Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2012, 22:28   #237
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej Dartha nie ma
Co do wypowiedzi z gdoca to bez Dartha nie będzie można ich tu ładnie przekopiować w wielu wypowiedziach dlatego po prostu ja to połączę jakoś w późniejszym terminie (piątek? Daję sobie czas do poniedziałku na to, bo i przerobię na jeden dłuższy odpis razem z finałem).

Prawdopodobnie rozwinę też to co poniżej napiszę.


Cytat:
Oloth: - Nie… nie… nie swędzą. Ja żem dziecko ratować chciał, bo ryczało. Ale zrobiło BUM! To ono zrobiło BUM wielkie! – Zszokowany krzyknął od razu w kierunku mężczyzny.
- Tru… tru… trupy! - Wrzasnął, gdy ujrzał łażące po ścianach nieboszczyki, wskazując je palcem. Od razu wykonał odwrót i rzucił się do ucieczki. Miał zamiar dotrzeć do najbliższego zakrętu i za nim od razu wejść do otwartego pokoju, zatrzasnąć drzwi. [Chyba, że zauważy jakiś inny sposób na ratunek. Może okno? Może okno w pokoju?]
Oloth, Nex:
Nex nie miał już wiele szans. Jakiekolwiek miał jeszcze pomysły w głowie to co mu po nich skoro stracił łepetynę? Cóż za powód miał, żeby w decydującym momencie dać ciała? I to dosłownie, bo został rozszarpany na strzępy przez wygłodniałych milusińskich. Tempa jednak nie utraciły, gdyż niczym szarańcza rozpierzchły się po korytarzu goniąc Olotha i tego dziwnego faceta. Oloth uciekł korytarzem, a facet do dziecka. Wytłumaczenia Olotha były słabe i prawdopodobnie zginąłby, gdyby sytuacja nie sprawiła, że człowiek miał inne sprawy na głowie. Wpadł do pokoju, w którym ukrywało się dziecko i Oloth usłyszał tylko huki. Goblin dotarł do najbliższego zakrętu, a tam po prostu korytarz ciągnął się dalej. Nie było nigdzie okien. Oloth dotarł do jednego z apartamentów i szukał jakiegoś wyjścia, ale to był jedynie ślepy zaułek... po chwili zorientował się, że hałas tworzony przez żywe trupy zniknął. Zabarykadował drzwi i czekał... czekał... i nic. Minął dzień, a jedynym posiłkiem Olotha były kwiaty z dużego wazonu i spora ilość nieświeżej wody. Zdecydował się w końcu wyjść. Odbarykadował drzwi i ostrożnie je otworzył. Wszystko wyglądało... staro. Na podłodze było mnóstwo kurzu i popiołu, farba ze ścian odchodziła, dywany przegniły, a zbroje zardzewiały. Nie było żywych trupów, ani nikogo żywego. W miejscu gdzie padł Nex popiół przybrał rdzawy odcień... tyle zostało z jego kości i jego ciała. Jakby minęły dziesiątki jeśli nie setki lat. Zwiedzając Oloth w końcu dotarł do sali z Łukiem. Resztki świecących szaf Baltazara były jedynie rdzawymi wspomnieniami. Jedynie Łuk stał dumnie niezmieniony i emanujący dziwnymi blaskami. Nigdzie nie było nikogo, żadnych dźwięków... jakby wszyscy zginęli. Oloth rzucił zardzewiały kawałek w Łuk, ale nic się nie stało - po prostu przeleciał bynajmniej nie znikając. Pamiętając o obawach Baltazara goblin nie próbował wskoczyć w przejście. Po prostu stąd wyszedł tak jak przyszedł. Mur do sali z niewidzialnymi pułapkami częściowo zawalił się... okazało się, że pułapki już nie są niewidzialne i już nie działają - i na nich czas odcisnął straszliwe piętno. Ostatecznie Oloth dotarł do wyjścia i znalazł się na Placu Wojskowym, a właściwie tym co niegdyś było Placem Wojskowym. Okolicę można z trudem poznać... natura zajęła to miejsce. Mury istnieją... częściowo... wszystko inne to ruina... nawet Wieża Władcy choć w środku wydawało się, że ma swoje piętra to z zewnątrz wcale ich nie widać - może jest teraz wysoka na 4 metry co wydaje się niemożliwe, ale... ale czy jest coś niemożliwego? Po chwili i to co zostało z Wieży zawaliło się. Nie ma już do niej wejścia. W tym właśnie momencie pojawiło się na scenie kilku dziwnych podróżników. Dwóch ludzi (nadwyraz dziwnych, ale nie w takim sensie jak Baltazar i hukowcy, a w innym...) i dwóch ratunów tyle, że nie szczurów, a wilk i pomarańczowo czarny kot. Przemówił człowiek odkrywając dość długie kły:
- Wygląda na to, że przetrwałeś to jako jedyny.
 
Anonim jest offline