Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2012, 22:58   #1
vieh
 
Reputacja: 1 vieh ma wyłączoną reputację
[WFRP 2ed] - Dziura

Dziura







- Dziura! – wyrwało się Borgowi, kiedy oczom osiłka ukazała się ziejąca w ziemi jama. Cóż, wyszedł przed orkiestrę, co nie znaczyło, że powiedział coś głupiego. To była rzecz warta odnotowania, jednakże ustąpić musiała samej dziurze. Ona też warta była uwagi.

- Widzę, że nie dzwonnica. – Johan, zwany Krzywym, uśmiechnął się tak, że od razu można było pojąć skąd jego przydomek się wziął. Tyle, że nikomu w ciemnej piwnicy pod oberżą „U Johana” do śmiechu nie było.

- Kto ją wykopał i po co? – Zapytał ciekawski Matt. Inni zgromadzeni w piwnicy też byli ciekawi. Trzymane w rękach łuczywa rozświetlały chybotliwym płomieniem wał świeżej ziemi i ziejącą w jej środku czeluść. Borg, najbardziej ciekawy albo i najodważniejszy, wyjął z ręki Heinricha pochodnię i wlazł na kopiec świeżej ziemi strącając jej grudy w dół. Wszyscy nasłuchiwali odgłosów ich osuwiska. Pochodnia oświetliła czarną dziurę głębiej. Borg pochylił się, zacmokał po swojemu i cisnął pochodnię w dół. Nad dziurą pochyliło się więcej zainteresowanych. Woleli nie być zdanymi na żywiołową relację Borga.

To co zobaczyli wprawiło ich w osłupienie


-----------------------

- Stówa! Prawdziwych sto karli! Uwierzycie? – przytłumiony głos pochylonego nad blatem stołu Franza drżał z ekscytacji. Sprawa nie była Błacha.

- To jakaś lipa. Nikt by kurwa nie zapłacił stówy za zrobienie mapy piwnicy. A już na pewno nie Krzywy. – pewność w głosie Cyrvilla była niezachwiana, ale półelf nie miał złudzeń co do intencji tego, który chciał zlecić robotę. Znał Krzywego Johana bo kiedyś należał do jego bandy. To dawało inną perspektywę. Jego kompanom jej jednak brakowało.

- Pieprzysz Szybki. Zrobimy tak, pójdziemy tam, zejdziemy do tej dziury i zrobimy Krzywemu tę mapę jak jest tak pojebany, że za takie coś chce tyle zapłacić. – Gryu od dawna już nie miał problemów z wysławianiem się, ale w jego mowie wciąż słychać było akcent żabojada. Cóż, Bretończyk daleko zapuścił się od domu.

- Zrobimy? A niby kto ją będzie robić jak tylko ja tu czytam i piszę? – półelf nie ustępował. Nie był łatwym kompanem, co tłumaczyło czemu Krzywy go wypierdolił. Mało kto lubił półelfa. Zła krew.

- Pójdziemy razem. Jesteśmy w tym gównie razem i razem to zrobimy. Jak zrobimy Krzywemu co tam chce to spłacimy Dużego Mike i jeszcze nam zostanie. Wtedy się rozejdziemy, jeśli komuś coś się nie podoba. A teraz Franz zapierdalaj do Krzywego i mu powiedz, że bierzemy tę fuchę. Byle szybko, żeby nas nikt nie uprzedził. – kiedy do głosu dochodził Hef każdy z nich wolał nie wdawać się w polemikę. Hef nie był do polemik nastawiony przychylnie. Oportuniści zamoczyli pyski w dzbanach pitych na kreskę a optymiści pokiwali głową zadowoleni. Robota za stówę to było coś!

-------------------------------

Ciemno było jak u Negra w dupie. O ile prawdziwe były opowieści o czarnych ludach gdzieś zza południowych mórz. Choć po prawdzie do sprawy to nie wnosiło nic. Zleźli jedno za drugim po spuszczonej przez ludzi Krzywego drabince. Od razu zrozumieli czemu ciskane w dół pochodnie gasły. Złażąc z drabinki lądowali po kostki w błocku. Rzadkim i płynnym. Szczęście w nieszczęściu było to tylko błoto.

Zeszli dobrych dziesięć metrów i w tej chwili jasny wylot tunelu nad ich głowami był dosyć odległy. Wiodąca na górę drabinka była jedynym oknem na świat. Ktoś skrzesał iskrę, zapłonęła wysuszona hubka a w net i pochodnia. Wypełniony błockiem dół rozjaśniły chybotliwe płomienie.

- I jak? Widzicie co? – krzyknął z góry jeden z ludzi Krzywego. Ten, który przysiadł się do nich w oberży „U Johana”. Heinrich bodaj. „Dwie stówy za mapę tunelu!” – oferta zdawała się nie do odrzucenia. Zwłaszcza dla kogoś, kto ledwie przyjechał do Nuln, miał problemy z robotą czy gotowizną.

Wszyscy, którzy w tamtej chwili siedzieli przy stole, przystali na propozycję hojnego osobnika nie zdradzając się, że nie znają się wcale. Uściśnięte dłonie, zawarta nieformalnie umowa, ale też nikt w oberży „U Johana” nie negował takich umów. Dostali co trzeba i mięli tylko wykonać swoją robotę. Prostą zdawało by się.

To, że prostą nie koniecznie będzie zrozumieli, kiedy ich przemoczone w jednej chwili buciory wgniotły w błocko coś twardszego. Coś, co po krótkich badaniach okazało się czaszką. Ludzką czaszką. Reszta szkieletu była znacznie trudniejsza do namacania w błotnej mazi.

- Co tam macie! – „Macie!! Macie!!” niosło się echem w tunelu. Krasnoludzki Zabójca splunął ze złością i mruknął coś pod nosem. Skryte podejście diabli wzięli – to było pewne. Oczom stłoczonej na dnie tunelu szóstki ukazał się ciemny korytarz świeżo wykopany w ziemi. Wiodący w bok. Porozrywane korzenie, naznaczone jakimś ostrzem kamienie wyraźnie wskazywały siłę i brutalność tego, co wydrążyło ową dziurę.

- Dziurę kurwa mamy! I zamknij ryj, bo i problem z tego mieć będziem! – krasnolud nie wytrzymał. Jego słowa dudniącym echem poniosły się w ciemność. Ci u góry usłyszeli widać bo zawarli jadaczki. Szóstka „badaczy” stłoczonych w ciemnym dnie tunelu powoli ruszyła w głąb jamy oświetlonej chybotliwym płomieniem pochodni niesionej przez jednego z ludzi. Tylko im światło było potrzebne, nieludzie w mroku widzieli jak szczury.

Przeszli w błocku ledwie z trzydzieści kroków, kiedy chybotliwy płomień pochodni oświetlił brzeg wypełnionego czarną wodą kanału. Kanału – czy może podziemnego jeziora, bowiem drugi brzeg wodnej toni niknął w mroku. Jednakże na brzegu największe wrażenie zrobiła na nich łódź. Łódź o parze wioseł wciągnięta na brzeg – żywy dowód na to, że ktoś po tej ciemnej toni pływał…



[To pora na wasze posty. Jak widzicie, nie znacie się. Opiszcie się ładnie i do boju!]
 
vieh jest offline