Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2012, 18:53   #14
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; noc, 15 dzień miesiąca Hantei, rok 1114


Poblask samotnego kaganka przesunął się, gdy nieznajoma podeszła bliżej Keiko. Dopiero teraz, Wierzba mogła zobaczyć ją dokładniej. Miała młodą twarz i kształtne ciało, które niedbale naciągnięte ubranie odsłaniało bardziej niż powinno. W dłoniach trzymała tacę zastawioną czarkami i niewielkimi buteleczkami, pomiędzy którymi, zawieszony na cienkim knocie, chwiał się niepewnie mały płomyczek.

Na haori, tuż ponad sercem, pysznił się fioletowo-żółty mon.
Jednorożec.

- Pani Akodo! - Samurai-ko nabrała tchu i rozpoczęła dłuższą przemowę: - Uzdrowiciele Isawa nalegali, byś zwilżyła gardło, lecz jedynie wodą. Ile tylko zechcesz - ruchem podbródka wskazała na znajdujące się na tacy naczynia. - Powiedzieli też, że nawet jeśli będzie doskwierać ci głód, jest ważne, byś więcej piła niż jadła. Męczyła cię gorączka i na pewno jesteś wygłodzona, ale powiedzieli, że zbyt mocny posiłek jest na razie wykluczony. Mam trochę zupy, ale musisz wpierw się napić wody, pani. Rany, takie jak twoje, jak rzekli, są bardzo poważne i jedynie głupiec lekceważyłby je. Isawa-sama zalecał też byś jadła mało, piła często i oszczędzała się przez najbliższe dwa dni odpoczywając, leżąc sporo i wracając do sił. A! Bardzo ważne! - głos jej poweselał, jakby miała rzec coś radosnego. - Przy odpowiednim traktowaniu, twoje rany nie osłabią cię, ani nie zmuszą do odłożenia broni.

Kobieta wyrzucała z siebie kolejne zdania szybko, bez wahania, wyraźnie powtarzając zalecenia uzdrowiciela. Keiko słuchała jej w milczeniu, próbując nadążyć za rwącym potokiem słów. Była tak głodna, że miała wrażenie, jakby ktoś zmusił ją do wypicia żrącego jadu, gardło miała wysuszone jak szare, jałowe ziemie daleko poza Murem. Czuła się brudna, nieczysta, słabsza od niedołężnego starca. Była zlana zimnym potem i zbyt znużona, by czuć wstyd.

Pamiętała jednak zbroję narzuconą na dworskie kimono, poważną, pucułowatą twarz nachylającą się ponad nią. Isawa Maguro Takahashi. Isawa Maguro Minaii. Pamiętała imiona dostrzeżone na jednym z ogłoszeń. To musiał być jeden z nich. Jeden z “Tuńczyków” przebywających w gościnie u daimyo Zamku Goblina.

- Jestem Shinjo Kasumi, pani Akodo - formalnie przedstawiła się jej opiekunka, a Wierzba otworzyła szerzej oczy w nieuzasadnionym zdumieniu. Bo przecież już, kiedy zobaczyła ogłoszenie spodziewała się. Jej. Zimnego Kakity. Syna TEJ Ikazuko. Ale nie tu, nie tak, nie w taki sposób. - I na rozkaz mego pana czuwam nad twoim snem pani, przez ostatnie... - Shinjo zawahała się wyraźnie, przechyliła głowę. - Trzynaście dni. Mój pan, Otomo Ho Shi Min, z radością powita wieść, że się obudziłaś. Często cię odwiedzał, kiedy byłaś chora, pani. Bardzo też był niezadowolony, że pan tych ziem pozwala, by bandyci napadali na noszących Szmaragdowy Mon. Wynagrodził też hojnie Isawa-sama, za ich udaną interwencję.

Trzynaście dni.
Fortuny...

Osa wciągnęła gwałtownie powietrze i wypuściła je równie ostro z płuc, razem z pierwszą, uciętą nutą jakiegoś protestu, oskarżenia. Trzynaście dni. Zadławiła się narastającą paniką. Trzynaście dni. Za długo. Pomimo pośpiechu. Pomimo starań. Michiko krzyczała, a ona jej nie pomogła

I nawet nie mogła się łudzić, że to kłamstwo, okrutny dowcip. Bo przecież to była Shinjo Kasumi. Ta sama, o której Mirumoto Fukurou pisał z takim podziwem i uczuciem.

- Jestem pewna, pani, że masz szereg pytań - odezwała się tamta ponownie. Rześko, tonem pełnym niemożliwego zrozumienia. - Zatem “wywalczyłam” - zażartowała z lekkim uśmiechem - u pana Isawa, że będziesz mogła je zadać. Natomiast obiecałam uzdrowicielom, że będę nakłaniać cię do snu, jak tylko to możliwe - powiedziała z powagą właściwą tym, którzy cenią swoje obietnice. - Proszę Cię zatem, byś zadała jedynie te najważniejsze, które nie mogą czekać. Jest bardzo ważne, byś doszła jak najszybciej do siebie, Akodo-sama - dodała z ukłonem.

Zaraz potem usiadła spokojnie na matach i złożyła tacę obok rozrzuconego posłania. Nie było na niej drugiego kompletu czarek, drugiego kompletu pałeczek. Keiko przyglądała się naczyniom bez zrozumienia.

Trzynaście dni...
Aż dziwne, że tego nie wyśniła.

- Witaj w Zamku Goblina, pani - zakończyła wesoło swoje powitanie Kasumi. - Cieszę się, że się przebudziłaś.

Dopaść do tej uśmiechniętej kobiety, zacisnąć palce na jej zdobnej haori, zażądać informacji, wykrzyczeć wszystko. Wierzba chciała to zrobić. I może zrobiłaby, gdyby nie osłabienie powstrzymujące każdy spontaniczny gest. Tym razem jednak to stawiające opór ciało, dało jej czas, by zrozumieć, że nie to powinna zostać uczynione.

Wciąż opierając się o pudło z łukiem, ukłoniła się przed siedzącą samurai-ko. Niemożliwie powoli, przerażająco sztywno. Ignorując spływającą po grzbiecie nosa kroplę zimnego potu. Ostrożnie szacując każdy sun**, dokładnie wyliczając granicę swoich możliwości.

Okazać szacunek. Okazać wdzięczność.
Ukryć słabość.

Jakie to proste.

- Akodo Keiko-desu - z trudem rozkleiła wyschnięte wargi. Jej słowa były charkotliwe, prawie niezrozumiałe. Przed oczami rozchodziły się czarne mroczki, ale przecież musiała, MUSIAŁA zachować twarz, pokazać siłę, wymazać choć trochę jaskrawe wspomnienie złych snów. - To zaszczyt. Poznać cię. Shinjo Kasumi-sama. - Wyprostowała się, próbując wyrównać oddech, wytrzymać choć jeszcze trochę. - Moushiwake arimasen*. Byłam ciężarem. Dla ciebie. Pani. - Nie przeprasza się bushi za spełniony obowiązek, ale przecież Wierzba nie za to prosi o wybaczenie. - Nie powinnam. Spać tak długo.

- Znałam samurai-ko Otaku, Akodo-sama, która spadła z konia i spała dłużej. Nie sądzono, że się w ogóle obudzi. Obudziła się inną. Nigdy nie jeździła więcej. To gorszy los.
- Shinjo wzruszyła ramionami, obserwując powoli siadającą na matach dziewczynę. - Ani razu też nie byłaś ciężarem, pani - zapewniła solennie, a Keiko ujrzała, jak twarz jej się zmienia, tężeje, zacina się chmurnie. Jak oczy błyskają nagle szybką decyzją, emocją. Przechyliwszy się ku rannej, samurai-ko Jednorożca dodała z gniewem: - Jeśli ktoś winien przepraszać, to Daidoji Sanzo - twardo wymówiła to imię, pozbawiając tutejszego daimyo jakiegokolwiek tytułu - On winien czuć wstyd, że na jego ziemiach nie ma szacunku dla Cesarskiego Monu. Pokazał nieudolność i słabość. Odniosłaś przez to rany, Akodo-sama. Mój pan jest Otomo, nie przeoczy tego. Wiem, że udzielił temu... papierowemu żurawiowi, nagany - wyrzuciła z siebie na koniec.

Węgorz udzielił nagany daimyo zamku z jej powodu. Ale to ona przecież za nią zapłaci. Pochyliła głowę.

- Ran. Nie jest. Winny - sprzeciwiła się chrapliwie, próbując opanować drżenie rąk, gdy zanurzała kawałek płótna w naczyniu z wodą. - Ja. Nie zauważyłam zasadzki. Ja. Straciłam wiele dni - stwierdziła z goryczą, której nawet nie próbowała ukryć. - Uciekli, prawda?

- Jesteś Szmaragdową, pani - zaprotestowała stanowczo Shinjo, a Wierzba nie miała siły, by się z nią spierać. - Jest obowiązkiem każdego samuraja wartego swego imienia zadbać o tych, którzy mają prawo nosić mon najwspanialszych sług Cesarstwa. Bandyci tutaj rozzuchawlili się niepomiernie, jeśli poważyli się na taki czyn. Nie dość, że uciekli, to jeszcze zabili przynajmniej jednego bushi spośród ścigających. A tutejsi, pożal się Jizo, podoficerowie, nie mają pojęcia gdzie ich ścigać. Nie mają nawet tropów! - dodała z niemalże warknięciem. - Ta banda panoszy się tutaj od jesieni! Pozwolono im żyć - słowa tchnęły jadowitą pogardą - bo uznano, że zima wystarczy by pomarli. Błąd. Powinno się ich ukrócić kiedy pierwszy raz zabili samuraja. Ale nie uczyniono tego. Stali się zbyt zuchwali i to wina tego, kto opiekuje się tą ziemią. To jego obowiązkiem jest zapewnić porządek na drogach, Akodo-sama. Jego obowiązkiem jest ścigać łotrów. A nawet nie ścigać - ukarać.

Kasumi zamilkła na kilka oddechów, gryząc wargi, obserwując swoje dłonie. Keiko słuchała w całkowitym bezruchu.

- Lecz dowódcą tutaj jest papierowy żuraw - samurai-ko Jednorożca podjęła wątek głosem pełnym rozczarowania - który nie potrafi zadbać ani o Cesarskie Sługi, ani o swoich gości, nawet jeśli zaleca się do nich. Zaginęła tu kobieta nosząca twoje nazwisko, pani. Gościła na Zamku Goblina, bo w drodze złapała ją zima. Cieszyła się sympatią wszystkich przez swój niesamowity urok. Daimyo zawsze zapraszał ją na posiłki, kilka razy także na polowania. A potem, zupełnie znienacka, tajemniczo zaginęła z własnej komnaty. - Kasumi nachyliła się ku Wierzbie, zacisnęła dłoń w pięść tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. - Czy wyobrażasz sobie pani, że dotąd śledztwo nie nabrało rozpędu? Przez całą zimę?! To miejsce potrzebuje czystki, Akodo-sama. Nie bierz winy za Daidoji Sanzo na siebie, proszę. Nie pozwól mu się wymigać. Fakt, że ktoś z taką bezczelnością napada na podróżnych dowodzi nieudolności nie napadniętych, ale zarządców dróg. Mój pan, Otomo Ho Shi Min, wkrótce pogrąży niegodnych. Z Twoją pomocą może zdarzyć się to jeszcze szybciej, pani Akodo.

Zaginęła z komnaty? Śledztwo nie nabrało rozpędu?
Przez całą zimę?

Wierzba oparła się na zdrowej ręce, wbiła w Shinjo wąskie, ciemne oczy.

- Co mówisz? - wychrypiała przez szybki, płytki oddech. - Co mówisz? Pani? Że zaginęła? Przed śniegami? Na początku zimy? Jak? Jak to możliwe?

Kobieta rozejrzała się odruchowo po ciemnej komnacie, przysunęła się jeszcze bliżej.

- Mój pan wie, że na zamku jest aktorka - zwierzyła się cichym, rozgorączkowanym szeptem. - Bardzo zdolna. Przez pewien czas udawała zaginioną! Dlatego oficjalne daty są późniejsze. - Jej głosem szarpała frustracja. Niezdrowa, osłabiająca, bo bezsilna. - Przebiegły łotr! Zmylił wszystkich! A kiedy mój pan zbliżył się do prawdy, aktorka zniknęła! To jej zaginięcie jest oficjalną datą! Och, na moich przodków, na samą myśl mnie roznosi! - Kasumi zawierciła się, odsuwając się od rannej, porzucając szept na rzecz gorączkowego półgłosu - Musisz nam pomóc, pani Akodo! - Wierzba poczuła delikatny, ciepły dotyk jej placów na swojej dłoni - Musisz porozumieć się z moim panem! Wspólnie sprawimy, że Daidoji Sanzo zapłaci!

Keiko jednak nie słuchała.

Po raz pierwszy od czasu wyjazdu z Kaeru Toshi poczuła jak rozluźnia się zimna obręcz strachu i poczucia winy zaciśnięta twardo wkoło serca. Jak topnieje zmarzlina zrodzonego ze zmartwienia zajadłego gniewu. Opuściła głowę, ukrywając szeroki, radosny uśmiech. Nagła fala ulgi rozluźniła jej ramiona, prawie podcięła rękę, na której się wspierała.

Och, Michiko...
Córko swej matki.
Córko swego ojca.

Dławiła się śmiechem, odganiała łzy napływające do oczu. Jaka aktorka zdolna byłaby podszyć się pod Michiko? Podszyć bez pomocy? Z nagła? Całkowicie? Oszukać ludzi, którzy znali ją z poprzednich wizyt w zamku? Oszukać najbliższych przyjaciół? Oszukać zapatrzonych w nią adoratorów? Żadna. ŻADNA.

Jej urok. Jej piękno. Jej delikatne poczucie humoru. To uczucie, które oferowała jej obecność – jak chłodny okład przyłożony na rozpalone czoło. Drobne, niewymuszone gesty troski, którymi obdarowywała innych. Podrobić to bez jej rad? Bez jej instrukcji? Bez wskazówek? Bez jej pomocy? Niepodobna.

Podniosła rozjaśnioną twarz ku pannie Shinjo, oplotła pobliźnionymi palcami jej dłoń, uścisnęła mocno.

- Dziękuję. Za twe słowa. Pani. One...

Kamień miał w swoich rękach fałszywą Michiko!
Fałszywą!

- ...naprawdę. Wiele dla mnie. Znaczą... – dokończyła z trudem, rozluźniając uścisk.

Opadła na pięty i czuła, że twarz aż blednie jej z wysiłku, gdy opierała ranną rękę na podwiniętych kolanach. Oblizała suche usta. Co było słuszne? Tu i teraz? Co było właściwe? Co powinna powiedzieć?

- Słyszałam. O szlachetnym Otomo - odezwała się powoli formując kolejne słowa. W świetle kaganka była śmiertelnie blada, z czarnymi kręgami pod oczami i wyschniętymi ustami, musiała przypominać trupa. Ale patrzyła pewnie, a głos - choć schrypnięty, zapadający się w przydechach i wcale nie głośniejszy niż wcześniej - brzmiał silniej, bardziej twardo. - Słyszałam. Też o tobie, Shinjo Kasumi-sama... Wiem. Że nie rzucałabyś oskarżeń. Nie mając pewności. Ale - kontynuowała z trudem, czując, że wyczerpuje resztki pozostałych jej sił. - Ja nie jestem tobą. Pani. Nie mam. Twojej pewności. Nie mam. Twojego statusu. Nie znam nawet. Jego twarzy. Jestem tu obca. Mam za to dług. Do spłacenia. Jego ludzie. Jego goście. Uratowali mnie. On. Dał mi gościnę. Nie mogę... Winny za to wszystko. Zapłaci. Bo tak trzeba. ALE. Nie oskarżę Daidoji Sanzo. Gdy nie myślę jasno. Gdy nie czuję. Pewności. Którą czujesz ty. Tyle jestem winna. Przynajmniej tyle. Zrozum, pani.

Shinjo była z miejsca gotowa do wyjaśnień, nakłaniań, perswazji.... lecz zrozumiała i ani jedno słowo więcej nie dobyło się z jej ust. Zamiast tego uśmiechnęła się szeroko, przyjaźnie - uśmiechem, który pewnie wygrał serce Mirumoto Fukurou.

- Hai - potwierdziła tylko, energicznie skinąwszy głową. - Masz pani rację, a ja nieprzystojnie nalegam. Zwłaszcza teraz, kiedy dopiero co się obudziłaś. Sumimasen - przeprosiła z lekkim rumieńcem na twarzy.

Keiko zaprzeczyła z trudem.

Nie rozmawiały więcej. Wierzbie ledwie udało się wydusić z siebie pytanie o to, czy będą mogły porozmawiać jeszcze. Po kolejnym przebudzeniu, gdy poczuje się lepiej. Potem wszystko zaczęło odpływać, zamazywać się. Powieki wydawały się coraz cięższe, głos Shinjo dochodzący z coraz większej oddali a czarka z wodą niemożliwa wręcz do utrzymania. Katsumi musiała to widzieć, bo pomocy udzieliła bez zbędnego słowa, jakby nawykła była do sprawowania opieki, troski o kogoś słabszego. Ze swobodą na tyle wyraźną, by Osy nie musiał przeżerać wstyd. I było to kolejne, drobne błogosławieństwo Fortun, które sprawiło, że - po raz pierwszy od opuszczenia Kaeru Toshi - pomimo bólu i wycieńczenia Keiko zasnęła spokojnie. I po raz pierwszy od długich tygodni przespała spokojnie całą noc.

---
* formalne "przepraszam" skierowane do kogoś o wyższym statusie
** około 3 cm
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 07-10-2012 o 00:51.
obce jest offline