- Łiiii!!! Lecimy!! Lecimy!! - ekscytował się Cypio, machając radośnie wszystkimi kończynami, usiłując zbliżyć się do linnorma na tyle, by go pogłaskać, a przynajmniej zajrzeć do paszczy. - Łaaaa! Widzieliście tamtą wiezę we mgłach?! A ten zamek z pascą? Romciu, popatz, no patz! - wołał, wskazując omdlewającemu ze strachu poecie wyłaniające się z mgły konstrukcje. - Hej, ho, wiruje cały świat! Niestety dla kendera lot trwał o wiele za krótko by móc bez przeszkód podziwiać zarówno bezskrzydłego smoka, mglisto-ogniste pustkowia, jak i ginące miasto z lotu pta... linnorma. Gdy w końcu wylądowali i Swiftbzyk przestał machać potworowi na pożegnanie, należało zmierzyć się z szarą rzeczywistością. A była ona taka, że ani deMona, ani Puchatka nigdzie nie było widać. Ponadto Romcio znów wpadł w depresję; zgubili też Katrinę i (co akurat Cypia nie martwiło) Gaccia z kasą. - Nie martw się! - kender poklepał pocieszająco poetę po plecach. - Mas mnie! Będę się tobą opiekował, pisał muzykę do twoich wiersy, gotował i prał skarpetki, będę twoim impresssssario, zrobimy karierę w nowym swiecie! - wskazał przerażonemu półelfowi wyłaniający się z mgieł krajobraz, po czym zaczął malowniczo opisywać ich nowe wspólne życie. Tyradę przerwała mu niestety Krisnys, na którą zerknął spode łba. - A przed cym ich niby ratować? Pseciez na pewno gdzieś juz poza miastem są, może z drugiej strony tylko. Nawet nie wies gdzie ich sukać. A moze gzą się pod kzakiem i co wtedy? Podglądać ich będzies? Gdzieś w umyśle kendera zaświtało, że może jednak zakochana parka może potrzebować wsparcia - w końcu Katrina chciała pomóc Romualdo, a Cypio nie zostawiał towarzyszy w potrzebie. No i trzeba było też znaleźć cienia oraz psa... Tylko jak i gdzie ich szukać? W ginącym mieście, nowym świecie, na morzu czy w spanikowanym tłumie? Możliwości było wiele, a wskazówek żadnych. - A smocek nic nie wie? - z nadzieją zwrócił się do Vinca. |