Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2012, 11:10   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
“Idziesz ulicą i patrzysz, czy wszędzie jest porządek. Jeśli tak, to jak najszybciej powinieneś zmienić ulicę.”
Takie hasło zawisło w siedzibie straży obywatelskiej, na którą przeznaczono skromny dość domek, własność jednego z dalekich krewnych szlachetnie urodzonego pomysłodawcy. Domek miał salonik, małą sypialnię, kuchnię (z której zwykle nikt nie korzystał) i całkiem pokaźne piwnice.
Domek położony był niezbyt daleko od targu, i bardzo blisko niewielkiej knajpki o nazwie “Złoty błysk”. Jej właściciel, Crump Wise, nie pierwszej już młodości niziołek, na kucharzeniu znał się jak mało kto i z tego też powodu knajpkę odwiedzali ci członkowie straży, co nie stołowali się w domu. Jedzenie było dobre, trunki niezbyt drogie. Po co więc się męczyć?

Czy do obowiązków straży publicznej należało włóczenie się nocą po zakazanych rejonach miasta? Prawdę mówiąc nikt jeszcze nie stworzył porządnego Regulaminu Straży Obywatelskiej. Hrabia, tytularny dowódca straży, zapewne nawet nie pomyślałby o czymś takim, a Alex był zbyt leniwy, by tworzyć wielopunktowe regulaminy. W związku z tym instrukcje były tylko i wyłącznie słowne. I bardzo krótkie.
Postępujcie mądrze i nie narażajcie imienia Straży na szwank. Bo jak podpadniecie, to hrabia was przerobi na dywanik. Mieszkańcom trzeba pomagać. Co się opłaci stokrotnie. Łapówek się nie bierze. Co innego pączek lub małe piwo. A gdy drugiego dnia okazało się, że jakiś cwaniaczek ze świeżo założoną odznaką uznał, że wolno mu nie płacić za trunki. Jak dostał kopa, to się obudził za bramą miejską.

- Już dziesiąta na zegarze, gasić światła, gospodarze! - zawył jakiś zabłąkany przedstawiciel straży miejskiej. Głos dobiegał z dość daleka i strażnik, choćby był obdarzony jak najlepszym słuchem nie byłby w stanie usłyszeć zduszonego i urwanego w połowie okrzyku “Na po...!”
- Dawaj sakiewkę!
Dwóch drągali pochylało się nad przyklejonym do ściany mieszczaninem. W świetle księżyca lśniły długie ostrza noży. Ani Alex, ani towarzyszący mu Herman nie żadnych wątpliwości co do tożsamości jednego z opryszków. Pełna krost twarzyczka jednego z rabusiów wyśmienicie zastępowała imię i nazwisko. Tyle tylko, że do tej pory Pryszczaty występował sam. Czyżby zaczął montować większy zespół? Nie można było czegoś takiego tolerować.
Kusze szczęknęły ledwo słyszalnie. Bełty z cichym świstem przecięły powietrze. Dwa ciała osunęły się na chodnik, zaś strzelcy ruszyli w stronę niedoszłej ofiary, która przez moment nie była pewna, czy czasem nie wpadła z deszczu pod rynnę. Nie zamierzali pozostawać anonimowi - w końcu sława Straży powinna rosnąć.
Być może hrabia wolałby jakieś brawurowe aresztowanie, pokazowy proces i równie pokazową egzekucję, ale w niektórych sytuacjach nie należało czekać. A jeśli hrabia będzie miał jakieś uwagi... Jeśli chce, to może sam sobie biegać po ulicach.
 
Kerm jest offline