Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2012, 22:51   #1
Hermit
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
[D&D-3.0/3.5] Władcy dziczy




Władcy dziczy



Westriver, miasto samo w sobie będące ucieleśnieniem fortecy wystawionej najdalej na linii cywilizacji przeszło w swoich bujnych dziejach nie jeden najazd, nie jeden pożar oraz nie jedną plagę. Blizny przeszłości widoczne były gołym okiem dla przybywających, gdyż część z nich spoczywała jeszcze na murach miejskich. Liczne zadrapania, rysy oraz wgłębienia świadczyły o możliwościach obronnych miasta, jak i słabej organizacji ówczesnych atakujących. Ale ocena ta jest jak najbardziej pobieżna oraz mało doinformowana.
Samo miasto wewnątrz murów toczyło swój własny, powolnie płynący dzień na czynnościach tych samych co wczoraj, oraz pewnie podobnych dnia jutrzejszego. Skromnie pokryte uliczki bruku świadczyły o majętności mieściny, a walający się gnój o sporych zaniedbaniach estetycznych. Ale kogo to obchodziło. Tutaj i tak nikt znamienity się nie zapuszczał. Tutaj sami swoi.


Same domostwa usiane ciasno, oraz budowane po jednym piętrze wraz z parterem na podmurówce, stały dumnym szpalerem przy wjeździe przez jedną z dwóch bram. Bardziej uważne oko mogło dostrzec, iż kilka domostw różniło sie od pozostałych jedynie wiekiem. Najwidoczniej z wolna postępowało tutaj tępienie starych chat, zastępując ich nową, bardziej optymalną architekturą szanujących się miast, nawet tego.
Niektóre domy połączone były z sklepikami, dostawianymi straganami oraz warsztatami rzemieślników co widać było od razu. Od razu można było też dostrzec znikomą ilość takich miejsc, gdyż nawet najkrótszy spacer kończył się na placu centralnym. Znajdowało się tam, co znajdować się powinno.
Pręgierz stał sobie samotnie, nie goszcząc nikogo godnego jego obecności. Prawo było tutaj jasne, i nie zawsze osoba nadająca się do jego wykorzystania dotrwała wykonania kary. Dlatego też jedni uważają go za relikt starych zwyczajów, zaś inni za ciągle aktualną przestrogę.
Miasto nie posiadało budynków równych, oraz równiejszych. Wszystkie wyglądały jednakowo, a kto co miał wewnątrz to miał, co chciał.
Z samego placu dopiero w pełnej okazałości można było dostrzec wierze. I nie taką zwykłą co by sobie niektórzy pomyśleli, a wierze maga. Dumną, prostą budową wznosiła sie ponad dachu budynków, oraz kończyła się tym, o większość. Dachem pokrytym dachówkami.
Samą wierzę można było zobaczyć już z odległości paru mil, ale pełną jej okazałość dopiero z tego miejsca, bądź z pod niej samej.
Kontynuując, na placu panował słaby ruch. Dzień chylił się ku zachodowi, a część ludzi przejęta dzisiejszą atrakcją spieszyła z swymi obowiązkami, by wieczorem zawitać do karczmy. Bardowie zawitali !

Shīrén Menari

Życie barda było ucieleśnieniem twoich marzeń. Wolność, niezależność, przygoda na każdym kroku sprawiały że chciało się żyć z wszystkich możliwych sił. Domem dla ciebie nie była już chatka, oddalona chen daleko gdzieś pod lasem, czy też domostwo w mieście. Dom dla ciebie był tam, gdzie coś się działo. Karczma, zajazd przy trakcie, dworki szlacheckie oraz wszędzie tam, gdzie mogłaś zaprezentować się należycie względem swych zdolności.
Jako młody bard wiedziałaś, że wyżyć z tego jest ciężko. Zwłaszcza jeśli twój repertuar nie jest tak wysoce bogaty jak Serdiana Berna, którego miałaś okazje spotkać parę ładnych lat temu. Przygodą tą co prawda nie miałaś zamiaru się dzielić z byle napotkanym znajomkiem, gdyż znaczyła dla ciebie tyle samo, co dla smoka jego skarb.

Spotkaliście się wtedy przypadkiem. Ty, młoda elfka zacięcie dogadująca się w sprawie skromnego występu w karczmie, oraz on, starszy jegomość przyglądający się zajściu z niewielkiej odległości.
Karczmarz zapierał się, że nie ma czasu dla barda ani dziś, ani jutro gdyż niedawno przyjechał mistrz Serdian, bard nad bardami. Ciebie samej latało to koło nosa czy to był mistrz, król czy sam Pelor. Chciałaś tylko zostawić po sobie pamięć w tej mieścinie i czym prędzej ruszać dalej, do kolejnej. Kres tym przepychankom przyniósł siedzący nie opodal przy stole mężczyzna, w wieku ponad 40 lat. Wywnioskować to można było po ilości zmarszczek na jego twarzy, oraz po zmęczonych oczach bacznie wpatrzonych w młodą dziewczynę. Był to człowiek, typowego wzrostu o ciemnych, gęstych włosach zaczesanych na bok oraz jasno niebieskich oczach świdrujących dusze. Temu wzrokowi, tym gestom z jego strony nie można było odmówić tak po prostu. Zafascynowana, przysiadła się wraz z nim do stolika, oraz wdała się w bardzo wnikliwą, zażartą wręcz rozmowę. Co jakiś czas padał na nich wzrok od innych przebywających w izbie, kiedy to jedna, bądź druga strona podniosła głos nie zgadzając się odnośnie tego, czy też tamtego.
Owego jegomościa bawiła debata odnośnie " Rozumnych smoków ", kiedy to usłyszał że czerwone smoki należą do najbardziej walecznych oraz najdzielniejszych. Czasami widać było, gdy na usta pchały mu się słowa " A widziałaś kiedyś jakiegoś smoka ? ", lecz dławił je ciągnąc tą wymianę poglądów. Trzeba przyznać, miejscami sam marszczył brwi starając sobie przypomnieć to i owo.
Czas upływał, kufle piwa oraz kieliszek delikatnego wina został opróżniony już nie raz, a występ prawie już miał sie zacząć. Zbałamucona rozmową dziewczyna nic nie wskórała, a jej rozmówca zniknął chwile temu na schodach prowadzących na wyższe piętro. Podparłszy głowę rozmyślała, kiedy to zszedł schodami, trzymając w reku lutnie. Zdezorientowana elfka rozejrzała się po izbie, która to była wypchana po brzegi. Chłopi, robotnicy, dzieci, dosłownie wszyscy spoglądali na człowieka który miał grać, opowiadać, zabawiać zmęczonych codziennością robotników.
Przywitany oklaskami wskoczył na jeden z stołów z niezwykłą zręcznością, nie tracąc ani na chwile równowagi. Jego prosty ubiór , pozbawiony zbędnych ozdób prezentował sie należycie oraz dostojnie, zaś ciemna lutnia potęgowała tylko to wrażenie. Zaczarowana wyglądem bardka poderwała się gniewnie, zmieszana uczuciem zazdrości. " Jak on może, a ja nie mogę ? Nie zdzierżę ani... " kiedy to jego oczy spotkały się z jej oczyma, a w myślach usłyszała głos "Graj".
Nie brzmiał on jak rozkaz, ale zlęknięta nieco poderwała plecak, ale tylko po to, by odczepić lutnie. Nie chciała tego. Chciała w tym momencie wyjść z karczmy sprawdzając wytrzymałość drzwi na trzaśnięcia, lecz nie mogła. Uczucie to nie wywoływało w niej zmuszenia do tej czynności, ale raczej powinność.
Odczepiwszy instrument odwróciła się w stronę okrągłego stołu na którym stał Serdian, lecz go tam nie było. Stał o krok od elfki szarmancko ujmując jej dłoń, oraz prowadząc pod "scenę".
Stół bym czymś skromnym, nawet jak na takie występy. Lecz jak to mówią " Lub co masz, bo możesz nie mieć nic! "
Jednym, szybkim skokiem obaj znaleźli się na stole, który ku ich zdziwieniu wytrzymał ciężar obojga.
Serdian przemówił coś do publiki, która z miejsca zawiwatowała. Stojąca obok niego partnerka zdawała nie słyszeć tego, co mówił. Barwa czerwieni na twarzy , oraz przyśpieszone tętno zdezorientowały ją całkowicie. Orientacja przyszła jej dopiero wtedy, kiedy w pomieszczeniu zapanowała cisza, a ona sama usłyszała
"Graj, graj tak jak nigdy. Graj tak, jak czujesz. Tańcz tak, jak pragniesz. Baw się ..."
Po czym wszystko się zaczęło. Dłonie powędrowały na struny, a z instrumentów powędrowała pieśń. Pieśń tak znakomita, aż sama elfka zdziwiła sie śmiertelnie że potrafi tak grać. Spojrzała pytająco na kąpana, lecz on tylko się uśmiechał. Od prawa, do lewa wszyscy bawili się podskakując, tańcując oraz śpiewając w rytm granych melodii. Ostatnią trzeźwą myślą dziewczyny było jedno słowo: " Magia..."
Owszem, bo co innego mogło sprawić taką atmosferę jak nie magia. Ale to nie taka sobie zwykła magia, lecz magia muzyki.
Gdzie w tej magii wszyscy popadli w zatracenie zabawy, bez wyjątku.
Ostatnią rzeczą, przed finalną pieśnią tłum chciał wiedzieć jak zwie się młoda elfka. Serdain spocony jak by kto oblał go kubłem wody odparł "Jak to? Shīrén nie znacie?"
Po występie, który trwał jeszcze chwile w izbie została wyłącznie Shīrén, siedząc na skraju stołu przygrywała sobie nie wierząc, jaka magia nauczyła jej tej pieśni.

Ale to było kiedyś. Czasami odnosiłaś wrażenie, że to przez jego "ingerencje" pojęłaś co to tak na prawdę znaczy być bardem. W ciężkich czasach jego praca staje się misją, przynosząc ulgę zmęczonym duszom, skuteczniej czasem niż nie jedno nabożeństwo w świątyni.
Ale w tej świątyni, świątyni piwa, muzyki oraz zabawy to ty jesteś kapłanem, który lada chwila miał rozpocząć swoje nabożeństwo.
Przybyłaś do miasta przed dwoma dniami, wraz z braćmi Stonehearth. Poznaliście się na gościńcu, kiedy to twoją uwagę przykuło dwoje krasnoludów śpiewających jak lawina górska. Nie tyle chaotycznie, co mocno oraz pewnie. Jako że byli krasnoludami, nie wykazywali nadzwyczajnego entuzjazmu podróżując z elfką, ale traktowali cię poważnie z racji podobnego fachu. Tobie również nie odpowiadało zbytnio towarzystwo dwojga brodaczy, ale podróżowali w tym samym kierunku co ty, przez co nie musiałaś narzekać na nudę.
Dowiedziałaś się, że nie nazywają siebie bardami, lecz skaldami. W wymianie poglądów jaka wam towarzyszyła podczas wspólnego przemarszu dowiedziałaś się w sumie nie wiele, tyle że są to "pieśniarze bojowi".
Razem dotarliście do miasta, oraz razem wytargowaliście dwa pokoje z wyżywieniem na okres trzech dni, za skromny występ. Nie spodziewałaś się tak dobrych warunków od tak szybkiej umowy, aczkolwiek domyślasz się że bracia nie witają w tych stronach pierwszy raz.

Teraz stoisz na schodach prowadzących do głównej sali, tam gdzie kręciło się najwięcej ludzi, traktując to określenie jako ogólne względem mieszanki ras. Przy jednym z stołów siedziało bowiem paru krasnoludów wraz z ludźmi popijając raz to wino, raz to piwo. Twarze ich, oraz budowa nasuwały ci myśl, iż mogą to być drwale z podmiejskiego tartaku. Nieopodal ich, przy kolejnym siedziała grupka ludzi, gorliwie dogadująca się w nieznanej twoim uszom sprawie.
Przy ladzie, między stolikami, pod ścianami, słowem wszędzie ktoś się kręcił, ktoś z kimś rozmawiał, ktoś się komuś przyglądał. Widok ten cieszył cię ponieważ zwiastował on duże zainteresowanie dzisiejszym występem.
Miałaś jeszcze trochę czasu, tak więc postanowiłaś wypatrywać krasnoluda z siwą brodą w czerwonym kubraku. Dowiedziałaś się od braci, że podobno ich stary znajomy prowadzi werbunek na misję, w celu zbadania ruin gdzieś w sercu lasu. Uprzedzili cię, że to w większości mogą być plotki, lecz jedno jest pewne. Poszukuje ludzi na misję, gdzie można nie mało zarobić. Uprzedzili cię również, iż zjawi się tutaj dzisiaj.
Nie przeszkadzało by ci posiadać u boku trochę cięższą sakiewkę niż zazwyczaj, dlatego więc niczym orzeł wypatrujący swej ofiary spoglądasz kto się tutaj kręci, oraz kto wygląda podobnie do przedstawionego ci opisu.

Czas płynął nieubłaganie. Nie spostrzegłaś nikogo pasującego do znanego ci opisu, a szykujący się bracia dali ci znak, że to czas. Spokojnym, zwiewnym ruchem niczym wicher tańczący na drodze obróciłaś się i powędrowałaś do wynajętego dla ciebie pokoju. Zabrałaś stamtąd instrument, który cechował ciebie jako artystę. Jeśli wojownika można rozpoznać po mieczu, kapłana po ornacie, to barda można było rozpoznać po dobrym instrumencie. Skierowałaś się z powrotem na schody. Na dole kilku umięśnionych karków zestawiało ze sobą dwa stoły, które miały pełnić role sceny.
Z chodziłaś powoli, dokładnie stawiając kroki na coraz to niższych stopniach niczym kot skradający sie do swojej ofiary. Kątem oka dostrzegłaś nowe twarze przechadzające się, oraz przyglądające się tobie. Postanowiłaś zignorować to, wiedząc że takie zachowanie przyciągnie spore zainteresowanie twoją osobą. Przy stole stało już dwoje krasnoludów wyprostowanych jak żołnierze, oraz szarmancko podających ci dłoń. W chwile z ich kamiennych twarzy wykwitł uśmiech witając ciebie, oraz podsadzając. Przez chwile poczułaś się niczym księżniczka witana przed dwoje wiernych wojowników gotowych oddać za ciebie życie, oraz będących na każdy twój rozkaz.
Z samego stołu widziałaś morze głów. Przyciemnione wnętrze, ograniczające się do oświetlenia świec oraz latarni nadawało temu miejscu swojej magii. Ciemno kremowe ściany witały na sobie poruszające sie cienie, a przyciszone głosy sprawiały wrażenie szeleszczącego wiatru. Chwyciłaś ten wiatr głębokim oddechem i zaczęłaś.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bwZHYKsGIu4[/MEDIA]

Początkowo spokojnie, wygrywając melodie wprowadzającą już niemal cisze całkowitą. Kiedy poczułaś że twe palce są już gotowe, przeszłaś do szybszych pieśni i właściwego repertuaru.

Twój czas dobiegł końca. Publika z entuzjazmem odprowadziła cię oklaskami ze sceny, co sprawiło ci nie małą satysfakcję. Koło stołu czekało już dwoje braci, lekko z chmielonych sądząc po ich barwach jak i uśmieszkach. Ben, pierwszy z nich chwycił cię i posadził na ranieniu, gdzie po dwóch energicznych obrotach posadził cię na podłodze. Publika zareagowała ciepłym śmiechem wraz z brawami.
Bracia wdrapali się na stół, gdzie w magiczny sposób pojawiły się dwa kufle ciemnego piwa. Uradowani pochwycili je twardo, gdzie po łyku rozpoczęli swój występ. Z początku cichawy, aż przeszli do wzbudzającego ciarki na plecach. Śpiewali nie tylko z gardła, nie tylko z żołądka, ale również z serca.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tq4seuBFxIM&feature=related[/MEDIA]

Neonen


Do samego miasta trafiłeś późnym popołudniem. Stojąc jeszcze na wzniesieniu skąd widać było wieże, charakterystyczną część dla tego miasta, ruszyłeś w stronę bramy. Trakt był suchy, przez co sama droga nie sprawiała większych problemów. Od wyruszenia z siedziby twego bractwa przyszło ci spędzić jedną noc pod gołym niebem.

Wspominasz ją nawet całkiem dobrze, gdyż na postoju, polanie koło drogi spotkałeś skromną karawanę kupców podróżujących razem. Pozwolili ci, bez najmniejszego mrugnięcia okiem spędzić noc w ich gronie. Wieczór minął wam na gadaninie. Dowiedziałeś się że podróżują do Netten, miasta na zachód sprzedać sukna oraz kilka beczek z winem. Jedną nawet odkorkowali co było dla ciebie lekkim szokiem, ale minął on po pierwszym łyku słodkiego trunku. Rankiem rozstaliście się, by każdy z was dotarł do swego celu.

Będąc już dobre pięćdziesiąt metrów od bramy uwagę twą przykuło dwoje strażników. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt iż wyszli w twoją stronę.
Jeden z nich był człowiekiem, ubranym w zbroje łuskową. U boku w jaszczurze spoczywał mu długi miecz, a przez plecy przewiązaną miał tarcze na cienkim rzemieniu. Obok niego szedł nieco niższy krasnolud, o ekwipunku identycznym, pomijając miecz a zastępując go toporkiem.
Nie przejawiali odruchów agresywnych, nie sięgali po broń, nie krzyczeli z oddali. Kiedy się spotkaliście, pierwszy zaczął człowiek. Spytał tylko czy przybywasz w sprawie ekspedycji kupca. Na proste kiwnięcie, odprowadzili cię pod bramę wyjaśniając, że kupiec będzie przebywał w karczmie "Dwie Strzały ". Dodali jeszcze, że to iż wyszli po ciebie było z konieczności bezpieczeństwa. Mało tutaj przybywa zbrojnych pod bronią.
Idąc wytyczoną drogą spostrzegłeś budynek przykuwający twoją uwagę. Co prawda znajdował się w uliczce która nie była twą drogą, lecz poznałeś go bez wątpienia. Przybytek Pelora, boga słońca oraz poranka.
Zrozumiałeś, iż w takim wypadku nie znajdziesz tutaj miejsca Heironeusa, ale w razie czego kapłani w złotawo-żółtych szatach powinni udzielić ci wsparcia.
Idąc dalej prosto wyszedłeś na plac centralny miasta, koło którego miała znajdować się owa karczma. I znajdowała się.
Strzepując z siebie znamiona kurzu, który nawiał na twą zbroje postanowiłeś wejść do środka. Od progu spostrzegłeś że łatwo nie będzie, gdyż gdzie tylko twój wzrok sięgnął tak ktoś stał. Dostrzegłeś lekko łysawego jegomościa z fartuchem na brzuchu, uwijającego się od stolika, do stolika z kuflami piwa. Dostrzegłeś masę twarzy, nieznanych ci z nikąd. Dostrzegłeś również krasnoluda, ubranego w czerwony kubrak siedzącego przy zastawionym stole przez samych krasnoludów. Większość z nich ubrana ponad przeciętnie odróżniała się lekko w tym tłumie.
Kiedy udało ci się zobaczyć ku czemu wszyscy są skierowani, twym oczom ukazała się dziewczyna. Stała ona na stole, koło którego sterczało dwoje krasnoludów łojących piwo jak smoki. Kiedy jeszcze przed chwilą panował gwar, tak ucichł niczym ucięty toporem. W pomieszczeniu słychać było tylko ciche szarpanie strun, które z każdą chwilą narastało na sile. Dźwięk wydobywający się z lutni oczarował znajdujących się w izbie. Wzrok każdego powędrował gdzieś w dal, gdzieś w dalekie odmęty swoich marzeń, swoich wspomnień. Sam nie wytrzymałeś, oraz ruszyłeś z resztą, mu wspomnieniom, ku nieznanym krainom...
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan

Ostatnio edytowane przez Hermit : 15-08-2012 o 20:18.
Hermit jest offline