"Co do kurw..." przeklął w myślach, gdy Shaw spojrzał w ten sposób na niego. Było to dziwne uczucie. "Skurwiel, to chyba jakieś implanty" - nie do końca jakby wierząc, że to mogła być charyzma fixera. Zresztą, może i miał racje? Dzisiejsza technologia to same popierdolone rzeczy, człowiek ani się nie obejrzy a już zewsząd atakuje go jakaś niepojęta maszyneria. Tak, Hitchkin nie przepadał zbytnio za odrutowanymi. Wszczepy budziły w nim pewien naturalny dysonans, i czuł się mniej komfortowo w ich towarzystwie. Mimo że starał się do nich przywyknąć, to jego reakcja pozostawała mimowolnie awersyjna. Poza tym zwyczajnie zazdrość czasami brała górę - wszak on niejednokrotnie musiał się zmagać ze swoimi słabościami, a jakieś chude szczawie z ulicy z wmontowanym tym i owym brylowały nad nim siłą i zwinnością. I to tylko dlatego że ich obrzydliwie bogaci rodzice kupowali im kolejne metalowe zabawki. On... Tak, on też był rodzicem. Ciągle w to wierzył. Ona ciągle żyła. Może nawet miała lepsze życie. Chciał ją zobaczyć, dotknąć, pamiętać o jej urodzinach 12 czerwca i kupić jej prezent. Kupić. "Szlag, Josh! Opamiętaj się, nie stać Cię na prezenty!". Musiał wziąć tą robotę od Shawa. Nie miał wyboru, potrzebował kasy jak nigdy przedtem. Wyrwany z konsternacji zwrócił się teraz spokojnym i poważnym tonem do swojego nowego pracodawcy:
- Zrobię co będę musiał, Tony. Powiedz mi jeszcze tylko jedno. O ile pamiętam powiedziałeś, że zmieni się moje życie. Wolałbym wiedzieć o tym przed zmianą niż po, a najlepiej teraz. Zamieniam się w słuch.
__________________ Something is coming... |