Wrogów było mrowie. Oczywiście nie tysiące, ale i tak zdecydowanie zbyt dużo, jak na możliwości obrońców twierdzy. Teoretycznie przynajmniej grube mury i mocne bramy wyrównywały taką przewagę, ale po stronie napastników był paskudnie wyglądający olbrzym i jeszcze paskudniej wyglądające działo. Szczególnie to ostatnie nie przypadło Gottwinowi do gustu. Olbrzym, by narobić szkód, musiałby podejść bliżej, a wtedy można by go naszpikować strzałami czy bełtami. Z działem tak dobrze nie było. Mogło strzelać z dużej odległości, a strzelcy na murach mogli sobie tylko popatrzeć, lub postrzelać w powietrze, nie bardzo wierząc w to, że trafią w olbrzyma lub jednego z kanonierów.
Kolejny wystrzał wstrząsnął okolicą i Gottwin zaczął się zastanawiać, co się stanie z twierdzą, gdy tamci nabiorą wprawy i kolejny pocisk trafi w mury, lub w bramę. Miał tylko nadzieję, że wstrząsy nie zrzucą go ze stanowiska na ziemię. |