Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2012, 01:17   #11
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Średniego wzrostu, szczupły, aczkolwiek umięśniony. Całkiem młody. Czarne, związane w kucyk włosy, całkiem przystojna twarz, szare oczy i starannie przystrzyżona bródka... oraz blizna przecinająca prawą stronę ust, szpecącą ten nazbyt idealny obrazek.
Ubrany elegancko, rzec, by można nawet, iż wielkopańsko - czarna koszula z bufiastymi rękawami, tegoż koloru wams, wąskie spodnie i wysokie buty do konnej jazdy. U lewej strony pasa dość dziwny miecz, z gardą zakrywającą całą dłoń, jak sam mówi, kawaleryjski. Czyli tak zwany pałasz. W tych stronach raczej rzadko spotykany, bowiem im dalej na północ tym ludzie bardziej niecywilizowani i tym chętniej używają młotów, toporów czy innych narzędzi zamiast zgrabnych mieczy. Brutalna siła ponad finezję, ot co.
Coś było dziwnego w ruchach tego jegomościa, szybkich i oszczędnych, i tym dziwnym błysku w oku... Coś co sprawiało, że ludzie się go po prostu bali, nawet pomimo tego, iż nie wyglądał na zawodowego rębajłę.

Tenże straszliwy jegomość nazywał się Maximillian Nicodemus von Mansfeld - co osobnicy przebywający w karczmie powinni wiedzieć, jako że nie omieszkał przypominać o swym imieniu i szlacheckim pochodzeniu przy każdej możliwej okazji.

W Wortenbachu przebywał przejazdem, zamieszkując pokój na piętrze. Tani nie był, ale szlachcic to szlachcic, prawda? Nie zniżał się do spania we wspólnym pokoju dla podróżnych albo, co gorsza, w stajni. Szlachcic zmierzał do Middenheim, lecz chwilowo był uziemiony - tłumaczył się zbytnim niebezpieczeństwem na drogach, co zresztą było zgodne z prawdą.
Większość dni spędzał grając w kości, karty lub popijając miejscowe piwo, które szczerze powiedziawszy, nie smakowało mu zbytnio - ale nic innego nie mieli.

Późnym wieczorem udał się na zasłużony wypoczynek, lecz nie dane mu się było wyspać. Obudził go dźwięk dzwonu.
- Co, do cholery? - Mruknął zaspanym głosem podnosząc się z łóżka.
- Dzwon? W środku nocy? Pali się czy co? - Takie pytania przemykały mu przez głowę, gdy pośpiesznie zakładał spodnie i zapinał koszulę. Podczas ubierania się wyjrzał nawet przez okno, lecz nie udało mu się nic ciekawego wypatrzeć - na zewnątrz było ciemno niczym w krasnoludzkiej rzyci.
Nie pozostało mu nic innego jak tylko wyjść na zewnątrz, uprzednio pośpiesznie zabrawszy z pokoju cały swój dobytek i założywszy starą, wysłużoną skórzaną kurtę.
Na placu przed karczmą dowiedział się skąd ten cały ambaras - atak zwierzoludzi na wioskę! Wprost cudownie!
- Wiedziałem, żeby nie pchać się na północ... - Skomentował, po czym ruszył do stajni. Nie miał czasu na siodłanie swojego karego ogiera, niezbyt mu się też uśmiechała ucieczka w noc na rumaku, o ile nie będzie miał innego wyjścia - zostawił więc sakwę podróżną ze swoim dobytkiem obok boksu, na wypadek gdyby tamto wyjście okazało się tym jedynym.
- Ognistych dziewek z północy się mi zachciało... - jęczał pod nosem, kierując się w kierunku palisady, do której zmierzali wszyscy obrońcy.
Był podekscytowany, ale z drugiej strony miał wrażenie, iż to nie jego miejsce. Nie był zwykłym żołnierzem, nie nadawał się na pole bitwy. Jego domeną były pojedynki i bójki, gdzie liczyły się spryt umiejętności, a nie szczęśliwy traf, który sprawił, iż strzała trafiła właśnie twojego sąsiada, a nie ciebie.
 
Wnerwik jest offline