Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2012, 11:17   #106
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Noga za nogą, krok za krokiem drużyna wędrowała przez las. Nawet ci, dla których głębokie ostępy nie były znajomym terenem zdążyli się przyzwyczaić do szumiących nad głową konarów, dziwnych odgłosów czy zapadających znienacka ciemności. Ważne było to, by nie potknąć się, nie skręcić nogi, nie wejść na węża, nie... Po prostu przeżyć. Nie wszystkim było to dane. Wiedzieli, że Wilczy Las żąda ofiar, ale z całej grupy do tej pory jedynie Rafael miał okazję spojrzeć leśnej śmierci w oczy. Teraz jej oddech czuli już wszyscy, bliżej niż kiedykolwiek dotąd. Ostatnia walka nie była taka jak poprzednie; w uszach brzmiał im jeszcze stuk kamieni, które układali na grobie Etroma, którego koszula była tak czerwona jak chusta, którą zawsze nosił na twarzy...

Wracali do domu; a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Przygoda, bohaterstwo, chęć wyrwania się ze wsi, pokazania “im”, sprawdzenia się - dotychczasowe marzenia i cele skryła ponura rzeczywistość, zmęczenie, głód (gdyż ryby się skończyły, a myśliwi nie mieli sił by polować), przygnębienie, a w przypadku rannych również tępy, uporczywy ból. Jedynie Rafael i Yarkiss maszerowali dziarsko na czele - mimo obrażeń - sprawdzając trasę i szukając znajomych punktów. Gdy rozbijali obóz na noc wydawało im się, że rozpoznają okolicę, a następnego dnia rano byli już pewni, że idą w dobrym kierunku. Co prawda w pobliżu domu elfki nie polowano, jednak zwierzęta dobrze się tam czuły, więc łatwo było znaleźć ich ślady - a potem przydybać w bezpiecznej odległości od dziedziny druidki i myśliwi skwapliwie z tego korzystali. Inna sprawa, że drapieżniki również o tym wiedziały, więc walka ludzie-natura była dość wyrównana. Raz jeszcze przecięli trop wilkołaków, a kilka razy natknęli się na ślady ludzkich butów - niewątpliwie Saelima i Fernasa. Wydawało się, że uciekinierzy kręcą się w kółko, co nie było zbyt dziwne - żaden z nich nie mógł się pochwalić dobrą znajomością lasu; zwłaszcza w takiej odległości od Viseny.

Słońce minęło zenit, a tropiciele szli coraz bardziej niepewnie. Żaden z nich nie był nigdy blisko domu Lamariee. Nie wiedzieli nawet jak on wygląda - czy to chata, szałas, jaskinia, a może gniazdo na drzewie? Ralfi w przypływie desperacji spytał nawet Eillif, ale dziewczyna nie miała żadnych informacji na temat elfki; leciwa druidka nie dzieliła się swoją wiedzą z ludźmi. Yarkiss potrafił już określić ich dokładne położenie w stosunku do Viseny, więc skręcili nieco bardziej na południe w nadziei, że dom staruszki sam im się objawi. Nie spodziewali się jednak tego, co nagle zastali na swojej drodze - głębokiego wykrotu, częściowo zakrytego gałęziami i ziemią, w którym siedział... Fernas!

A było to tak...

***

Po odejściu tajemniczej staruszki nastrój dwójki podróżników skwasił się jeszcze bardziej. Fernas czuł, że Saelim patrzy na niego spode łba, a wątpliwości zasiane przez słowa babki przez noc wydały bujny plon. Oszust gnał jakby same wilkołaki następowały mu na pięty i bard chwilami miał wrażenie, że towarzysz najchętniej zgubiłby go w lesie. Co zresztą o mało się nie stało, gdyż obchodząc spory pagórek natknęli się na niedźwiedzicę z młodymi i musieli uciekać co sił w nogach - a potem nadkładać drogi, gdyż pobiegli w złym kierunku. Zresztą Fenasowi coś mówiło, że w ogóle pobłądzili; jednakże bez wspomnień nie był na tyle pewny, żeby wykłócać się z Saelimem. Mimo to to znajome uczucie nie dawało mu spokoju - czyżby faktycznie już tu kiedyś był? Ale po kiego grzyba? Nieee, musiało mu się wydawać, przecież las to las, każde drzewo wygląda tu tak samo; zwłaszcza gdy człowiek gapi się na nie -nasty dzień z rzędu. A może...

Fernas nie dokończył kolejnej myśli gdyż poczuł, że ziemia usuwa mu się spod stóp, a niebo wali na głowę. Wywinął kozła, plecak zjechał mu na oczy, coś boleśnie rąbnęło w żebro, potem w rękę, po czym grunt z hukiem zderzył się z bardem. A raczej bard z gruntem - gdy w końcu doszedł do siebie odkrył, że leży w mieszaninie zeschłych gałęzi, młodych krzaczków, wilgotnej ziemi i zgniłych liści. I do powierzchni ma jakieś 4-5 metrów osuwającej się ziemi. Chłopak wyplątał się z zalegających na dnie jamy (najpewniej wymytej przez wodę) śmieci, spróbował sięgnąć do najbliższego korzenia wystajacego ze ściany i jęknął. Ręka nie była może złamana, ale na pewno poważnie zwichnięta. Wręcz czuł jak puchnie z minuty na minutę.
- Saelim... - wycharczał przez wyschnięte gardło. Odchrząknął i spróbował jeszcze raz. - Saelim! Heeej! - po ciagnącej się w nieskończoność chwili usłyszał nad głową jakiś szmer, ale nie zobaczył wioskowego złodzieja. Pewnie nie zbliżał się, bo nie chciał też wpaść do dziury. Bardzo rozsądnie. Tylko czemu się nie odzywa? - Ej, Saelim!
- Co? Żyjesz? - wydawało mu się, że w głosie towarzysza słyszy rozczarowanie.
- Przywiąż linę do drzewa i wyciągnij mnie stąd! Chyba zwichnąłem rękę. Nie wdrapię się.
Cisza na górze przedłużała się.
- Niech cię twoje wilkołaki wyciągną...

Potem Fernas usłyszał tylko trzask gałęzi i tupot oddalających się stóp.

***

Wyciągnięcie barda z wykrotu nie nastręczyło większych problemów. Eillif sprawnie opatrzyła opuchniętą rękę, a trochę jej “magii” sprawiło, że po urazie wkrótce nie zostało śladu. Pozostawało tylko wyjaśnić sobie kilka rzeczy i mozna było ruszać dalej.


***
- Tam...? - Fernas niepewnie wskazał ręką kierunek. Nie wiedział czemu, ale był niemal pewny, że dom Lamariee znajduje się właśnie tam. Pozostali wzruszyli ramionami. Od kilku godzin kręcili się w kółko szukając domostwa elfki; bez rezultatu. Powoli zapadał zmrok; równie dobrze mogli więc sprawdzić kierunek wskazywany przez barda.

Dalsze pół godziny maszerowali w milczeniu; ciszę przerywało tylko burczenie w brzuchach. Potem zaś łasica pisnęła podniecona i ruszyła truchtem w stronę leśnej gęstwiny. Po kilkunastu krokach ludzie uświadomili sobie, że to co brali za splątane ze sobą drzewa było w istocie przemyślnie wykonaną - czy też raczej “wyrośniętą” - chatką. Znaleźli dom druidki...
 
Sayane jest offline