Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2012, 15:37   #21
 
donjuan's Avatar
 
Reputacja: 1 donjuan nie jest za bardzo znany
Młody czarodziej już przedtem widział zwierzoludzi, kiedy to jadąc z cyrkowcami przyglądali im się w ostępach Drakwaldu ale nigdy to nie były duże grupy i zdawało się że ich instynktownie się bali. Chociaż raczej bali się jednej osoby wśród grona tych ludzi, mistrza Jowanisa.
Martin mimo wszystko zachował zimną krew. Nie należał do ludzi łatwo poddającym się strachowi. Nigdy nie brał udziału w walce ale był szkolony do takiej sytuacji i zaczął być kierowany przez instynkt. Kiedy zauważył ungora, jak to mistrz mówił bestię wyśmiewaną i poniżaną nawet przez własnych pobratymców, ich oczy się spotkały ze sobą. Przez chwilę ujrzał w kasztanowych ślepiach żal, lecz chwilę później to uczucie jak widać było zamieniło się we wściekłość, gdyż mutant ruszył z okrzykiem wysławiającym Nurgla na ustach. Reakcja młodego maga była błyskawiczna. Musiała być. Wymówił słowa formułki, której to się uczył przez wiele miesięcy i o której prawie zawsze zapominał. Po zakończonej inkantacji wyciągnął prawą rękę i z koniuszka palca wskazującego poleciał w stronę mutanta nieuformowany kształt. Ten nie miał szansy ominąć pocisku lecącego szybciej niż kula z muszkietu i padł na ziemię charcząc dziwnie. Martin przyglądał się chwilę swojemu ‘’dziełu’’ i powstrzymał mdłości, które nie wiedział czy się wzięły z tego że zabił żywą i chyba nawet myślącą istotę, czy w ogóle z powodu widoku zżeranego choróbskiem mutanta, jednak nie miał czasu na wątpliwości, z których wyrwały go przeraźliwe krzyki. Spojrzał w prawą stronę, by zobaczyć jak na człowieka opartego o mur drewnianej chałupy podnosi topór o wiele większa, rogata bestia. Czarodziej w tej chwili nie chciał nawet przypominać sobie jego nazwy i tego co potrafił zrobić, tylko szybko wymówił formułkę następnego czaru i zwierzoczłeka ni stąd ni z owąd otoczył rój rozwścieczonych os, które zaczęły lgnąć do jego nosa, oczu i ust. Nic nie dawało odganianie się od nich, ciężki topór nie dał rady odgonić natrętów, widząc to nieszczęśnik który miał zginąć przepołowiony na pół przez broń, która teraz służyła za packę na owady, podniósł z ziemi zabłąkaną strzałę i wbił swojemu niedoszłemu katu grot w szyję. Bestia po chwili upadła, zaś wieśniak nie przestawał uderzać nawet wtedy gdy stwór już się nie ruszał. Martin do niego podbiegł i jakimś cudem udało się uspokoić człowieka i w tej chwili zauważył, że jego udo dość mocno krwawi. Położył na nie ręce i po dłuższej chwili rana przestała mu dokuczać, lecz radość z pomocy przyniesionej człowiekowi nie trwała długo. Inny ze zwierzoludzi zdzielił wieśniaka maczugą rozbijając mu głowę. Wściekły Martin jeszcze raz wypowiedział zklęcie magicznego żądła i zaczął okładać mutanta swoim kijem podróżnym, gdy nagle usłyszał:
-Nie poddawajcie się ludzie! Odeprzemy atak tych stworów! Na chwałę Sigmara odeślemy te potwory prosto do ich stwórcy, niech poznają potęgę obrońców Wortenbachu! Za Sigmara!
Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył zbierających się w tamtej okolicy ludzi. To była jedyna nadzieja na przeżycie w tej sytuacji, więc pobiegł w tamtą stronę.
 
donjuan jest offline  
Stary 14-08-2012, 16:04   #22
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Napór zwierzoludzi nie słabł. Na ziemi, po obu stronach palisady i w bramie leżało już kilkanaście trupów. Z lasu przestali wyłaniać się nowi wrogowie. Ale wielu z nich udało się wymanewrować obrońców i teraz od strony zejścia nad Rzeczkę dało się słyszeć wrzaski mordowanych kobiet i dzieci. Kilku zwierzoludzi rzuciło się w stronę świątyni Sigmara. W drzwiach, przez ułamek sekundy zatrzymali ich Młotodzierżcy, nieumiejętnie i niepewnie ściskajac swoją broń. Niedoświadczeni młodzieńcy nie stanowili najmniejszej przeszkody dla rogatego bestigora uzbrojonego w wielki, dwuręczny, pordzewiały topór i podążających za nim kilku mniejszych stworów. Zwierzoludzie wdarli się do środka świętego budynku...

Franz i Reiner wciąż posyłali w kierunku zwierzoludzi swoje zabójcze pociski. Niestety już po chwili obaj zorientowali się, że zapasy się kończą. Obaj znajdowali się nieco wyżej od pozostałych obrońców, okupując stanowiska na dachach domów. Z góry był lepszy widok na to co się działo dookoła. Obrońców ubywało z każdą chwilą. Niemal połowa z tych, którzy rzucili się do obrony Wortenbachu, w chwili kiedy zaczął bić dzwon leżała martwa. Druga połowa była w odwrocie. Już tylko kilka jednostek broniło palisady i stwory Chaosu miały niemal wolną drogę do wnętrza wsi. Nie minęła chwila a domy zaczęły płonąć.

Wolmar zsunął się z dachu i szybko, nie bacząc na ciemności zalegające wokoło ruszył do przystani. Spomiędzy zabudowań wychylił się olbrzymi, ciemny kształt, który przeciął mu drogę i popędził między domy po drugiej stronie ścieżki. Kilka sekund później, Wolmar usłyszał przeraźliwy, krótki, nagle urwany wrzask. Najwidoczniej zwierzoczłek znalazł jakąś ofiarę. Przed sobą Wolmar widział leżące ciała. Porąbane, okaleczone, skrwawione ciała kobiet, starców i dzieci. Nieco niżej, nad samą wodą kilku zwierzoludzi masakrowało tych, którym udało się dotrzeć do przystani. Dwóch zwierzoludzi leżało martwych, naszpikowanych strzałami, ale wyglądało na to, że Jonas i Falk złożyli najwyższą ofiarę. Czyżby nadaremno?
Zgromadzeni wokół olbrzyma z Północy obrońcy, nie mając innego wyjścia, cofali się. Na szczęście nie była to paniczna ucieczka, a zorganizowany odwrót.

Zwierzoludzie, którzy otaczali wąski krąg obrońców, ponosili dotkliwe straty. Co krok na ziemię padało kolejne okrwawione cielsko. Czarna, zgniła krew tryskała strumieniami, ochlapując wszystko i wszystkich wokoło. Z każdym kolejnym cięciem miecza, uderzeniem topora, zamachem morgenszterna furia obrońców rosła, zbliżając się poziomem do tej, która płynęła w żyłach atakujących. Walczyli teraz o swoje życie, z determinacją starając się zabrać ze sobą jak najwięcej zwierzoludzi.

Dieter, w przerwach między uderzeniami broni, parowaniem ciosów i wykrzykiwaniem świętych fraz z psalmów sławiących Sigmara, rozglądał się w poszukiwaniu przywódcy hordy, która zaatakowała wieś. Niestety nie zauważył nikogo takiego. Albo wódz zwierzoludzi doskonale się ukrywał, albo młody akolita Sigmara musiał zmienić zdanie o zdolnościach swoich chaotycznych nieprzyjaciół.

Maximilian von Mansfeld jakby sam sobie wywróżył co się stanie. Przed chwilą myślał o tym, że nie pasuje do tego miejsca; że brutalne starcie ze zwierzoludźmi nie jest w jego stylu. Stał naprzeciw cuchnącej, wyjącej hordy spaczonych wyznawców Nurgla, z których każdy nie marzył o niczym innym, jak pozbawieniu go życia. Maximilian sparował cios topora zmierzający w kierunku jego głowy. Uderzenie było tak mocne, że aż zdrętwiała mu ręka. Drugi cios nadszedł niemal w tym samym momencie i tym razem von Mansfeld nie zdążył... Uderzenie zwaliło go z nóg. Przed oczami pociemniało. Poczuł jeszcze, że jego ciało upada bezwładnie w błoto. Stracił przytomność.

Gaston w tym czasie zniknął w stajni. W jego fachu posiadanie zwierzęcia pociągowego i środka transportu, znaczyło niemalże tyle samo co życie. Nie mógł pozwolić sobie na zostawianie ich we wsi na pastwę zwierzoludzi. Wskoczył na kozioł i z całej siły zaciął batem. Koń szarpnął i wóz powoli wytoczył się z budynku. Gaston tuż przed sobą dostrzegł dwóch zwierzoludzi zajętych rozczłonkowywaniem jakiegoś ciała. Strzelił z bata i zacisnął zęby, gdy koń wpadł pomiędzy nich. Usłyszał dziki wrzask gdy pojazd podskoczył i potoczył się dalej. Coś głucho uderzyło w deski i Czarny kątem oka zauważył za sobą jakiś ruch. Jednemu ze zwierzoludzi udało się wskoczyć na wóz i teraz, balansując zbliżał się z okrwawioną pałką w ręce.

Trafiony magicznym pociskiem zwierzoczłek nie okazał się być tak martwy, jak Martin by sobie tego życzył. Ciężko podniósł się z ziemi, otrzepał poparzonym łbem i ryknął przeciągle. Już po chwili szarżował w stronę bramy, ku grupie zgromadzonych tam obrońców. Martin też biegł w tamtą stronę, widząc w dołączeniu do broniących się tam ludzi i krasnoluda swoją jedyną szansę na przeżycie. W ostatnim momencie zauważył najeżdżający na niego z boku wóz, na którym poza woźnicą znajdował się też okrwawiony zwierzoczłek z pałką w ręce.
 
xeper jest offline  
Stary 14-08-2012, 17:04   #23
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Franz widział, że sytuacja przybiera niebezpieczny dla niego obrót. Skończyły mu się strzały i stał się w zasadzie bezbronny. Przez jakiś czas obserwował przyczajony przy kominie. Jak zwierzoludzie dokonują rzezi w większości bezbronnych ludzi. Patrzył też na grupkę obrońców skupionych wokół Norsmena i rycerza. Siedziałby tak pewnie do rana, ale zauważył, że zwierzoludzie zaczęli podpalać domy. Nie mógł dłużej ryzykować bezczynnego siedzenia i czekania na bieg wypadków. Przełożył łuk na plecy i zgrabnie ześlizgnął się po strzesze na ziemie. Dalej skradając się pod ścianami domostw przemieszczał się powoli w okolice bramy. Wtem usłyszał trzask, odwrócił się i zobaczył wóz kierowany przez znanego mu z widzenia południowca, jak taranuje dwóch zwierzoludzi. Jeden pechowo chwycił się burty i wspiął się na wóz zmierzając z bronią w stronę woźnicy.

Franz uznał, że lepsza okazja się nie trafi. Rzucił się w stronę wozu. Kilka szusów skok i już był na skrzyni za zwierzoczłekiem. Dobył z cholewy buta długi myśliwski nóż. Jedyną broń jaka po wyczerpaniu się strzał mu pozostała i zaczął się skradać za zwierzoczłekiem. Miał zamiar jak tylko znajdzie się odpowiednio blisko poderżnąć poczwarze gardło.
 
Ulli jest offline  
Stary 14-08-2012, 17:32   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po uderzeniu, które niemal powaliło go na kolana, Gotfryd po raz kolejny uświadomił sobie, że przybycie do Wortenbach było błędem, zapewne z gatunku życiowych. Chociaż zwierzoludzi już nie przybywało, a zwiększała się liczba martwych wyznawców Nurgla, to i tak napastników zostało wystarczająco wielu, by posłać do piachu wszystkich obrońców. Tym ostatnim zapewne nie chodziło już o zwycięstwo czy przeżycie, ale o to, by uśmiercić jak najwięcej przeciwników.

Wbił miecz w bok zwierzoczłeka, który skupił swą uwagę na wymachującym widłami wieśniaku. Strumień krwi trysnął z głębokiej rany. Trafiony rozejrzał się w poszukiwaniu napastnika, który zadał mu zdradziecki cios. Odpłacić się pięknym za nadobne nie zdążył, bowiem wieśniak wbił mu widły w pierś i posłał w objęcia śmierci.
Nadziany na widły truposz na moment odgrodził kłębiących się dokoła zwierzoludzi od Gotfryda, co dało temu ostatniemu chwilę wytchnienia i pozwoliło na szybkie wychylenie trzymanej na czarną godzinę miksturki. Czarna godzina, miał takie wrażenie, nadeszła i dłuższe zwlekanie było mało rozsądne.
A potem był kolejny cios, unik, parowanie, ponowne uderzenie mieczem. Ktoś padł po stronie obrońców, ktoś po stronie napastników. Walka trwała.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-08-2012, 18:50   #25
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie... pod...dawajcie... się! - ciężko dysząc ze zmęczenia starał się wykrzykiwać do obrońców nowo przybyły akolita. W imię... Sigmara!

Brudny od krwi swojej i swoich przeciwników Dieter starał się ze wszystkich sił podnieść morale obrońców ale krzyki bezbronnych mieszkańców wsi mu w tym nie pomagały. Akolita wiedział, że nie może się poddać, nie w tym momencie. Jeśli by to zrobił Wortenbach straciłby kolejnego obrońcę, a to jest nie dopuszczalne w obecnej chwili. Zwierzoludzi już nie przybywało jednak to nie pocieszyło obrońcy. Zawiedziony i przerażony faktem, że nigdzie w okolicy nie było nikogo kto mógł przewodzić tą hordą walczył dalej. Wiedział, że dla większości rannych nie ma już ratunku i to tylko kwestia czasu, ale miał nadzieję, że gdy walka się skończy i ostatnie poczwary padną trupem on będzie w stanie uleczyć niektórych mieszkańców i obrońców. O ile dożyje końca tej walki.

Za Sigmara!... Za Wortenbach! -wykrzyczał ostatni raz akolita ku ucieszę samego siebie i obrońców po czym dalej starał się ze wszystkich sił powstrzymać najazd dzikich bestii.

Sigmarze dopomóż swoich wyznawców w tych ciężkich czasach powiedział do siebie w myślach i skupił się na wrogach.
 
SyskaXIII jest offline  
Stary 14-08-2012, 22:18   #26
 
donjuan's Avatar
 
Reputacja: 1 donjuan nie jest za bardzo znany
Biegnij Martin! Biegnij!- myślał młodzieniec gdy kątem oka zobaczył, że potwór, którego myślał że powalił ostatecznie swoim zaklęciem goni za nim. Ledwo przebiegł przed rozpędzonym wozem i kilka metrów od ludzi nagle dostał olśnienia i rzucił się na ziemię. Zaskoczony i rozpędzony zwierzoczłek nie dał rady wyhamować i po potknięciu się o Martina wrył się swoją bydlęcą mordą głęboko w ziemię. Młody czarodziej rozmasowywał swój bok.
Boli cholernie ale chyba będzie tylko siniak.- pomyślał i obejrzał się na swojego prześladowcę, z którego głowy od ciosu któregoś z obrońców mało zostało.
Nagle stało się jasne że spadł z deszczu pod rymnę, gdy zorientował się, że to tutaj zwierzoludzie teraz skupiali swoje ataki, teraz mógł jednak zginąć w towarzystwie. Skupił się by móc zaczerpnąć swoją siłę z wiatrów magii, co tej nocy trudne nie było. Nim wstał jeszcze chwycił kilka połamanych strzał z ziemi wypowiadając dobrze znane sobie słowa, zaczął rzucać czary na najbliższe stwory. Co chwilę pojawiały się nowe rozwścieczone owady albo któryś z potworów jęczał z bólu od obrażeń zadanych zaklęciem.
 
donjuan jest offline  
Stary 14-08-2012, 23:30   #27
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Kusza była wolniejsza niż łuk. Ostatnie pociski Reiner wystrzelił dla wsparcia obrońców cofających się spod bramy, wykorzystując wszelkie swe talenty. Przewaga liczebna była głównym kłopotem, skupił się więc na mniejszych, nieopancerzonych potworach, które usiłowały wykorzystać zamieszanie czynione przez większych kompanów do zdradzieckich cięć i pchnięć skierowanych w ludzi.

Reiner założył kuszę na plecy, zeskoczył z dachu, przygotował arkan i sieć. W zamieszaniu wywołanym przez szarżę wozu i ucieczkę maga podbiegł do najgroźniejszego bestigora, zajętego walką z obrońcami pod bramą, po czym zarzucił na niego sieć, by go unieruchomić lub chociaż rozproszyć. Miał nadzieję, że ta pomoc pozwoli walczącemu z potworem wojownikowi na zdobycie przewagi. Chciał wykonać to wszystko tak, by uniknąć walki w zwarciu chociaż na tyle długo, by powtórzyć manewr rozproszenia przeciwnika przy pomocy arkana.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 14-08-2012 o 23:33.
Reinhard jest offline  
Stary 15-08-2012, 10:22   #28
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- O gówno! - Gaston zaklął gdy cudem wyminął przebiegającego mu drogę człowieka. W manewrowaniu rozpędzonym wozem nie pomagała świadomość, że miał na nim pasażera na gapę, który na dodatek chciał zrobić mu z głowy mielonkę. Sekundę później usłyszał głuche uderzenie, a wozem aż zakołysało.

- Gówno po dwakroć! - zaklął myśląc że kolejny zwierzoczłek wskoczył na jego pojazd - I po trzykroć! - gdy zobaczył że koń zmierza prosto w największą ciżbę. Odruchowo tak pociągnął lejce by wędzidło poprowadziło zwierzaka w prawo. Ostry zwrot spowodował, że pojazd przez chwilę poruszał się na dwóch kołach, a potem...
 
Komtur jest offline  
Stary 15-08-2012, 20:52   #29
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wolmar, korzystając ze wzmocnionego zaklęciem wzroku, bez przeszkód dotarł do przystani. Udało mu się szczęśliwie ominąć jedną z wielkich bestii, jednak widok rzezi nad rzeką nie napawał optymizmem. Starając się nie zwrócić uwagi żadnego ze stworów, co nie było zbyt trudne, gdyż zajęte były pożeraniem swych ofiar, ostrożnie wycofał się w kierunku, z którego przyszedł. To, że był to ten wam kierunek, z którego dochodziły odgłosy zażartej walki, było, niestety, nieprzyjemną kalkulacją. Zdał sobie sprawę, że w pojedynkę nie ma szans na wyniesienie z tej kabały głowy na karku, czyli tam, gdzie wolał, żeby została.

Do grupki obrońców dotarł w chwili, gdy jednego z nich powalił rosły zwierzoludź. Sięgnął po ostatnie kilka strzał, które jeszcze tkwiły w kołczanie. Dwie ugrzęzły w masywnej piersi bestii, a trzecia przemknęła tuż koło ucha. Ranny stwór obrócił łeb w kierunku źródła denerwującego wizgu, by po chwili ruszyć w stronę najbliższego przeciwnika. Dla Wolmara istotne było to, że nawet na niego nie spojrzał i zostawił leżącego na ziemi człowieka. Nie miał jak stwierdzić, czy ten jeszcze dycha, ale jeśli tak, to teraz miał jakąś szansę.

Ostatnie trzy pociski, niemal z namaszczeniem zakładał na cięciwę i starannie celując wypuszczał dopiero, gdy był pewien trafienia. Zamierzał pozostać w ciemnościach możliwie jak najdłużej, chociaż gdyby mógł wspomóc obrońców i przechylić szalę zwycięstwa...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 15-08-2012, 23:03   #30
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Przegrywali. Było to wręcz jasne.

Rany ciążyły coraz dotkliwiej, ciosy traciły na impecie. W ferworze walki, w ścisku musiał coraz częściej posiłkować się ciosami, kopniakami i trzonkiem topora, by zrobić miejsce na kolejny zamach. W duchu wdzięczny był walczącym z nim ramię w ramię imperiałom.
Gdyby nie ich ostrza, zostałby już otoczony.
Sytuacja była tragiczna.
Noc rozdzierały okrzyki masakrowanych. Nie można było im pomóc. Wątpliwe było, czy miecz młodziaka, pancerz rycerza i wszystkie wielkie słowa klechy, czy nawet sama siła Hurliego pomogą tej nocy jemu samemu.
"Ha, cóż za paskudna śmierć. Umrzeć bez imienia z cuchnących łap w nierównej walce na obcej ziemi."
Czy to już? Czy to ten moment, gdy zostało już tylko ubarwić swoją śmierć daremnym bohaterstwem, paroma ściętymi głowami, na których spocznie jego ciało?
Z zamyślenia wyrwał go huk upadającego pod arkanem potwora. Nadarzyła się okazja. Hurli z impetem spuścił siekierę na leżącego stwora.
Czarna krew leżącej bestii wzniosła się fontanną, rozpryskując się na twarzy Norsmena.
Zebrawszy całe swoje siły wyrwał topór i wzniósł go wysoko.
Tak, to najwyraźniej był ten moment.
-Odeeeen!!!
Wrzasnął, wzywając imię wszechojca i wykorzystując dziurę w szeregach wroga, spowodowaną śmiercią schwytanego w sieć bestigora, zarzucił ciałem do potężnego wymachu.
Nie jemu się było dzisiaj poddawać.

Pisz: Szał.
 

Ostatnio edytowane przez zabawowy sigmund : 15-08-2012 o 23:10.
zabawowy sigmund jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172