Wołodia, Aaron i Anzelm
Pierwszą osobą do której udał się kozak był Aaron. Nie dlatego, że najbardziej mu ufał, czy coś w ten deseń. Ot jako pierwszego z całej kompanii go spotkał na swej drodze.
-
Jak tam przyjacijelu?- rzekł wesoło i gromko -
Złoto w kijeszeni siję nije mnoży samo, szto?- uniósł brew -
Zarobijić chce? Kogo do pomocy mi trza w małym śledztwije...- zaczął dość tajemniczo kładąc mieszczaninowi rękę na ramieniu.
- A powolutku leci, druhu. Dał nam hrabia zarobić, nie przeczę, ale odtąd... powolutku. Dla śledztwa ucha nadstawię!
-
Mój rodak. Gospodarz w Słonej, kojarzysz?- zaczął Wołodia -
Potrzebuje bym dla nijego odnalazł żelastwo, co to w produkcji gorzały pomaga. Ponoć było to w starej gorzelni i znijikło, da. Prosi co by to mu przynijeść a pewnije będzije szło dorobić na boku, da. No i Anzelma trza poszukać. Tera to siję wykazał nijesamowicije, kijedy żeśmy mordercy - mścijicijela szukali.-
- Rzeczywiście, pokrętny umysł Anzelma może znów okazać się pomocny w śledztwie - rzekł Aaron nieco bez przekonania, obawiał się wszak, że Wujaszek bimbrownię zechce wywieźć na wózku i sprzedać, albo co gorsza z nią rozmawiać
- Umówiliśmy się z Wujkiem na kielicha, powinien niebawem zmierzać w stronę karczmy.
Nie długo trzeba było czekać gdy przybył Anzelm. Rad się ucieszon gdy zobaczył dwójkę swoich przyjaciół. Prawdziwe szczęście móc się napić we wspólnym gronie.
- Ach witajcie witajcie. Wołodia... nie uwierzysz. Smoka kupiłem. Wujaszek będzie miał swojego smoka - po tym wyznaniu nastąpił śmiech -
A jak tam współpraca ze Spiakovem? - zapytał i można było dostrzec ten błysk w oku, kiedy Wujaszek przechodził do interesów.
Wołodia wejrzał na Aarona kątem oka doceniając tę dziwną cechę wujaszka, który wie, gdzie i kiedy się pojawić.
-
Właśnie żeśmy o Tobije rozprawijali... Chce dorobijić?...- spytał robiąc tajemniczą minę. Kozak prędko wyjaśnił Anzelmowi na czym polegałoby ich zadanie.
Wujaszek uśmiechnął się i rzekł:
-
O Franze znów będą spadać z nieba, zagadkę rozwiącać Wujaszek będzie musiał. Wchodzę w to... lepsze to niż uśmiechanie się ciągle do tych samych ludzi na przyjęciach - umysł Wujaszka już zaczynał pracować na wysokich obrotach
-
Dobra. To żeby czasu nije tracijić... Od czego byś zaczął?- spytał Wołodia spoglądając to na Anzelma, to na Aarona -
Nije możemy tak łazijić i każdego pytać, gdzije to może być, bo kto wpadnije na pomysł co by to przed nami znaleźć i na tym zarobić...- zadumał się -
Trza nam działać dyskretnije o ile to możliwe, da.- rzekł.
- Duża rzecz. Ciężko zgubić ją - zamyślił się Wujaszek -
trzeba będzie popytać. Wujaszek zacznie wieczorem,choć zastanówmy się komu to cudeńko było by potrzebne. Wujaszkowi na pewno nie, na wózek za duży. Nie. To na pewno nie Wujaszek był - uśmiechnął się szeroko
- Alembik? - spytał cyrulik-
Duży alembik? Widziałem takie ustrojstwo w piwnicy apteki naszego niegdysiejszego adwersarza. Chyba nadarza się okazja do kurtuazyjnej wizyty u nowego właściciela owego przybytku.
Stolzmann potarł brodę, myśląc i dodał:
- Można by wykorzystać pozycję Aliquama. Uważam, że straż miejska powinna u nowego właściciela przeprowadzić kontrolę pożarową! - Zawsze można poprosić Hrabiego by nam pomógł wejść do budynku - zaproponował Anzelm -
Powiemy że coś zostawiliśmy, albo inną historyjkę się wymyśli.
Aaron się wahał:
- Doceniam użyteczność hrabiego i jego wkład w nasze przygody. Lecz czy nie powinniśmy polegać na sobie w przedsięwzięciach, które nie wymagają jego wiedzy i udziału? Naprawdę nie warto tak uzależniać się od jednego człowieka. - Być może masz rację - zafrasował się Wujaszek -
Trzeba by pogadać z naszym Khazadem. Zapewne nam pomoże.