Po jakimś... dłuższym, może krótszym czasie, Albert w końcu się zbudził. O dziwo nie czuł pod sobą ogrodów Morra, a śliską i twardą skałę. Sielankowe leżenie i patrzenie się w strop jaskini przerwał nawrót bólu brzucha. Lynre po chwili zauważył, że skała jest mokra w większości od jego krwi, a nie od wody...
~ Niedobrze... ale nie z takich opałów się wychodziło. - pomyślał starając się doprowadzić do pionu.
Na szczęście jego rzeczy leżały obok. Skaveny chyba zbyt ciężko ranne aby zrobić cokolwiek więcej niż uciec. Albert popatrzył na swoją ranę. Nie wyglądała za dobrze. Sięgnął do torby i wyjął z niej cokolwiek czym mógłby tylko zatamować krwawienie. Tak prowizorycznie opatrzony ruszył poszukać towarzyszy. Zataczał się, obijał o ściany, kilka razy opuścił opatrunek. Szedł w górę widząc wszystko jak przez mgłę. Gdy był już blisko nie wytrzymał. Usiadł na ścieżce opierając się głową o ścianę. Syknął. Chciał zawołać Knuta, aby mu pomógł. Nie mógł. W tym momencie ograniczona była nawet jego zdolność oddychania. Umierał? Stracił przytomność chwilę po tym jak usiadł. |