Przegrywali. Było to wręcz jasne.
Rany ciążyły coraz dotkliwiej, ciosy traciły na impecie. W ferworze walki, w ścisku musiał coraz częściej posiłkować się ciosami, kopniakami i trzonkiem topora, by zrobić miejsce na kolejny zamach. W duchu wdzięczny był walczącym z nim ramię w ramię imperiałom.
Gdyby nie ich ostrza, zostałby już otoczony.
Sytuacja była tragiczna.
Noc rozdzierały okrzyki masakrowanych. Nie można było im pomóc. Wątpliwe było, czy miecz młodziaka, pancerz rycerza i wszystkie wielkie słowa klechy, czy nawet sama siła Hurliego pomogą tej nocy jemu samemu.
"Ha, cóż za paskudna śmierć. Umrzeć bez imienia z cuchnących łap w nierównej walce na obcej ziemi."
Czy to już? Czy to ten moment, gdy zostało już tylko ubarwić swoją śmierć daremnym bohaterstwem, paroma ściętymi głowami, na których spocznie jego ciało?
Z zamyślenia wyrwał go huk upadającego pod arkanem potwora. Nadarzyła się okazja. Hurli z impetem spuścił siekierę na leżącego stwora.
Czarna krew leżącej bestii wzniosła się fontanną, rozpryskując się na twarzy Norsmena.
Zebrawszy całe swoje siły wyrwał topór i wzniósł go wysoko.
Tak, to najwyraźniej był ten moment.
-Odeeeen!!!
Wrzasnął, wzywając imię wszechojca i wykorzystując dziurę w szeregach wroga, spowodowaną śmiercią schwytanego w sieć bestigora, zarzucił ciałem do potężnego wymachu.
Nie jemu się było dzisiaj poddawać. Pisz: Szał.
Ostatnio edytowane przez zabawowy sigmund : 15-08-2012 o 23:10.
|