Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2012, 22:47   #300
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gaspaccio zaginął, a wraz z nim kasa!... i Katrina przy okazji. Niedobitki dzielnej drużyny zrobiły to co było najsensowniejsze. Rozdzieliły się wpierw wyznaczając sobie punkt zborny i limit czasu na poszukiwania.
Nyhm poszedł z Krisnys dla jej “ochrony”. Cypcio ciągnął za sobą rozpaczającego Romualdo, który najwyraźniej nie mógł przeboleć tego, że nie spotkał się ze swym ukochanym. Vinc poszedł sam, choć nie do końca... Bo mu gadający miecz i irytujący mózg w słoiku tkwiącym w plecaku.
Kenning poszedł zaś sam przeklinając cicho pod nosem swoją sytuację.
Dla niego bowiem ta wyprawa była najmniej fartowna. Nie dość że nic nie zarobił, to jeszcze stracił cały swój ekwipunek!
Póki co panowała noc, rozświetlana jednak pochodniami, ogniskami oraz błyskami pochodzącymi ze Srebrnej Mgły która swym całunem otulała miasto.

Tłumy uciekinierów otaczające miasto mieszały się ze sobą. Każdy szukał pomiędzy obcymi twarzami, swoich krewnych, przyjaciół. Nie tylko dzielna drużyna miała taki cel.
Nagle... Kenning został zaatakowany!
Olbrzymia bestia rzuciła się powalając nieszczęśnika na ziemię i truła go swym śmierdzącym zionięciem.
Szorstki jęzor obśliniał jego twarz pokrywając skórę równie śmierdzącą śliną. Towarzyszył temu atakowi złośliwy chichot.
Dopiero po chwili mężczyzna zorientował się, że znalazł Puffcia, wiernego zwierzaka Cypia oraz Alfreda... Nie tak wiernego cienia.
Choć właściwie to było na odwrót.

Tak czy siak, odnalezienie tej dwójki było jedynym efektem nocnych poszukiwań. Zmęczona drużyna, nie natrafiła na dwójkę zaginionych osób. Gaccio i Katrina przepadli jak kamień w wodę.
Co gorsza drużyna była bez pieniędzy, bez dachu nad głową i z burczącymi brzuchami.

Sytuacja zaś powoli zaczęła się stabilizować. Mieszkańcy miasta zbici w grupki zaczęli się samo-organizować. Powstawały skupiska namiotów, straże miejskie zaczęły uspokajać tłumy i pilnować porządku.
Przewodziła temu sama przywódczyni straży miejskiej.


Regilda de Falcone zwana też Sokolicą. Rosła kobieta o jasnych włosach, złotych oczach świadczących o niebiańskich korzeniach i posturze godnej barowego osiłka. Ona to z pomocą swej siły i umiejętności bojowych oraz głośnych krzyków narzucać zaczęła prawo i porządek. Podległe jej hobgobliny zajęły się tłumieniem aktów przemocy i chronieniem słabszych, zamiast pójść za głosem natury. Czyli palić gwałcić i rabować. No cóż... Pozbawione rąk ciało hobgoblina który chciał zgwałcić Regildę korzystając z panującego chaosu przemówiło reszcie strażników do wyobraźni.

A do ranka sytuacja się uspokoiła.


Wraz ze świtaniem można było przyjrzeć się miasteczku namiotowemu, które przez noc zdołało wyrosnąć dookoła murów miejskich. Co prawda niewiele osób o świtaniu było na nogach. Po tak ciężkiej i nerwowej nocy ciałom potrzebny był sen. Dlatego chrapanie było głównym dźwiękiem, który można było usłyszeć dookoła Venetticy.
Srebrnym Mgłom chyba wystarczyło nasycenie się miastem, bo powoli zaczęły ustępować. Mgielny opar dotąd wypełniający okolice murów wyraźnie rzedł. Co znaczyło, że wkrótce można będzie wrócić do miasta, ale... do jakiego miasta?
Choć mury Venetticy wydawały się nietknięte, to samo miasto na pewno zostało naznaczone przez Srebrne Mgły. Co więcej... Nie wiadomo co może jeszcze z nich wypełznąć. Albo co pozostawią. Potwory grasujące podczas nocnej apokalipsy Venetticy raczej skłaniały ku ostrożności.

Ale nie wszystkich. Zakuty w zbroję z magicznie wzmocnionej miedzi krasnolud imieniem
Savin Lightguard, wymachiwał magiczną włócznią nawołując ochotników i awanturników, którzy mieli dość odwagi by już teraz szabrowa....eee... to jest eksplorować nowe terytorium. Im szybciej tym lepiej, zanim znajdzie się jakaś konkurencja. Na razie jednak ochotnicy nie garnęli się tłumami. Mgły jeszcze mogły zalegać w niektórych zakątkach miasta. Zagrożenie więc było spore. Zysk jednak mógł być podobny.

Na razie jednak drużyna zmęczona i obolała po długich i mało skutecznych poszukiwaniach i śnie w dość niezbyt komfortowych warunkach musiała się zmierzyć z nową sytuacją.
Otóż bowiem podszedł do nich osobnik o rzucającej się w oczy fizjonomii. Okryty czerwonym płaszczem osobnik był wyjątkowo naznaczonym przez swe brzemię diablęciem, o skórze szarej i popękanej, o włosach rzadkich i ogniście rudych i rogach których ilości żaden kozioł by się nie powstydził, pod warunkiem że byłyby bardziej imponujące. Jedyne co było piękne w jego obliczu to oczy. Intensywnie fioletowe i przenikliwe.
-Słyszałem, że wasi towarzysze zaginęli w mieście.- rzekł zgrzytliwym tonem głosu.- To niewątpliwie problem, który jednak... łączy nas. Nazywam się Sevarius Snarp, czarodziej. Mi też coś... zaginęło w mieście, a sam nie czuję się na siłach odzyskać swej własności. Może powinniśmy połączyć siły?

Z jednej strony pomoc drużynie się przydałaby, ale czemu owej pomocy miał udzielać osobnik wręcz wyglądający jak inkarnacja Wujka Złej Rady?
Zresztą, może warto zakończyć już tą misję i rozejść się. Szanse na połączeniu kochanków powoli malały do zera. A szanse na otrzymanie zapłaty były jeszcze miejsce.
Każda przygoda ma swój koniec, ale wraz końcem jednej zaczynają się kolejne.

THE END ?


Czy może ciąg dalszy nastąpi ?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline