najbliższa przyjaciółka i pracodawca całej drużyny. Co gorsza, wraz z funduszami!
Dzielna drużyna stanęła na rozdrożu, bowiem... trzeba było postanowić, co czynić dalej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline