Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2012, 17:53   #120
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opowieści Drowów

Podmrok to niebezpieczne miejsce, które należy przemierzać w grupach. Podmrok choć wyludniony jest pełen zagrożeń.
Oni byli jednym z nich drowami.
Drowia ekspedycja pod dowództwem kapłanki na sporym pająku przemierzała jaskinie podmroku. Była ona dość liczna, choć nie tak liczna by zachowywać się głośno i ostentacyjnie.
Na jej czele podążała kapłanka. Musiała być wysoko ustawiona w hierarchii skoro siedziała okrakiem na sporym pająku. Nie każda kleryczka Lolth ma taką możliwość.
Na ramieniu tej kapłanki siedział włochaty pająk wielkości orczej dłoni.


Kobieta miała na sobie kunsztowną zbroję drowiej produkcji, oraz rapier przy pasie. Choć niewątpliwie ulubionym jej orężem był batog, który od czasu do czasu pieszczotliwie gładziła dłonią.
Była dość młoda jak na taką funkcję, musiała być więc dobrze urodzona i obdarzona łaską bogini. I Maelstar z Domu Taergith taką była. I jak wszystkie wpływowe drowki była arogancka, zadufana w sobie, pyskata oraz próżna. Ale przede wszystkim... była groźna. O czym przekonało się już wiele drowek i drowów biorących ją za pustą lalę.
Może dlatego nie dochodziło do scysji z kolejną osobą w tej grupie.
Także drowką. I także kapłanką. Ale niżej postawioną w hierarchii, skoro podróżowała na piechotę. Ubrana w kolczą koszulkę, szczupła i nie tak urodziwa. Nie tak krzykliwa, ale równie groźna.
Saerith nie była osobą, która wzbudzała przyjazne uczucia. Jej oczy ciągle zdawały się przebijać spojrzeniem rozmówcę. Jej cichy ton głosu zawsze wydawał się ukrywać sztylet.
Saerith nie była szlachetnie urodzoną. Do obecnej pozycji doszła dzięki wierze i uporowi i pracowitości.
Nie ubierała się ekstrawagancko, a jej oręż był typowo kapłański.
Reszta drużyny czekała tylko, aż obie rzucą się sobie do gardeł by zdominować wyprawę. Bo choć Maelstar dowodziła, to Saerith mogła rzucić jej wyzwanie.
Oczekiwali przez pierwszy dzień wyprawy, potem drugi, trzeci, czwarty... Nic takiego nie nastąpiło. Maelstar już pierwszego dnia okazała swoją dominację wybierając sobie kochanka spośród dostępnych samców i czyniąc go dowódcą męskiej populacji. Saerith nie podjęła wyzwania i tylko podporządkowała się tej decyzji. Przyczaiła się, by wyprowadzić cios przy najbliższej okazji. I czaiła tak do tej pory.
A może samcy się mylili i drowka podporządkowała się całkowicie kapłance?
Kolejny za nimi szedł również kapłan... tyle, że Selvetarma. I jako kapłan “pieska Lolth” nie był w poważaniu ani wśród kapłanek, ani wśród męskiej populacji. Samce drowów jeśli bowiem nie czciły Lolth, to kierowały swe modły ku Vhareunowi. Selvetarm miał niewielu czcicieli, a z jego kapłanów kpiono za ich plecami.
Ów kapłan oprócz pogardliwych spojrzeń drowów i otwartego lekceważenia przez kapłanki, musiał też połknąć kolejną gorzką pigułkę. To nie on był bowiem wybrankiem Maelstar, a ten który szedł z nim. I jego kapłan o imieniu dumny Virdth Zeshan musiał słuchać.

Tym faworytem był mistrz dwóch mieczy i znamienity fechtmistrz Jaerden Vis’mare. Ów drow był trzykrotnym mistrzem areny i szermierzem walczącym dwoma mieczami jednocześnie. Swe muskularne ciało nie okrywał żadnym pancerzem, tak że blizny pojedynkowe były dobrze widoczne. Jaerden był przystojny, silny, sławny... nic dziwnego, że trafił do namiotu Maelstar.
I że został dowódcą. To że był też niezbyt bystry miało mniejsze znaczenie.
Bystrości za to nie można było odmówić kolejnej sobie w tym pochodzie. Ubrany w szkarłatne szaty, chuderlawy i anemiczny drow niewątpliwie musiał być magiem. Nie można było ocenić jego urody, bowiem jego twarz skrywała magiczna lwia maska, której nigdy nie ściągał.

I rzeczywiście Urasim Vis’mare był magiem. I to jednym z lepszych mistrzów wróżenia. Problem stanowił jednak fakt, że był magiem akademickim i nie brał udziału w walce. To czy dysponował jaką użyteczną magią bojową, było niewiadomą póki co.
Kilka metrów za magiem szła grupka zamykająca pochód. Na jej czele szedł drow trzymający na łańcuchu pobratymca. W każdym jego ruchu widać było opanowanie i spokój... wynik żołnierskiego drylu.
Bowiem tym drowem był żołnierz i zastępca kapitana straży domowej Domu Kaenefin, Filzaer De'Speana.
A na łańcuchu szedł Milsear, kultysta Ghaunadaura, poraniony i poobijany, naznaczony piętnem wielokrotnych tortur jak i własnego samookalecznia. Szaleniec, buntownik i heretyk. I przewodnik całej drużyny.
Milsear w zamian za szybką i bezbolesną śmierć, miał zaprowadzić drużynę do kultystów i póki co wywiązywał się ze swego zadania. Dlatego żył i dlatego był w całkiem niezłej formie jak na torturowanego buntownika.
Kolejni dwaj mogliby mu współczuć, ale nie współczuli. Bowiem choć obaj byli niewolnikami, to jeden był półdrowim bękartem, a drugi troglodytą.
Zresztą troglodyta był prymitywnym i niezbyt bystrym osobnikiem.


Duży masywny i ciężki, robił za głównego tragarza. Nie znał mowy drowów, za to gadał nieco łamanych podwspólnym i równie łamaną mową duergarów. Rozumiał i wykonywał polecenia w obu tych mowach.
Nawet jeśli miał jakieś imię to i tak wołano na niego albo troglodyta, albo Trogs.
Był prymitywny i pozbawiony wszelkich wyższych odruchów, jadł wszystko, nawet padlinę i odchody swych panów. Zabijał wszystko co wskazano mu do zabicia.
Co innego jego “kompan” półdrow o imieniu Ishil, który zajmował się wszelakimi pracami, rozstawiał namioty (których było trzy, dwa dla kapłanek i jeden dla maga... kolejny powód goryczy Virdth), zajmował się zwiadem i polowaniem. I wszystkimi innym posługami na które jaszczur był za głupi. Nie wliczało się w to zadowalanie kapłenek. Maelstar miała już faworyta, a Saerith nie wydawała się zainteresowana żadnym samcem w grupie.

W swej podróży drużyna docierała coraz bliżej powierzchni, co niepokoiło wszystkich drowów poza niewolnikiem. Milsear tłumaczył, że owa misja zlecona przez bóstwo dotyczyła spraw dziejących się na powierzchni, więc w końcu trzeba będzie wyjść z jaskiń. Które zresztą szybko przestały się drowom podobać. Były nienaturalne, choć ta nienaturalność była trudno uchwytna. Choć nie były dziełem magii elfów czy też krasnoludzkich kilofów to jednakże... trudno rozpoznać było ich twórców. Beholdery? Łupieżcy umysłów?...Urasim wykluczył te możliwości.
Więc kto był ich twórcą.
Dekadzień później, do uszu drużyny doszedł głośny huk wody. Gdzie w pobliżu była rzeka, a woda gromadziła wokół siebie różne żywe istoty, w tym te...inteligentne.


Rzeka do której dotarli była wartka i głęboka. I pełna słonawej nie nadające się do picia wody. Niemniej musieli ją przebyć... Niepokojącym więc widokiem było dogasające ognisko po drugiej stronie.
Kwestię przedostania się wyprawy na drugi brzeg Malestar zostawiła na później. Teraz nakazała robicie obozu na noc. A jej słowo było ich prawem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-08-2012 o 17:30.
abishai jest offline