Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2012, 15:37   #21
donjuan
 
Reputacja: 1 donjuan nie jest za bardzo znany
Młody czarodziej już przedtem widział zwierzoludzi, kiedy to jadąc z cyrkowcami przyglądali im się w ostępach Drakwaldu ale nigdy to nie były duże grupy i zdawało się że ich instynktownie się bali. Chociaż raczej bali się jednej osoby wśród grona tych ludzi, mistrza Jowanisa.
Martin mimo wszystko zachował zimną krew. Nie należał do ludzi łatwo poddającym się strachowi. Nigdy nie brał udziału w walce ale był szkolony do takiej sytuacji i zaczął być kierowany przez instynkt. Kiedy zauważył ungora, jak to mistrz mówił bestię wyśmiewaną i poniżaną nawet przez własnych pobratymców, ich oczy się spotkały ze sobą. Przez chwilę ujrzał w kasztanowych ślepiach żal, lecz chwilę później to uczucie jak widać było zamieniło się we wściekłość, gdyż mutant ruszył z okrzykiem wysławiającym Nurgla na ustach. Reakcja młodego maga była błyskawiczna. Musiała być. Wymówił słowa formułki, której to się uczył przez wiele miesięcy i o której prawie zawsze zapominał. Po zakończonej inkantacji wyciągnął prawą rękę i z koniuszka palca wskazującego poleciał w stronę mutanta nieuformowany kształt. Ten nie miał szansy ominąć pocisku lecącego szybciej niż kula z muszkietu i padł na ziemię charcząc dziwnie. Martin przyglądał się chwilę swojemu ‘’dziełu’’ i powstrzymał mdłości, które nie wiedział czy się wzięły z tego że zabił żywą i chyba nawet myślącą istotę, czy w ogóle z powodu widoku zżeranego choróbskiem mutanta, jednak nie miał czasu na wątpliwości, z których wyrwały go przeraźliwe krzyki. Spojrzał w prawą stronę, by zobaczyć jak na człowieka opartego o mur drewnianej chałupy podnosi topór o wiele większa, rogata bestia. Czarodziej w tej chwili nie chciał nawet przypominać sobie jego nazwy i tego co potrafił zrobić, tylko szybko wymówił formułkę następnego czaru i zwierzoczłeka ni stąd ni z owąd otoczył rój rozwścieczonych os, które zaczęły lgnąć do jego nosa, oczu i ust. Nic nie dawało odganianie się od nich, ciężki topór nie dał rady odgonić natrętów, widząc to nieszczęśnik który miał zginąć przepołowiony na pół przez broń, która teraz służyła za packę na owady, podniósł z ziemi zabłąkaną strzałę i wbił swojemu niedoszłemu katu grot w szyję. Bestia po chwili upadła, zaś wieśniak nie przestawał uderzać nawet wtedy gdy stwór już się nie ruszał. Martin do niego podbiegł i jakimś cudem udało się uspokoić człowieka i w tej chwili zauważył, że jego udo dość mocno krwawi. Położył na nie ręce i po dłuższej chwili rana przestała mu dokuczać, lecz radość z pomocy przyniesionej człowiekowi nie trwała długo. Inny ze zwierzoludzi zdzielił wieśniaka maczugą rozbijając mu głowę. Wściekły Martin jeszcze raz wypowiedział zklęcie magicznego żądła i zaczął okładać mutanta swoim kijem podróżnym, gdy nagle usłyszał:
-Nie poddawajcie się ludzie! Odeprzemy atak tych stworów! Na chwałę Sigmara odeślemy te potwory prosto do ich stwórcy, niech poznają potęgę obrońców Wortenbachu! Za Sigmara!
Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył zbierających się w tamtej okolicy ludzi. To była jedyna nadzieja na przeżycie w tej sytuacji, więc pobiegł w tamtą stronę.
 
donjuan jest offline