Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2012, 00:50   #14
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wolmar spoconymi ze strachu i płynącej w żyłach adrenaliny dłońmi ściskał majdan łuku. Strzelał, a jakże, chociaż nie miał pojęcia, czy którąkolwiek z bestii posłał do jej plugawego boga. Był za to pewien, że jedna z tych większych wcale nie zauważyła, gdy posłał jej pocisk prosto w czaszkę. Po prostu machnięciem łapy, zupełnie jakby opędzała się od dokuczliwych much, złamała drzewce strzały i pognała dalej zabijać mieszkańców wsi.

Bał się zupełnie jak wtedy, gdy obok jego szałasu przemaszerowała armia umarłych, a on - przerażony chłopak wypasający owce kilka stajań od rodzinnej wsi, kulił się niemal sparaliżowany strachem. To właśnie wtedy odkrył, że...

Wspomnienia przypomniały mu o jego darze, czy raczej przekleństwie...

Na widok zwierzoludzia przemykającego pomiędzy wcale nie tak odległymi domostwami ręka bezwiednie poszukała kolejnego pocisku w kołczanie.
"Kurwie syny..." - spojrzał w dół i spostrzegł, że zostało mu jeszcze tylko kilka strzał. Widać tuzin posłał w atakującego wroga. Żeby chociaż było widać jakiś efekt - napór wyznawców któregoś z chaotycznych bóstw nie osłabł ani o jotę.
"Czas uchodzić!" - pomyślał, rozglądając się trwożnie wokół. Miał jeszcze chwilę, zanim walczący dotrą w pobliże jego pozycji.

Światło Morrslieba miast rozjaśniać mrok nocy, swym chorobliwym blaskiem zdawał się sprzyjać jedynie atakującym plugastwom. Odetchnął głęboko, koncetrując się i zbierając siły. Zmrużył oczy, nie bacząc na narastający ból w tyle głowy i zaczął je rozpoznawać. Przesunął prawą dłoń przed twarz i jak zwykle nie mógł się opanować, by nie patrzeć zafascynowany, jak różnokolorowe pasma przypominające poranną mgłę oplatają mu palce. Pasma były inne, niż zazwyczaj, drżały i gwałtownie zmieniały kierunek, zupełnie jakby chciały uciec przed horrorem atakującym bramy osiedla.

Sięgnął po brązową, szeroką wstęgę. Drugą dłonią uchwycił cieniutką, świecącą białym blaskiem nitkę. Jak wcześniej zauważył, wieczorem i w nocy bywała najcieńsza. Za pierwszym razem palce zahaczyły ją tylko, a nić wyrywając się zmieniła kierunek, by po chwili wrócić na poprzedni tor. Spróbował ponownie i udało mu się. Splótł oba kolory razem i przytrzymał w prawej dłoni. Wiedział, że mogą się wyrwać w każdej chwili niwecząc cały wysiłek. Lewą ręką sięgnął do zawieszonej na ramieniu torby i wyciągnął truchło gryzonia. Zaczął szeptać obco brzmiące sylaby budujące słowa, których znaczenia nawet się nie domyślał. Jego usta same układały się we właściwy sposób. Trzymanymi w dłoni dwukolorowymi wstęgami oplótł martwego zwierzaka. Przez moment nic się nie działo, lecz po chwili pasma zaczęły kleić się do przypominających paciorki oczy gryzonia. Początkowo leniwie unoszące się w powietrzu, teraz wstęgi błyskawicznie wystrzeliły w stronę brodatego mężczyzny. Przez chwilę łączyły jego oczy ze ślepiami polnego żyjątka, aż całe wniknęły do głowy Wolmara. W końcu odetchnął głęboko i rozejrzał się. Ponownie euforia wypełniła jego ciało, a serce zaczęło pompować krew jak szalone. Widział wszystko wokół. Widział, mimo panującej ciemności rozświetlanej jedynie przez przeklęty księżyc i nieliczne gwiazdy. Wraz ze zmianą wyglądu jego oczu, które przypominały teraz oczy gryzonia, otoczenie nabrało odcieni szarości, lecz wszystko było wyraźne. Również kolejne nadciągające sylwetki zwierzoludzi na tle mrocznego lasu.

Szybko odwrócił wzrok od oświetlonej przez pochodnie, właśnie zdobywanej przez bestie bramy. Zdążył, nim oczy zaczęły łzawić od zbyt jasnego źródła światła. W pobliżu domostwa, na którym urządził sobie stanowisko strzeleckie nie było chwilowo żadnych przeciwników. Ale to mogło w każdej chwili się zmienić.
Zebrał swoje rzeczy, po czym ześlizgnął się w dół dachu i zeskakując po daszku pustego kramu znalazł się na ziemi.
"Teraz do przystani i jak bogowie pozwolą, znajdzie się jakieś czółno, którym ucieknę w dół rzeki..."
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline