W atmosferze ogólnego milczenia upłynął czas odpoczynku. Króliki zostały pochłonięte, inne zapasy uszczknięte, a cała drużyna i tak nie czuje się dużo lepiej. Po dwóch godzinach ruszyliście spowrotem utartym szlakiem, nadal nie przejawiając chęci do rozmowy i skutecznie wszelkie jej zalążki niwecząc. Już myśleliście, że pogoda zaczęła wam sprzyjać. Nic bardziej mylnego. Wieczór zapadł bardzo szybko. Ciemne, ciężkie chmury zawisły nad głowami podróżnych. Już z daleka słychać było łomot grzmotów, gdzieś za górami. Od jakiegoś jednak czasu trwała zupełna cisza. Nie drgnęło ani jedno źdźbło trawy, ani jeden podmuch wiatru i ani ton odgłosu nie rozbrzmiał w powietrzu. Nagle ciemne niebo przeszyła ogromna błyskawica. Mieliście wrażenie, że sunęła tuż nad waszymi głowami. Prawie równocześnie z nią dało się słyszeć potęzny, ogłuszający huk grzmotu. Po kilku sekundach spadły pierwsze, ciężkie krople. Zaraz potem niebo znowu pękło na pół i zalała was niespodziewana fala wody. Już po krótkiej chwili byliście przemoknięci do suchej nitki. Konie zaczęły być bardzo niespokojne... A burza coraz bardziej i bardziej wściekła... |