Creap powoli usiadł na skórze, drapiąc się kolejno po szczęce, głowie i karku. Następnie zamlaskał, niezbyt wyspany i bezwiednie uniósł w górę dłonie, wyczuwając po swojej prawej i lewej stronie ciepło innych użytkowników jego posłania.
Dopiero w tym momencie dotarła do niego smutna rzeczywistość. Nie był w namiocie, tylko w jaskini lub innym kurestwie. Nie wyspał sie bo nie spał na stercie skór, tylko na jednej skórze rozłożonej na kamiennej podłodze. No i niestety, po jego bokach nie leżały dwie młódki, przez co klepnięcie jakie miał zamiar wykonać skończyłoby się dla niego utratą ręki.
Spojrzał na inkwizytorkę, potem na krasnoluda i finalnie na czarodziejkę. Banda mu się trafiła naprawdę ciekawa, biorąc pod uwagę że pozostali członkowie wyprawy już nie żyli. Kto to tam był... ? Wolf, Draug, Aler, Widar, tamten jakiś, Oktawius... Cholera, wielu z pierwszej wyprawy nie zostało. Tylko on i Virana. A z drugiej tylko Pe'lan i Fergus.
I Borack. Zapomniałby o tym głupku jeżdżącym na robakach.
Byli zmęczeni i brudni. Sam wiking nie tak sobie wyobrażał walkę z demonem. Dlatego też westchnął, powstrzymał się od klepania i wstał, zakładając na głowę hełm.
-No. Wstawać banda.- rzucił, siadając na kamieniu i wyciągając manierkę. Gorzałka zniknęła już dawno. Została tylko woda.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |