- Niech was bogi wspomagają, kumotrzy! - Dexter zachwycił się dobrymi serduszkami strażników porządku i ochoczo ruszył pomóc ich wodzirejowi w ciężkim, acz zbożnym czynie. - No, wujciu, to ja chwycę od dołu, o tak... - schylił się, niby że chcąc wziąć skrzynię na plecy, dobył sztyletu z cholewy i zaatakował niczym wąż.
Klinga wbiła się w gardło dobrego samarytanina z mlaśnięciem i chrupotem, gdy otarła się o kręgi, wychodząc z karku.
Skory do pomocy dobry wujek zamachł nieskladnie rękami, zagulgotał pociesznie i obryzgał krwią potężny i szlachetny zarost.
Dexter wyrwał sztylet z szyi nieszczęsnej ofiary własnego altruizmu, pozwalając jej osunąć się na ziemię, obrócił się w miejscu i runął na resztę łapsów, w biegu wyciągając z drugi nóż z bandolieru.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |