Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2012, 12:34   #2
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Chłopak mówił bez końca. Widocznie tego dnia Francesca przyciągała nieznoszących ciszę ludzi. Nie przeszkadzając młodzieńcowi, próbowała sobie przypomnieć drogę. Ile lat temu była ostatnio w tym miejscu? Liczba ta wystarczyła, aby stwierdzić, że niektórzy jej wrogowie tak samo jak i przyjaciele zdążyli poumierać, chociażby z przyczyn naturalnych. Też wystarczająco duża, aby zapomnieć o kilku miejscach, na szczęście pamięć miała dość dobrą.

Nie mogła tak od razu udać się do Damazy. Chciała się odświeżyć, zmienić ubranie, a przede wszystkim dowiedzieć co się dzieje aktualnie w mieście. Wątpiła w to, że pozna jak rysuje się sytuacja gildii, jednak wiele spraw obracało się wokół niej i tylko wtajemniczona osoba mogła domyślić się co. Francesca bynajmniej wtajemniczona nie była. Nadzieje pokładała w alkoholu, który tak przyjemnie rozwijał ludzkie języki. Póki co za priorytet postawiła sobie kąpiel i odpowiedni strój. Była w Novigradzie. Tutaj ludzie noszą się z należytą klasą i gustem. Nie zamierzała odstawać.
Francesca uśmiechnęła się sama do siebie, akurat wtedy kiedy chłopak skończył mówić. Wyglądało to dość dziwacznie, dlatego spotkała się z pytającym spojrzeniem malca.

- Czy stoi tu jeszcze „Domowe ognisko”? – spytała korzystając z chwili ciszy. Jednak chłopak zrobił naburmuszoną minę. Zupełnie nie wiedziała dlaczego, czyżby zdał sobie sprawę, że nie słuchała?
- Tak mówiłem. Elfy… - a jednak, Francesca nie miała ochoty dalej słuchać, natychmiast zarysowała jej się droga ku celu.
- Dziękuje, jesteś bardzo pomocny – przerwała mu i rzuciła sztukę złota. To poskutkowało, aby przywrócić szeroki uśmiech na jego twarzy. Francesca również była zadowolona, ponieważ istniała szansa, że zdąży się jeszcze trochę zabawić przed wizytą u półelfa.

„Domowe Ognisko” od zewnątrz było takie jak je zapamiętała. Ludzkiej konstrukcji budynek, którym zarządzały elfy. Zadbany, schludny i tajemniczy. Zapewne, gdyby mieszkali tu ludzie, stałby się nie do poznania o ile w ogóle by jeszcze stał. Teraz jednak cieszył ją widok braku zmian. Czego niestety nie mogła potwierdzić o wnętrzu. Kiedyś karczma była bardzo popularna, tętniła życiem. Wieczorem ciężko było o miejsce, a nawet o niektórych porach w dzień. Wyglądało na to, że świetność tego miejsca przeminęła. Ludzie stali się posępniejsi, bardziej podejrzliwi, nawet teraz spotkała się z kilkoma uporczywymi spojrzeniami. O dziwo nie spostrzegła tutaj żadnego elfa. Nawet karczmarz był człowiekiem. Kobieta bez namysłu podeszła do niego. Już pomijając wszystkie grzecznościowe drobnostki, spytała się, gdzie właściciel. Usłyszała markotną odpowiedz, że wyjechał, ale już niebawem powinien wrócić. Francesca nie ucieszyła się na tę wiadomość, miała tylko nadzieje, że zawita w tym mieście na tyle długo, aby spotkać starych znajomych.
- Proszę w takim razie o balię z wodą i jakiegoś elfa do umycia mi pleców – postanowiła trochę zażartować, jednak karczmarz, jak zauważyła, nastroju do tego nie miał.
- To nie burdel tylko karczma, panienka miejsca pomyliła – odezwał się oschle.
- Najwidoczniej… niech będzie ta balia, może być z zimną wodą, byle była szybko – karczmarz kiwnął tylko głową na znak, że rozumie, choć akurat tego wampirka nie była do końca pewna.

Nie czekając na dziewkę karczemną, poczęła szukać tych najbardziej inteligentnych oczu. Niestety dużego wyboru nie miała. Przy najbliższym stoliku z dwiema chichoczącymi niewiastami siedział opasły jegomość. Ubrany był z żółto czerwone szaty, świadczyło to, że jest najprawdopodobniej handlarzem. Jego czystko oceniające spojrzenie od razu powiedziało jej, że chciałby, aby się dołączyła do jego małego haremu. Oprócz niego trochę dalej siedziało trzech mężczyzn, na oko Francescy wyglądali jak drobni rzezimieszkowie, ale równie dobrze mogli być po prostu zwyczajnymi robotnikami.

W rogu sali siedziała wpatrzona w siebie para. Cóż za żenujący widok. Czy ludzie jeszcze nie wiedzą, że miłości nie ma? Łudzą się i wmawiają jakieś pierdoły o przeznaczeniu. Przecież wiadomo, że wszystkim steruje popęd. Sex jest główną motywacją do heroicznych czynów. Sama już przechodziła to nie jeden raz, nie jeden raz mężczyźni twierdzili, że są w niej zakochani. To wszystko były brednie, takie same jakie wkładała im, aby skorzystać z pięknego ciała. Kiedyś nawet podjęła się udowodnienia pewnej kobiecie, że miłości nie ma. Zauroczyła jej ukochanego, dalszej części nie trzeba opisywać. Francesca nigdy nie zapomni jej wzroku pełnego nienawiści, kiedy jej o tym powiedziała. Tym razem wolała odpuścić, lepiej nie robić sobie wrogów na samym wstępie.

Siadła sama i liczyła, że zaraz zjawi się ktoś z kim będzie już mogła spokojnie porozmawiać.
Nie trwało to długo, ponieważ najwidoczniej znudzeni mężczyźni postanowili umilić jej czas, przysiadając się do niej.
- Panienka taka sama? Szkoda, żeby taka smutna była… – zagadną pierwszy.
- A my chętnie dotrzymamy towarzystwa – Francesca wzruszyła ramionami, w sumie co jej szkodzi. Nie wiadomo ile będzie czekała na jakiegokolwiek gościa.
- Dobrze, ale powiedzcie mi najpierw co się stało z właścicielami?
- To panienka nie wie? - mężczyźni się przysiedli i ściszonym głosem poczęli opowiadać. – Jakieś dwa tygodnie temu, wielka burda tutaj była. Jakiemuś fircykowi szlachcicowi nie spodobało się, że tu elfy prowadzą i nasłał bandę, która jeno miała je przegonić. Tylko nie pogłówkował, że elfy się umieją dobrze obronić i wynajęły kilku najemników by strzegły dobytku. Niezła jatka wtedy się zrobiła, praktycznie wszyscy z bandy szlachcica flaki na wierzchu mieli. To jeszcze bardziej go zezłościło i do króla samego miał pisać podobno, żeby elfów się pozbyć.
- A tam, gdzie tam pisał! Brednie jakieś – przerwał mu trzeci.
- Żadne brednie, sam słyszał! Potem to już jeszcze gorzej było to elfy wyjechać postanowiły i wrócą jak sprawa ucichnie wneto. Szlachcic jednak czerwoniutki jak rak się robi jeno słyszy o tej karczmie. Elfy pewno prędko nie wrócą, życie długie mają i narażać się nie chcą. Przybytek dobrze pilnowany jest, ale pewno drugiej takiej napaści nie przeżyje. Nie na bata. Elfów nie ma, a to one zręczne ciorty są skubane. Tera ploty po mieście całym krażą, że straszy tu i że ludzie znikają. My tu elfy te znamy i dobrze z nimi żyli zawsze, dlatego w te brednie nie wierzymy. Ale są ludzie co rękę by sobie dali uciąć, ze tu dziwa różne widzieli czy, że zaginął tu kto. Prawda, że od wyjazdy elfów poumierali tu ludzie z niewiadomych powodów, ale to jak wszędzie. To sprawka tego fircyka szlachcianina. Pewno jakiś zbójców nasłał, żeby reputacje tu psuć. Panienka to na noc zamierza zostać?
- Tak zamierzam – powiedziała wzruszając ramionami. Mężczyźni popatrzyli na siebie i wymienili się uśmiechami.
- To radze knajpe zmienić, nikt to nie nocuje już. Od długiego czasu. My jeszcze tu przychodzim, bo szacunek do tych elfów mamy. Ci to pewno nie wiedzą co się tu dzieje. Więc panience spać nie radzimy tu, po co kusić los. Niedaleko karczma porządna jest i tania, chętnie przenocuje panienkę. Sama panienka lepiej nie nocuje tu. Kto wie, co się zdarzyć może… – Francesca nie zamierzała zmieniać lokalu. Uśmiechnęła się tylko jednak wcale nie wesoło.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 02-08-2012 o 22:10.
Asmorinne jest offline