Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2012, 20:56   #3
Sketch
 
Sketch's Avatar
 
Reputacja: 1 Sketch nie jest za bardzo znanySketch nie jest za bardzo znany
Kolejny dzień przynosił wiele rozczarowań. Plan po raz wtóry się nie ziścił, nie szedł po jego myśli. Czemu właśnie tak się działo? Na to pytanie prawdopodobnie nikt oprócz bogów nie mógł odpowiedzieć. Oni natomiast nie mogli tak sobie rzucać odpowiedziami, a tym bardziej pomóc pechowemu kuglarzowi.

Niezależnie czy była to oberża, rynek nawet plac przed ratuszem, ludzie przestali zachwycać się jego teatralnymi występami. Zrazu wszyscy dziwowali się, próbowali, rzecz jasna nieskutecznie, wyjaśniać racjonalnie i na własną rękę te i owe popisy. Sypali monetami niczym rozpustny król w burdelu. Nie trwało to jednak w nieskończoność. Nie trwało nawet na tyle długo, by jarmarczny aktor mógł zaznać prawdziwego życia.

Rychło pospólstwo znudziło się oglądaniem wyczynów. Znikanie przedmiotów, przenoszenie ich z dużej odległości, żonglowanie żarzącymi się przedmiotami bez potrzeby ich dotykania, nawet wyciąganie królika z kapelusza. Wszystko to pokazywane w kółko przestało bawić. Wręcz skłaniało innych do wygwizdywania sztukmistrza.

Wędrowanie z miasta do miasta stało się przykrą koniecznością. Przykry był cały ten nędzny żywot „wybrańca magii”. Takiego też niegdyś określenia użył jego mistrz. Mag rezydent cieszył się znakomitą sławą. Przyjął młodego Asse na czeladnika gdy przypadkowo odkrył w nim talent. Życie ucznia mogło potoczyć się inaczej gdyby nie nagłe oraz niewyjaśnione zniknięcie nauczyciela, który nie zdążył przekazać choć szczypty swojej wiedzy.

Pięćdziesiąt wiosen na karku to stanowczo za dużo na międzymiejskie podróże za przysłowiowym groszem. To właśnie uświadomił sobie brodaty zaklinacz stojąc kilkanaście kroków od murów Westriver. Zapowiadało się na to, iż resztę ciężkiego życia spędzi u siostrzenicy wraz z jej rodziną. Miło z jej strony. W każdym bądź razie cóż innego miało go czekać?

***

To było to! Nabór ochotników na wyprawę. Wyprawę życia, choć nie wykluczone, iż dla niektórych będzie ona ostatnią wyprawą. Pomimo tego, dorzuciwszy szanse wzbogacenia się, jest to opłacalne ryzyko. Tym bardziej opłacalne dla jarmarcznego kuglarza, którego nic przygodnego w swym żywocie nie spotkało i nie spotka. Na domiar złego ciężko było związać koniec z końcem. O dziwo jakoś się udawało.

Egzystowanie na stryszku było nie do zniesienia. Całkowicie sprzeczne z jego naturą. Z drugiej strony zdarzało mu się również spędzanie nocy na ulicach, więc nie narzekał albo raczej próbował nie narzekać. Gorsze od tego było jedynie wędrowanie od mieściny do mieściny. Miał tego stanowczo dość. Dość miał również dwóch synów siostrzenicy. Dzieciaki dawały mu w kość. Prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego znosił te katorgę było to, że młodzi fascynowali się jego dziwactwem. Całkiem odwrotnie odnosiła się do tego siostrzenica – kompletnie ignorowała wszelkie przejawy ekscesów.

W międzyczasie lawirowania między gęsto rozsianymi domami ku oberży zatonął w rozmyślaniach. Mrucząc pod nosem, niekoniecznie cicho, dumał nad tym czy oby na pewno przyjmą go w progi poszukiwaczy przygód. Może i jego sztuczki nie były zbytnio wyszukane, aczkolwiek w każdej kompani przyda się ktoś znający się na magii. Zaś to, iż taki czaro-znawca ma skłonności do nietypowego zachowania, nie powinno nikomu wadzić. Z takim właśnie przekonaniem próbował przekroczyć prób karczmy gdy nagle omal nie wpadł na wielce umięśnionego osobnika. Bluzgając szpetnie zaczekał powstrzymując się od wyznaczenia sprawiedliwości drągiem, który jak do tej pory służył jako starcza laska, po czym ruszył do środka.

Tak jak się spodziewał, wzbudził niemałe zaskoczenie pojawiając się w tłocznej izbie, choć jedynie na moment. Kto by przypuszczał, iż w tak szanującym się przybytku zjawi się ktoś pokroju typowego proszalnego dziada. Nie tylko kilka warstw znoszonych szat, z czego ta wierzchnia była koloru beżowego, dawały takie, a nie inne pozory. Również jego lico, poznaczone zmarszczkami tak jak poznaczone bliznami lico wojownika, wzbudzały nieprzyjemne odczucia. Tak też kępy siwo brunatnych włosów otaczających błyszczącą łysinę i jednocześnie zlewających się z długą brodą mogły siać niesmak.
Teatralne wybryki obu krasnoludów w jego mniemaniu nie były wcale lepsze od jego własnych. Cóż fascynującego mogło być w pijackim śpiewie tudzież wywijaniu krótkimi nogami na chwiejących się stołach? Ach te zabawy brodatego ludku.

Po kolejnym spektaklu, tym razem niezamierzonym, karczma wyludniła się. W końcu można było złapać oddech i wyjść z ciemnego kąta. W końcu można było przeprowadzić dysputę apropo przyszłej wyprawy. W końcu można było zasiąść wygodnie.
 

Ostatnio edytowane przez Sketch : 16-08-2012 o 11:03.
Sketch jest offline