Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2012, 23:38   #109
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post wspólny.

Przez chwilę Yarkiss łudził się, że niedźwiedzica ich nie zauważy. Jednak po tym jak skupiła na nich swoją uwagę, pozostawało mu tylko liczyć, że zwierzę jest już po śniadaniu. Nie miał najmniejszej ochoty na kolejną walkę na śmierć i życie.
- Tylko spokojnie, może nas nie zaatakuję. - Yarkiss uspokajał siebie i towarzyszy, wycofując się przy tym powoli. Wiedział, że jeden nerwowy ruch może sprowokować do ataku, sympatycznego na pierwszy rzut oka misia. Zdążył się o tym przekonać nie raz, kiedy pracował wraz z braćmi przy barciach. Często spotykał z pozoru niezdarne niedźwiedzie, które w pogoni za swoim największym smakołykiem, potrafiły się wdrapywać na drzewa zaskakująco wysoko. Ten jednak wydawał mu się jakiś dziwny. Patrząc prosto w oczy niedźwiedzicy, wpadł na dość dziwaczny pomysł, ale postanowił zaryzykować. Zamiast jak najszybciej się oddalić, łowca stanął w miejscu i krzyknął w kierunku drapieżnika. - Lamariee, przyszliśmy tylko porozmawiać! - Yarkiss zignorował głos rozsądku i zaufał intuicji. Postanowił sprawdzić ile prawdy jest w opowieściach Mehlesa o potężnych druidach, którzy potrafią zamieniać się w zwierzęta. Korenn stał nieopodal; czujny lecz nie agresywny. Działanie wolał zostawić myśliwym, którzy znali sie na rzeczy.

Niedźwiedź wbił wzrok w tropiciela i powoli uniósł się na tylnich łapach. Olbrzymia bestia przewyższała młodzieńca nawet mimo odległości i Yarkiss zaczął powątpiewać w swoją intuicję - potrzeba by wielu strzał i włóczni by położyć takie zwierze trupem. A on z pewnością nie dożyłby tej chwili. Szybko przetarł oczy, gdyż miał wrażenie, że przestaje widzieć ostro - ciało niedźwiedzicy jakby urosło jeszcze trochę i zaczęło falować wraz z poruszanymi wiatrem liśćmi. Gdy ponownie otworzył oczy na miejscu zwierzęcia stała szczupła kobieta ubrana w proste lniane odzienie, z pękatą torbą przewieszoną przez ramię. Była niska; Korennowi nie sięgnęłaby nawet ramienia, lecz cała jej postać emanowała siłą - zarówno wewnętrzną jak i fizyczną. Mimo podeszłego wieku zachowała elfią urodę, dzięki której określenie “stara baba” w ogóle do niej nie pasowała - wyglądem nadal przewyższała większość viseńskich kobiet. Jednak to nie jej wygląd robił największe wrażenie, mimo że elfów we wsi było na prawdę niewiele i zwykle stroniły od ludzi. Wrażenie robiło spojrzenie druidki - mądre, głębokie i nieprzeniknione. W jej szarych oczach - a może zielonych? niebieskich? ciężko było określić barwę - wydawała się mieścić cała mądrość Królestwa.
Lamariee poprawiła pasek torby i wolnym krokiem ruszyła w ich stronę.
- O czym chcecie rozmawiać, ludzkie dzieci? - Spytała, a Fernas od razu rozpoznał jej głos; słyszał go przecież nie dalej jak wczoraj. Uderzyła go nieprzyjemna myśl, że może i druidka miała wieki by posiąść mądrość lasu, lecz wcale nie będzie chętna, by się nią dzielić.
- O konwoju. - Yarkiss wydukał z trudem. Był cały czasy zdezorientowany tym co zobaczył. Kilkakrotnie próbował wyobrazić sobie tajemniczą druidkę, ale to co przed chwilą ujrzał, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. - To znaczy o tych, którzy ich zaatakowali. Wiesz może coś o wilkołakach, które zagościły ostatnio w kniei? - Zapytał nieśmiało. Nie był pewien, czy właściwie zwraca się do elfki. Skąd jednak biedny miał do wiedzieć. Nikt nie nauczył go jak powinien zwracać się do osób, o tak wysokim statusie jak Lamariee.
- Nie interesuje mnie wasz handel - odparła elfka. - A co do wilkołaków nie zauważyłam, by tutejsza wataha przez ostatnie dekady znacząco się zwiększyła. Zresztą nie wtrącam się w ich sprawy, a one są tak uprzejme, że odwdzięczają się tym samym - neutralny głos Lamariee sprawiał, że ciężko było ocenić czy kpi, czy faktycznie obecność wilczych likantropów jest jej obojętna.
- Przez ostatnie dekady? - W pierwszej chwili Yarkiss myślał, że się przesłyszał. Jak to możliwe, że nie wiedział nic wcześniej o obecności wilkołaków w lesie, w którym żyje już ponad dwadzieścia lat. Na dodatek druidka mówiła o nich jakby to było coś normalnego. Nie tego myśliwy oczekiwał od elfki, ale z drugiej strony w czym ludzie są lepsi od wilkołaków z perspektywy Lamariee? Uświadomił sobie, że druidka nie ma z nimi wiele wspólnego.
- Nie chodzi tutaj o handel, tylko o zabójstwo naszych bliskich, którego dopuścił się twój krewniak. Powiesz coś nam o elfie, który przewodzi wilkołakom? Zapewne nie jest ci obca jego osoba. - Tropiciel spojrzał druidce prosto w oczy bez respektu. Emocje wzięły górę nad rozsądkiem i nie przejmował się teraz zbytnio z kim rozmawia. Chciał się tylko dowiedzieć, kto i dlaczego zaatakował konwój.
- Elf? Wilkołakom? - kobieta uniosła brwi w zdumieniu, a potem wybuchnęła śmiechem. Śmiała się dobrą chwilę, po czym rzekła. - Nigdy nie słyszałam o elfie, który zaraziłby się likantropią. Zaś co do naturalnych zmiennokształtnych... chłopcze, czy uważasz, że gdy ten zmienia postać to gatunek ma znaczenie? Choć z pewnością jakiś ulubiony ma... - to mówiąc powiodła wzrokiem po zebranych. Bardowi wydało się, że na nim zatrzymała wzrok na dłużej.
Yarkiss nie podzielał dobrego humoru Lameriee. Wcale nie było mu do śmiechu.
- Może i ma znaczenia. Nie wiem. Jakbym wiedział, to nie przychodziłbym do ciebie. - Odpowiedział wyraźnie zdenerwowany lekceważącym podejściem Lamariee do tematu. - Skoro tak bawią cię moje słowa o elfie i wilkołakach. Powiedz mi co jest takiego wyjątkowego w twojej rasie, że jesteś odporni na likantropie oraz kto jest przywódcą watahy?
- Nie jesteśmy odporni - raczej bardziej uważni. Łatwiej ustrzec się zakażenia, jeśli nie atakuje się wszystkiego na swojej drodze, tak jak to robi wasz gatunek - skrzywiła się lekko druidka. - Każdy myśliwy musi brać pod uwagę, że łatwo może stać się czyjąś zwierzyną. Nawet jeśli znałabym odpowiedzi na twoje pytania - cóż mnie to obchodzi? Jaki mam powód, by opowiedzieć się po waszej stronie?

Fernas otworzył usta... tego się nie spodziewał. Czyżby babka sugerowała, że ON jest wilkołakiem? Nasłuchał się już o swoim mistrzu-powsinodze, krzyżówce elfa, za którą powlókł się do lasu... czyżby ów był tym „elfem”-przodownikiem? I zaraził go?!
Przełknął ślinę. Nie, nie wyspowiada się z podejrzeń przed pozostałymi. Gdyby tylko teraz został z Lamariee sam...
- Babko, mówiłaś o zemście i magii... ale wcześniej, wilkołaki nie atakowały, a teraz mówisz, że jest ich wciąż – podjął tymczasem nieśmiało, z nawyku tytułując druidkę po fernasowemu. – Czy to oznacza, że to sprawa ostatnich lat?
- Dziecko, nie mierz innych swoją miarą. Ludzkie życie to mgnienie oka; inne istoty mają czas, dużo czasu...
Grajek zawahał się. „Wiele, wiele czasu”...?
- Czy... czy to oznacza, że kiedyś już tak się mściły? I to nic nowego?
Lamariee wzruszyła ramionami.

- Nie śledzę waszych zabitych i zaginionych; to nie moja sprawa.

“Typowa elfia postawa” - pomyślał Yarkiss, kiedy wsłuchiwał się w słowa druidki. Nie znał może zbyt wielu “długouchych”, ale każdy napotkany przez niego zachowywał się identycznie. Skąd się bierze u nich te poczucie wyższości i aroganckie podejście do ludzi? Tego myśliwy nie potrafił zrozumieć.
- Młodzi ludzie muszą dostarczać powodów do działania dla wielkiej Lamariee? - Zapytał z udawanym zdziwieniem. - Pomagając nam nie ratujesz tylko ludzi. Wszak w Visenie żyją także elfy. Ich los także jest tobie obojętny?
- To, gdzie mieszkają i co robią to ich wybór, tak samo jak i wasz, że się tu osiedliliście. Kpina jest zupełnie zbędna, młodzieńcze - Lamariee spojrzała zimno na tropiciela. - Każde zwierze ma swojego wroga, z którym musi umieć sobie radzić. Elfy, ludzie, smoki, wilki, jelenie... czymże się od siebie różnią? Cóż jest w was takiego, że powinnam dać wam przewagę nad wilkołakami?

Yarkiss nie zwykł prosić nikogo o coś dwa razy, dlatego słysząc kolejne pytanie zamiast odpowiedzi, miał wielką ochotę odwrócić się na pięcie i podziękować elfce za złote myśli. Już miał powiedzieć druidce, że obędzie się bez jej pomocy, ale w porę odezwał się grajek.
- Babko, ale Visena nie ma już zapasów na następny rok. Jeśli nie pomożesz nam, prawdopodobnie wioskę trzeba będzie opuścić. A wtedy, bez przeciwności, wilkołaki rozprzestrzenią się - spróbował Fernas - I to nie będzie już sprawa miejscowa.
- Przecież zmiennokształtni nie chodzą i nie zarażają kogo popadnie - z lekkim zdziwieniem w głosie odparła elfka. - To kwestia przeżycia ataku, a człowiek jest do tego równie dobry jak wiewiórka czy łoś. Sami stworzyliście ten problem; trzeba było pilnować swojej spuścizny.
- Nie, ale zabijają kogo popadnie. Nie tylko ludzi - gobliny również. A jak się tego nie powstrzyma... - Fernas przerwał, przypominając sobie o ważniejszym pytaniu - Jakiej spuścizny?
 
Lakatos jest offline