Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2012, 00:22   #16
Sakura
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
Post pisany razem z MG - pierwsze spotkanie z Tuńczykiem 2z3

Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; południe, 11-tego dnia miesiąca Hantei, rok 1114


Isawa pytał, wyraźnie prowokując. Sakura siedziała ze spuszczoną głową. Spuściła ją w chwili, gdy shugenja zwracał się do swego ucznia. Wróciła do swojej pierwotnej postawy pełnej pokory i trwała w niej wręcz idealnie. Słowa Feniksa, wyraźnie mające na celu ją sprowokować, nie przynosiły, na pierwszy rzut oka, żadnego efektu. Dziewczyna nie dawała się sprowokować. Starała się kontrolować oddech. Świadomie pilnowała rozluźnienia mięśni, które aż rwały się, do zaciśnięcia dłoni w pięści. W głębi serca gotowała się ze złości. Pamiętała jednak ile szkód wyrządził już jej niewyparzony język i porywcza natura. Zbyt wiele miała do stracenia, aby dać się im ponieść.

Nienawidziła tego Feniksa za jego słowa. Nienawidziła za sposób, w jaki jej groził. Chciała wyzwać go na pojedynek, rzucić zajadle, żeby sam sięgnął po swoje miecze, skoro jest tego taki pewny. Żeby sam spróbował jej je odebrać, jeśli tylko starczy mu na to odwagi.

Nie powiedziała jednak nic. Matka bardzo usilnie uczyła ją panowania nad sobą i swoimi emocjami. Chociaż dziewczyna nie przykładała się do lekcji. Przykład jednak szedł z góry. Przebywając w towarzystwie kaasan jakby mimowolnie uczyło się niektórych rzeczy. Jedną z nich było opanowanie. Sakura wiedziała, że Isawa chce ją wyprowadzić z równowagi. Świadomie więc koncentrowała się na niezmiennie beznamiętnym wyrazie twarzy, mięśniach i oddechu. Wszystko musiało współgrać, aby nie zdradzić wewnętrznego wzburzenia.

Niestety, Isawa nie zamierzał skończyć.

- A może należysz, ale twój ojciec był zbrodniarzem? Złoczyńcą tak wielkim, że teraz nie chcesz się przyznawać nawet do jego imienia? Może sama chcesz o nim nawet nie pamiętać...

Tego było zbyt wiele.

NIKT! Nawet ten potężny shugenja nie ma prawa nazywać JEJ OJCA zbrodniarzem! Człowieka, który poświęcił życie, aby uratować dziesiątki niewinnych istnień od hańby i straszliwego losu. NIKT nie ma prawa tak nazywać bushi Shiba, który całym swoim życiem udowodnił wierność i oddanie dla klanu Feniksa.

- Nie masz prawa...! - zaczęła mocno podniesionym głosem dziewczyna. Jedynie brak oddechu, wynikły z nadmiaru emocji, stłumił wściekły wrzask, do podniesionego głosu. Podniosła wzrok, w którym wrzała płynna lawa gniewu. Chciała powiedzieć, że ten zadufany w sobie Tuńczyk nie ma prawa nazywać tak jej ojca. Nie ma prawa tak mówić o Szlachetnym Bushi Shiba, ale głos uwiązł jej w gardle. Od nadmiaru wzburzenia, gniewu i wrzasku, który w tysiącu słów chciał się wydostać w jednej chwili z jej gardła. Samo jedno, jakiekolwiek słowo o jej ojcu nie przeszło jej przez gardło. Ten Feniks nie dorastał do pięt Wspaniałemu Shiba Haetsu Eigen-sama. To, co przed chwilą powiedział, nie zasługiwało na jakąkolwiek odpowiedź. Dlatego tylko uświadomiła mu, jaką przyszłość widziała przed oczami. Najbliższą przyszłość, patrząc jak potoczyła się rozmowa.

- Wiesz dobrze... Panie, że gdy ktokolwiek spróbuje odebrać mi miecze - poleje się krew.

Słowo “Panie” wręcz wysyczała, choć pobrzmiewał w nim jakiś cień szacunku, bardziej do statusu, niż do samego człowieka. Szacunku wpojonego prędzej jeszcze w latach dzieciństwa i krążącego we krwi, niż wynikłego ze świadomych przemyśleń. Dziewczyna patrzyła na adwersarza z lekko tylko pochyloną głową, napiętymi mięśniami... jak gotowy do skoku, atakujący, drapieżny kot.

Jej groźba nie wzburzyła shugenja, choć Sakura nie dostrzegła tego, tak samo jak nie dostrzegała tego, że jej rozmówca nie traktował jej jak równego partnera w tej rozmowie. W jego oczach nie była nikim mu dorównującym. Nie była nikim o statusie zbliżonym do jego statusu. Groźbę potraktował chłodno, rozmyślnie.

Zmienił nonszalancką wręcz do tej pory postawę, przenosząc cały ciężar ciała do przodu i wspierając się na rękach, zawisł blisko niej, nad stolikiem. Niczym perfekcyjny cel ataku.

- Jeśli zechcę, DZIECKO, odbiorę Ci miecze. Jeśli zechcę, każę Cię wychłostać i wypędzić, może nawet uwięzić. J e ś l i - przeciągnął to słowo, patrząc na nią znacząco - zechcę, DZIECKO, zrobię co mi się spodoba, a Ty, DZIECKO, nie będziesz mogła mi przeszkodzić.

Był tak blisko, że wręcz prosił się o atak. Na pewno był w jej zasięgu. Mogła ciąć. Czego nie widziała, to jak młodzik przesunął się. Jak zmieniła się jego postawa. Wzrok. Wyraz twarzy. Jak zaczęły poruszać usta i palce.

Słowa shugenja były ostre. Nie dało się pominąć kwestii, które tak starannie podkreślał. Ton jego głosu stał się lodowato wręcz zimny. Przeciągane głoski w słowie “dziecko” i “jeśli” biły po uszach głośniej i boleśniej niż krzyk. Sakura jednak nie potrafiła się już powstrzymać. Z tej drogi nie było już powrotu. Pewnie dlatego weszła mu w słowo... przerwała. Przerwała wylewając na zewnątrz to, co czuła. To, co pamiętała. To, co siedziało w niej od dawna i co niosło ze sobą niechęć do Isawa.

- Tak, wiem, jak Isawa mogą być okrutni. Wiem, jak potrafią siłą i magią sięgać po to, co im się nie należy. Rzucać zaklęcia na bezbronne kobiety...

Dotąd obudziła w nim najwyżej irytację. Lekką. Tym zdaniem jednak wzbudziła pierwszy gniew.

- Jakim prawem mówisz tak o RODZIE ISAWA?!? Kto rzucał zaklęcia na bezbronne kobiety?!? - podniósł głos shugenja. Dziewczyna zamarła w pół zdania. Osobowość rozgniewanego shugenja dosłownie ją przytłoczyła. Próbowała jeszcze się bronić, gdyż pałający w niej ogień wściekłości również nie wygasł po tym, co powiedział shugenja na temat jej ojca.

- Zapytaj swojego ucznia... On jest ze szkoły Tensai Ognia. Powinien wiedzieć, co robią inni uczniowie...

Tchórzliwy unik jedynie pogorszył sprawę.

- Pytam! CIEBIE! To nie mój uczeń, rzuca oskarżenia na ród ISAWA!! To nie on obraża ISAWA!! Pytam! Ciebie! KTO! z ISAWA! Rzuca! Takie! Zaklęcia?!!

W jego oczach gorzały płomienie. Wyczuwało się wręcz ich obecność w całym jego ciele. Płomienie gniewu. Nie, nie gniewu. To była furia. Gniew tak wielki, tak bezkresny, że nie do ogarnięcia.

Shugenja pytał, a jego słowa grzmiały. Kiedy wypowiadał ISAWA, Sakura miała wrażenie, że zamek drży w posadach, taka moc kryła się w tym słowie. Mówił bardzo, ale to bardzo wyraźnie. Każde, najdrobniejsze słowo, wypowiadał osobno. Sakura nie była w stanie odpowiedzieć. Choć mogłaby odpowiedzieć na te wszystkie pytania. Mogła by, ale tego nie zrobiła. Święty gniew jakim pałał shugenja... zasługiwał na podziw. Zaprzeczenie, równałoby się z oskarżeniem całego Rodu Isawa. Tego nie pozwalała jej zrobić jakaś część jej samej - onieśmielając. Patrzyła szeroko otwartymi, zielonymi jak jadeit oczyma, na pasję shugenja. Takie samo oddanie. Taki sam święty gniew w obronie klanu Feniksa. Taki sam... jak u ojca. Jak u jego ludzi.

Sakura siedziała jak zaklęta. Nie mówiła nic. Nie poruszyła się też w żadną stronę. Isawa ciągnął dalej. Nawykiem narzucił sobie dyscyplinę, lecz to jedynie powierzchownie ukarbowało gniew. Pomogła trochę reakcja dziewczyny, wyraźnie mówiąca, że jej wybryk tu się zakończy, że nie będzie żadnej dalszej kontestacji. Nadal jednak pozostawały szmatławe oskarżenia, a tego mężczyzna nie miał zamiaru tak zostawić. Po prawdzie, to także nie mógł. Nie od dziecka przed gempukku, szlajającego się po trakcie bez opieki, łamiącego prawo, nosząc miecze niczym samuraj, którym nie jest. Choć tu mógł być wyrozumiały, w przeciwieństwie do dorosłego. Dorosły, za takie słowa, musiałby zapłacić krwią. Sakura mogła schować się przed konsekwencjami swego niewyparzonego języka za brakiem gempukku.

Ale nawet jej powinna zostać udzielona lekcja. Nawet niejedna. Wpierw, szacunku. Potem, szczerości. Wreszcie, prawa.

- ISAWA - rzekł mężczyzna przepajając wprost szacunkiem to imię - to tysiąc lat tradycji. ISAWA, to więcej, niż wszystkie Twoje dni, choćby przypisać każdemu z nich całe pokolenie. ISAWA, to potęga przodków, z których każdy jest po stokroć większy, niż Ty, dziecko bez dorosłego imienia. ISAWA, to szlachetne czyny. ISAWA to imię Gromu. ISAWA, to przodkowie szeregu szkół shugenja. ISAWA, to jedna z Rodzin Założycieli.

Nie wspomniał, że on sam i jego krewniak noszą to imię. To byłoby powoływaniem się na dług wdzięczności, co byłoby w jego oczach prostackie. W dodatku - patrząc po zachowaniu dziewczyny dotąd - wbrew gładkim słowom nie czuła wdzięczności. Albo zdecydowała się nie dać jej poznać swoim wybawicielom.

Czekał chwilę. Ona jednak milczała.

- Więc oczekuję, że przeprosisz. - Dodał, rezygnując z subtelności.

Poczekał trzy oddechy, dając jej szansę na szczere przeprosiny. Nie skorzystała.

- TERAZ! - huknął.

Sakura ocknęła się dopiero przy gromkim “TERAZ”. Ocknęła się tak przerażona, że padła od razu, w ukłonie rozpłaszczając się na podłodze i śpiesznie mówiąc przestraszonym głosem:

- Sumimasen! Sumimasen Isawa Maguro-sama!

Isawa ciągnął jednak dalej, otrzymawszy przeprosiny. Gniew wciąż tlił się w nim, choć obecnie do głosu doszło co innego - pragnienie zrozumienia. Nie wiedział, czemu ma przypisać idiotyczne odzywki dziewczyny, lecz dawszy im odpór nie chciał poprzestać jedynie na tym. Pan Takahashi był człowiekiem metodycznym, uważał od dawna, że należy dociec przyczyny zjawisk by móc położyć im kres. To samo kierowało nim teraz.

- Kimże Ty jesteś, aby oskarżać lepszych od siebie?
- zapytał, nie mogąc ukryć niedowierzania, kiedy przypomniał sobie jej samobójcze niemal słowa. Dziecko przed gempukku, tak głęboko we własnych tarapatach, rzucające takie pomówienia do ludzi, którym wedle własnych nawet słów zawdzięcza życie?

- Kim - ciągnął dalej - aby przerzucać odpowiedzi na mojego ucznia na tak haniebne oskarżenia?! Odpowiedzi, których sama nie potrafisz udzielić...

- Isawa Kaya... - padło znad podłogi imię. Shugenja zamilkł, prostując się lekko.

- Isawa Keiro... - padło następne. Nastała cisza.

- Mój uczniu, sprawdź proszę, dlaczego spóźniają się z posiłkiem. - rzekł wręcz nad wyraz spokojnie starszy shugenja. Nie spojrzał jednak na niego. Jego wzrok był utkwiony nadal w dziewczynie, która przyniosła ze sobą w jego świat tyle niespodzianek.

Najpierw kansei. Później nemuranai. Teraz to. Nie, że jej wierzył. Ale skoro wreszcie zaczęła coś mówić, chciał jej wysłuchać. Inaczej nie mógłby ocenić, czy kłamie.

Chłopak machinalnie wręcz wstał, oszołomiony i wyszedł, cicho zasuwając za sobą drzwi.


- Podnieś się, dziecko, proszę. Sam fakt, że znasz te imiona, skłania do zastanowienia. Nie możesz jednak rzucać takich oskarżeń na ród Isawa i na jednego z jej największych mistrzów, bez wyjaśnień. Opowiedz mi wszystko. Opowiedz, zanim mój uczeń wróci i poczuje się w obowiązku bronić honoru swojej szkoły.

Sakura zrezygnowała. Podniosła się do poprzedniej pozycji, choć jej plecy nie były już tak dumnie wyprostowane. Jej ramiona przytłoczył ciężar odpowiedzialności i minionych wydarzeń oraz krzywdy, jakiej doznała jej rodzina. I ciężar samotności...

Zrezygnowała. Może dlatego, że shugenja nie zabił jej od razu? Może dlatego, że choć mógł i miał ku temu aż nadto powodów, aby ją ściąć, chciał słuchać? Może dlatego, że zdała sobie sprawę, iż za dużo powiedziała, aby nadal milczeć? A może dlatego, że uświadomiła sobie, iż przez ostatnie dwa lata nie zrobiła nic, z czego przodkowie mogli by być dumni. Nic, aby przyczynić się do sprawy, by spełnić obietnicę. Złożyła przysięgę, a jak dotąd, wędrując samotnie, podejmowała decyzje, które praktycznie zawsze okazywały się niewłaściwe. Nie ufała swoim własnym ocenom sytuacji. Ostatnio tak boleśnie uświadomiła sobie swój koszmarny brak wiedzy. Może to wszystko wymieszało się razem i sprawiło, że dziewczyna zaczęła opowiadać?

***
 

Ostatnio edytowane przez Sakura : 16-08-2012 o 00:28.
Sakura jest offline