Filip! - krzyknęła przerażona. Przylgnęła do drzwi auta i zastanawiała się, co ma zrobić.
- Wsiadaj za kółko i uciekaj stąd dziewczyno! - odpowiedział, nie mogący się podnieść mężczyzna - On tylko czeka żebyś mi pomogła!
Kucając przywołała cicho do siebie psy.
- Bierz go - szepnęła, sprawdziła, czy wykonały komendę, a następnie zamknęła oczy i zaczęła cicho się modlić. Błagała o to, by plan się powiódł, a Filip przeżył...
Psy pobiegły w kierunku budynku, w którym się mieściła firma kurierska. Po chwili dało się słyszeć strzał i skowyt, głuchy, z bólu. Prawdopodobnie Dżumy.
Wykorzystując fakt, że snajper zajął się psami uruchomiła auto. Starając się nie wychylać podjechała do Filipa i wciągnęła go do środka.
Mężczyzna jęknął, gdy ta go wciągała do samochodu. Pies Filipa ujadał przed budynkiem, a Dżuma leżały w połowie drogi ledwie zipiąc.
Zawołała psy siedząc właściwie na podłodze auta, a gdy wbiegł odjechała z piskiem opon.
Dżuma nie mogła się podnieść, skomląc została na parkingu.
-Gdzie Cię zranił? - zapytała Basia starając skupić sie na drodze
- Noga, trochę nad kolanem i ramię - Filip solidnie krwawił, siedział niemrawo opierając się o szybę boczną Poloneza - Co z twoim psem?
- Niestety nie miałam jak jej uratować - Basia wyraźnie posmutniała. Zdążyła przywiązać się do małej, a teraz musiała ją zostawić. Gdy tylko odjechali (jakieś 10 km przynajmniej) spory kawałek od miejsca zdarzenia dziewczyna zatrzymała się i zaczęła opatrywać rannego.
- Ała! To boli - marudził, Filip się ewidentnie bał wszelkich operacji - Zostaw, samo przejdzie! - panikował i starał się jakoś wybrnąć z sytuacji - Patrz, już prawie nie krwawię.
- Jasne. Ten strumyczek to sam się zatamuje - i nie zważając na jęki mężczyzny wprawnie zatamowała wszystkie rany.
Mężczyzna westchnął. Nie miał jak się bronić, więc z zaciśniętymi zębami poddawał się zabiegom Barbary. W pewnym momencie westchnął.
- Kiedy my tak zdziczeliśmy? My ludzie? Minęło... - szybko odliczył na palcach - Ledwie sześć lat...
Przez dłuższą chwilę milczała, kończąc opatrywać mężczyznę. Potem wyprostowała się i usiadła wygodnie. Cicho westchnęła.
- To przez zombie - zaczęła cicho, wyraźnie zamyślona - wola przetrwania.
Prawa ręką i noga, na razie nie nadawały się do niczego.
- Teraz ty prowadzisz, albo przeczekamy gdzieś w okolicy kilka dni, aż mi się poprawi - zaproponował, a po pewnym czasie dodał - Przykro mi z powodu Dżumy.
Dziewczyna wstała i odwróciła się, by mężczyzna nie zobaczył tych kilku łez, które uroniła na wzmiankę o Dżumie. Przytuliła się do psa Filipa. Po chwili udało jej się jakoś zebrać, zdecydowanie podniosła się i pomogła zapakować się rannemu do auta.
- Znajdziemy jakieś schronienie i tam odpoczniemy. Co ty na to? - zaproponowała. |