Krasnolud mamrotał całą podróż pod nosem, z racji wzrostu wyokie zaspy śniegu dokuczały mu bardziej niźli innym, a na dodatek odkrył że paladyni i ludzi "z misją od boga" mogą być bardziej irytujący niż te leśne, długouche szyszkojady. W czasie drogi wielokrotnie łykał napitku z wiszącego przy pasie dzbana i za każdym razem czuł że przyjemne, spływające po przełyku ciepło nadaje mu sił do dalszej wędrówki. Z ulgą powitał wieczorny popas, kolczuga i broń zaczynały mu już ciążyć po wielodniowym marszu. Cieszył się jedynie w duchu że dalszą drogę ku złowrogiej dolinie Kuldahar nie musiał pokonywać sam. - Diabolorthus? Hmm... oświeć mnie choć troszkę bo stawiam na to mój młot że już kiedyś to imię słyszałem ale za żadne skarby ni mogę sobie przypomnieć kim on jest? - Skrzywił się lekko na wieść że od samego Aghasha wynagrodzenie nie dostanie, ale wciąż miał nadzieję na skarby ukryte w grobowcach. |