Młody mężczyzna, siedzący w kącie izby, zdawał się być całkowicie pochłonięty zawartością stojącej przed nim miski. O tym, że nie jest on mieszkańcem wioski, świadczyło uzbrojenie i ubiór - wieśniacy nie noszą kolczugi, nie chadzają do karczmy z mieczem i kuszą.
Uśmiechnął się do przechodzącej dziewki, a potem poprawił dość długie blond włosy i ponownie zajął się jedzeniem.
Posiłek w gospodzie był skromny (pod względem jakości), ale na tyle obfity, że Gotfryd nie mógł narzekać na głód. Pokrzepiwszy się jeszcze na zakończenie kuflem piwa wyszedł z gospody. Na pokój nawet było go stać, ale nie miał zamiaru niepotrzebnie tracić srebra, którego aż tyle w kieszeni nie miał. Lepiej było skorzystać z oferty jednego z wieśniaków i spędzić noc w stodole.
Ze snu wyrwał go głos rogu, po którym rozległy się kolejne.
Zaklął pod nosem. Nie był mu potrzebny alarmujący głos dzwonu by zorientować się, że właśnie wpakował się w kłopoty, które do niczego nie były mu potrzebne. Najszybciej jak mógł nałożył kolczugę, chwycił za plecak i ładując kuszę wybiegł na zewnątrz.
Zatrzymał się na moment, usiłując się zorientować, skąd nadciąga najwięcej wrogów, a potem pobiegł w stronę palisady. |