Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2012, 18:48   #32
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Konrad zaklął pod nosem, rzucając na brzeg parę klapek, które jeszcze niedawno były porządną (przynajmniej na oko) tarczą. To nie do niej miał pretensję - spełniła swoją rolę i ochroniła go przed śmiercią czy kalectwem. I nie do mutanta miał pretensje, tego, co to chciał go pociachać toporem na plasterki, jak kawał drewna. Wszak to nie była zabawa, tylko walka na śmierć i życie. To do siebie miał pretensje. Postąpił jak idiota, że w Bogenhafen nie kupił sobie tarczy z prawdziwego zdarzenia. Nie takie rycerskiej oczywiście, ale porządnej, okutej stalą. Głupek.

Nim wraz z innymi ruszył brzegiem w stronę barki, z której pokładu zaatakowali ich mutanci, rozejrzał się wśród wiązów, z których ktoś ich zaatakował. Oczywiście nikogo tam już nie było. Tylko kretyn czekałby na to, aż grupa wrogów zejdzie na brzeg i zacznie przeszukiwać okolicę. Albo samobójca. A w poszukiwaniu śladów Konrad był zbyt słaby. Zobaczył trochę śladów na piasku, trochę zdeptanej trawy. Wyglądało to tak, jakby napastnik jak najszybciej oddalał się w stronę pobliskiego lasu. I trudno mu się było dziwić.

Po co wszystko było... To było pytanie, jakie przez cały czas zadawał sobie Konrad. Piratów można było jeszcze zrozumieć - w końcu napaść, rabunek i morderstwa to był niejako ich zawód. Żyli z tego, co zrabowali i sprzedali. Jaki jednak cel przyświecał mutantom? A raczej, hmmm, ludziom o nieco odmiennej budowie ciała? Mimo wszystko łatwiej (tak przynajmniej sądził Konrad) rabować na gościńcach, napadać na samotnych kupców czy podróżnych, niż zajmować się piractwem. Lubią sobie utrudniać życie, czy też mieli jakieś skomplikowane plany związane z barką czy holkiem?

Ślady krwi na pokładzie, dość liczne, sugerowały, iż raczej nie ma co liczyć na znalezienie żywych członków załogi. Sądząc po tym, co spotkało kobietę, która wpadła w ręce (jeśli tak to można było określić) mutanta, ci, co zginęli w walce, zdecydowanie lepiej na tym wyszli. Szybka śmierć jest lepsza, niż męczarnie, również zakończone śmiercią. Kto z załogi holka czy pasażerów znalazłby się za burtą, a kto stałby się zabaweczką “ludzi zbudowanych inaczej”? Skąd u wszystkich takie zamiłowanie do zadawania bólu? Krwiożerczość? Pragnienie odpłacenia za doznane czy wyimaginowane krzywdy? Chęć wyrównania rachunków?

- Towary przeniesiemy na “Cierpliwość”, a barkę weźmiemy na hol - zadecydował Reiss. - Knut, zostaniesz na barce.
- Ja też - stwierdził konstabler. - W ładowni zamkniemy wszystkich wziętych do niewoli piratów i ktoś ich musi pilnować.
- A one?
- spytał Konrad, mając na myśli znalezionych w ładowni pasażerów barki. W pierwszej chwili, gdy ich zobaczył, doszedł do wniosku, że ktoś chciał przewieźć “innych ludzi” w jakieś inne miejsce i zaczął kompletować środki transportu. Podróż wodą sprawiała najmniej kłopotów. Teoretycznie przynajmniej, przy odrobinie szczęścia, można było przepłynąć Reik od źródeł do ujścia i nie zostać zaczepionym przez kogokolwiek. A co do tych pasażerów to był ciekaw, jak ich potraktuje Schnipke.
- To piraci - odparł konstabler. - Nie jesteśmy wszak barbarzyńcami. Nie będziemy handlować nimi, tylko ich powiesimy.
Krótka dyskusja między Gomrundem a Schnipkem nie zmieniła podejścia tego ostatniego do tej kwestii. Skoro zgodnie z cesarskim rozporządzeniem mutanci nie istnieli, to w zasadzie nie było innego wyjścia - albo ‘pasażerów’ uwolnić (co prawda nie wyglądali na jeńców), albo potraktować jako piratów i ich wspólników. Nawet dzieci.
Konrad pokręcił głową i wyszedł na pokład.

Sparren bez słowa wpatrywał się w spływającą w dół rzeki płonącą łódź, niosącą na swym pokładzie ciało małej Lizy.
Śmierć na rzece to coś normalnego. Nie ona pierwsza, nie ostatnia. Zginęła w okrutny sposób, ale to też nie było niczym nowym.
Powiadają, że gdy usiądziesz na brzegu i będziesz cierpliwie czekać, to ujrzysz płynącego z prądem trupa swego wroga. W swym życiu Konrad widział w wodzie niejedno ciało. Mężczyzn, kobiety, dzieci. Wodzie było obojętne, kogo bierze w swe objęcia.
Konrad był ciekaw, jakim cudem Liza znalazła się w tym miejscu przed nimi. Ukradła łódkę i uciekła? Płynęła pod prąd równie szybko, jak holk? Mała dziewczynka? A może schowała się na barce i w ten sposób wyruszyła na spotkanie ze śmiercią? Chyba będzie musiał porozmawiać Gomrundem. Może przypieczony człek powiedział coś więcej na ten temat.
 
Kerm jest offline