- To czyś hultaja i rozbójnika waść ubił, czy może posłańca czyjegoś, to nie waść, ani ojciec jego będzie rozsądzał, tylko pan starosta - znowu zadziornie wtrącił się Kmita - zwłaszcza żeś waszmość na gorącym uczynku przydybany. Dowody tego co tu się stało, jako przedstawiciel urzędu starościckiego, pod swoją opiekę, ja wezmę!
- Zbastuj waszmość - rzucił krótko imić Janikowski - Powiedziałem, że sprawę jeno starosta rozsądzić może , a nie pachołek Patulskich jakim waszmość jesteś i twój urząd nic tu nie zmienia. Noc ciemna już i nie ma co dalej kotów drzeć. Obawiacie się waszmościowie o sprawiedliwość i prawa poszanowanie, w co doprawdy uwierzyć mi trudno, to do dworu mego zapraszam. Tam do rana poczekamy, a potem do starosty ruszymy.
- Waszmośc z łóżek nas zerwałeś swym na ludzi polowaniem, a teraz chcesz po nocy starą kobietę telepać do dworu swego... po co? Zali nie po to, by i nas uciszyć? - zakończyła głosem lodowatym i czarnowieszczym, białkami oczy przymrużonych błyskając.
W panu Odloczyńskim już od dłuższego czasu złości wzbierała… a to ze względu na traktowanie niczym jakiego sługę czy szaraka uczepionego pańskiego rękawa zarówno przez Janikowskiego, jak i też przez ciotuchnę co to niczym jaki rzymski senator przydługim oratio ich uraczyła. Wprawdzie większość gorzałki ze łba już wywietrzało ale i tak krew się gotowała. Dlatego od dłuższego czasu już koń dreptał w kierunku szlachetki… a teraz znalazł się już na tyle blisko że jego nerwowe pochrapywanie i ruchy łbem musiały pana Janikowskiego zatrwożyć. Czy aby koń nie ucapi go zaraz zębiskami za policzek – To czy po waści stronie i Bóg i sprawiedliwość to się okaże. Jednak po naszej stronie siła i jak asan będziesz dokazywał niczym zając w kapuście to się może zaraz pokazać czy aby nie trafisz przed Pańskie oblicze szybciej niżbyś tego chciał! Dlatego usłuchaj co lepsi i mądrzejsi od ciebie mają do powiedzenia nim cię jaki zły los spotka.
- Grozisz mi waszmość? - spytał oschle Janikowski.
Imć Andrzej bodnął konia ostrogami tak by ten jeszcze dwa kroczki zrobił wprost na Janikowskiego prowokując go do ruchu. – Coś taki zlękniony asan… przecież ja dobrze radzę. Bo o krzywdę nietrudno szwendając się po nocach! Uśmiechnął się wilczo do niego tak, że ino kiep by tego nie zrozumiał.
Janikowski cofnął się o krok i ze złością popatrzył na agresora.
- Waszmość konia swego wstrzymaj, bo widzę, że ci gorzałka w głowie zawróciła i zwierze cię nie słucha. Gróźb twych się nie boję. Mówiłem już, że prawo i Bóg po mojej stronie i to wy gwałtem do posłuszeństwa chcecie mnie zmusić. Cofnij się więc, waszmość, bo... - Janikowski głos zawiesił i wyzywająco spojrzał na Odloczyńskiego - bo przez łeb dać mogę.
- Coś mi się widzi, że waść jeno tak obiecujesz. Bo delia to chyba zajęcym futrem podszytą masz. Niby to do tańca prosisz a niby to niczym płochliwa panna za matulą się chowasz... odrzekł spokojnie Odloczyński i konia bodnął znowu. Teraz już widno wszystkim było, że Janikowskiego od pachołków jego odgrodzić chciał wierzchowcem.
Imić Patulski przyglądał się temu wszystkiemu, co się na polanie dział z niezwykłym jak na jego personę spokojem. Widać było, że lico jego poważne i przemyśliwa on cały czas o czymś. Nie wiadomo było, czy to obecność ciotuchny tak na hultaja w całym powiecie znanego, wpłynęła, czy insza przyczyna takiego zachowania była. Ważne, że Patulski milczał i jeno ludzie jego w obroty imić Janikowskiego wzięli.
Pan Odloczyński coraz bardziej Janikowskiego na bok spychał i plan jego kompanom wydał się wnet oczywisty. Imić Janikowski też w końcu pojął do czego zmierza jego adwersarz. Cofnął się jeszcze o dwa kroki, by z dala od końskiego łba i kopyt być.
- Waszmość na szlachecką osobę nastajesz. - rzekł niezbyt pewnym głosem szlachcic - To zwykły gwałt jest. Jak waszmość śmiesz? Na szable bym cię wyzwał, ale jak się tu z takimi pojedynkować, gdy kompani twoi zaraz, by mi palbę w plecy wrazili. Odstąp waść ostatni raz mówię.
Janikowski na swego sługę spojrzał, tego co to konia hultaja usieczonego trzymał. Widać było, że lada chwila jaki rozkaz mu wyda.
-Miarkuj się waszmość, bo na naszą godność nastajesz, - powiedział pan Jakub jednocześnie tak zajeżdżając koniem, by pacholik z “dowodami” nijak ujść nie mógł - Obrazą ukryć chcesz to żeśmy w prawie, a ty nie.
- Jako żywo słusznie prawi zacny pan Kmita, w prawie i zwyczajach, a i ludzkich podłościach z racji funkcyiji swej obznajomiony - oznajmiła z godnością pani Ksymena i rękawem swym szerokim sprawę przysłaniając, jedną z Łasiczek dobyła. - Waszmości nienawiść zaślepia i złe nam gotujesz.
Imić Janikowski widząc, co się święci i że przewaga nie po jego stronie nie zwlekał i więcej się z nikim w dysputy nie wdawał.
- Pietrek! - ryknął na cały głos - Konia bierz i do dworu gnaj!
Pachołek, Pietrkiem się zowiącym, za lejce chwycił i grzbiet konia jednym susem przeskoczył. W kulbace się jeszcze dobrze nie usadowił, a już konia pod boczki dźgać zaczął.
Kmita instynktownie czuł, że torba musi zawierać jakieś dokumenty kompromitujące Janikowskich. Gdyby udało mu się je zdobyć i dostarczyć do Starosty, jego prestiż wzrósłby znacznie, a możliwe że dochrapałby się stanowiska podstarościego. Był więc czujny przez cały czas i gdy tylko pachołek wskoczył na koń, Jakub dobył szabli i natarł na niego. Ubić biedne pacholę nie miał zamiaru, ale gdyby nie było innego wyjścia tedy niech się dzieje wola nieba. Ostrze błysnęło w świetle pochodni i niczym piorun uderzyło w kierunku ręki sługi Janikowskiego.
Ostatnio edytowane przez Komtur : 09-08-2012 o 20:20.
|