Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2012, 00:35   #17
Sakura
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
Post pisany razem z MG - pierwsze spotkanie z Tuńczykiem 3z3

Siedziba rodu Shiba Haetsu, terytorium klanu Feniksa, Dolina Ośmiu Stawów, niedaleko Shiro Hazimizu, trzy lata wcześnej...

Honryo. Siedziba rodu Haetsu. Zbudowana pokolenia przed przysiężeniem wierności Shiba. Historia Haetsu była nierozerwalnie związana z tym miejscem. Kapliczka tam stojąca jedynie to upamiętniała i zawierała imiona przodków Haetsu. Dom był czasem nawet stawiany ich rękami. Owszem, za czasów współczesnych mocno rozbudowany. Korytarze, system sprowadzania wody dla łaźni, stajnie - to wszystko było naprawdę nowiutkie, jeśli porównać to z kapliczką, czy starym domostwem, lecz...

- To miejsce mocy, Asako-san. Dlatego rodzina Isawa chciałaby Was prosić, byście scedowali na nas te ziemie i umożliwili Isawa studiowanie kami tutaj. Zmarł tu kami, to można wyczuć. Mamy pisma od szkoły tensai, upoważniające nas do objęcia tej ziemi.

- Jak to sobie wyobrażasz, Isawa-san? - Asako Kanzai Kengoke zaczął z pasją, która zawsze porywała go w gniewie. Wzburzony strumień, zaiste.

- Całkowicie zwyczajnie, Asako-san. Znajdziemy Wam dom. Zajmiemy te ziemie.

- Wasze pisma, drogi gościu. - rzekła spokojnie kobieta z rodu Asako - Mogłabym je zobaczyć?

Jeden z przybyłych shugenja w milczeniu sięgnął do swej torby na zwoje i podał jej jeden z nich. Sakura, siedząca za parawanem słyszała, iż atmosfera zdawała się uspokajać. Pani Asako była naprawdę niezastąpiona jak chodziło o łagodzenie napięć. Niczym woda, lecz nie - jak jej syn - wzburzona, a właśnie spokojna. Samo przebywanie w jej pobliżu, kiedy szyła, krzątała się przy jedzeniu lub doglądała koni - bardzo lubiła konie - potrafiło uspokoić, zmyć wzburzenie, przywrócić równowagę ducha.

Nastała chwila ciszy, kiedy kobieta czytała pisma. Następnie podała je Kengoke. Kiedy ten zwrócił je przybyszom, pani Asako odezwała się ponownie:

- Panowie, czy to wszystko? Mówiliście pisma, przeczytaliśmy jeden zwój.

- Ten jeden nasz sensei zaadresował do Haetsu, kobieto. Nie Twoją jest sprawą jakie mamy pisma - odezwał się zniecierpliwionym głosem jeden z shugenja, dotąd siedzący z tyłu. Zza parawanu Sakura widziała niewyraźnie postacie, sama pozostając nieruchoma. Widziała jak Kengoke się poruszył i jak dyskretnie jego matka dała mu znak, nakazujący pozostanie w miejscu.

- Och, cóż za... pomyłka. Ja jestem Asako. Haetsu są Shiba. Panowie pomylili adresatów.

- Uważaj na słowa kobieto
- zirytowany shugenja wychylił się do przodu, jego głos nabrzmiał gniewem. Najwyraźniej szpila pani Asako zabolała - kiedy zwracasz się do tensai, albo poniesiesz konsekwencje.

- Zagróź jeszcze raz mojej matce - zimnym głosem zaczął Kengoke, a Sakura pokiwała z satysfakcją głową. Na to czekała. Takiej odpowiedzi potrzebowali Isawa, by wreszcie poznali swoje miejsce! - w naszym domu, a udzielę Ci lekcji etykiety. Nie wierzę, że jesteś tensai. Twoja szkoła musi być wyjątkowo podła, skoro o to nie zadbała, ale na szczęście moi sensei nie wypuszczają ze szkoły bubli.

- Wystarczy cackania się - odezwał się tamten, wyraźnie czerpiąc przyjemność ze swoich słów - Haetsu? Haetsu nie istnieją. Ich ostatni męski potomek przeszedł swoje inkyo, ta ziemia nie jest już ich. Wy jesteście Asako, więc to nie Wasza ziemia, nie Wasz dom. Ty zaś, wyszczekany młokosie, jesteś synem bubla, który nie potrafił pokonać dziesięciolatki z bokenem. Oto dlaczego bushi są bezużyteczni. Powiem wam to w prostych słowach, byście to mogli zrozumieć. Potęgą Feniksa są Isawa. Siłą Feniksa są Isawa. Nadzieją i rozumem Feniksa też są Isawa. Więc kiedy przychodzimy do Was i mówimy, że studiując kami na tej ziemi możemy wiele się nauczyć, to mówimy to dla dobra Klanu Feniksa. Myślałby kto, że przydacie się na coś dla Klanu, ale nie! Potraficie jedynie się mądrzyć kiedy ta ziemia nawet nie jest wasza! Skoro więc tak, won! Won stąd, oboje!

Sakura zamarła. Gdyby nie przysięga, jaką wydobyła od niej pani Asako, ciotka, ruszyłaby na niego. Ale ona kazała dziewczynie przysiąc, że nie ruszy się z miejsca. Że nie odezwie się, że w żaden sposób nie zdradzi swojej obecności. Nawet jeśli poleje się krew, nawet jeśli padnie cios. Miała nie ruszyć się dopóki ona nie powie inaczej. Misją Sakury było co innego. Miała być świadkiem. Asako Manai i Kengoke mieli chronić kapliczkę, ziemie Haetsu, ziemie Sakury, jej dom, ona miała świadczyć. Nie podobało się to młodej dziewczynie. Nienawidziła tej wymuszonej bezczynności. Ale ciotka złapała ją w pułapkę własnego słowa.

Podobnie zresztą jak własnego syna. Kengoke poruszył się błyskawicznie i wypadł z pomieszczenia. Sakura wiedziała gdzie biegł. Wiedziała, ponieważ ciotka Manai zaplanowała to spotkanie z dużym wyprzedzeniem. Kiedy przyszła wieść, że Isawa przybywają i że pytają o drogę do Haetsu, po prostu wydała szereg tak dziwnych rozkazów, że oboje z Kengoke patrzyli na nią jak na raroga. Spakowanie biblioteki. Zdjęcie ścian. Postawienie parawanów, by z wejścia nie było widać ołtarzyka przodków. Pochowanie kosztowności. Odprawienie części służby, przygotowanie koni do drogi, objuczenie ich. Potem zaś złapała oboje, Sakurę i Kengoke, w pułapkę. Zamiast odpowiedzieć na lawinę pytań, klęknęła przed młodymi oddając tak niski i pokorny, błagalny wręcz ukłon, że obojgu zrobiło się naprawdę paskudnie. Nie wiedzieli co się dzieje, nie rozumieli o co chodzi ale ten ukłon był z rodzaju takich, które oznaczają czyjeś absolutne ukorzenie się a w miejscach publicznych przyciągają BARDZO wiele uwagi, w zasadzie niemal zawsze wywołują scenę. Młodzi zaczęli ją podnosić z ziemi, dziewczyny “ciociu!” mieszające się ze skonsternowanym “matko!” chłopaka, ale ona jedynie kornie prosiła, błagała o ich pomoc, obiecali więc “wszystko”, ona przeprosiła, że jest niegodna, zapłakała nad tym, co musi uczynić, Sakura i Kengoke - cali zdecydowani - powiedzieli, niemal nakrzyczeli na nią, że zrobią wszystko, a wtedy...

Wtedy zaprowadziła ich przed ołtarzyk, przed którym teraz siedzieli i kazała to przysiąc. I tak - na ten wieczór - byli jej zaprzysiężeni. Jak żołnierze generałowi, jak samuraje daimyo. Kiedy przysięgli, odetchnęła z ulgą. Przytuliła oboje, roześmiała się i rzekła, że teraz ma pewność, że wszystko będzie dobrze.

I nadal nie odpowiedziała na żadne z pytań. Miast tego kazała Kengoke się uzbroić, wziąć lekką zbroję i ruszać na polowanie. Wrócić z czymś, a głośno mówić o tym, że słyszało się o dziku, stąd zbroja.

Dlatego Kengoke miał teraz na sobie lekki pancerz, choć normalnie byłoby to złamaniem etykiety. Ale w końcu wrócił z polowania, a wołanie matki było absolutne. Nawet Isawa to rozumieli. Choć nie wiedzieli, że rozumieją jedynie pozory. Dlatego Sakura, również w pancerzu, siedziała za parawanem. Tuż przed ołtarzem przodków. I równie dobrze mogła by tam być związana i przykuta, bo jej przysięga i jej rozkazy były inne niż Kengoke. On miał ochronić dokumenty i skarby rodu Haetsu. Dziewczyna miała świadczyć, za nią były przygotowane do zabrania tabliczki przodków. I nie tylko. Miała chronić ród. Zabrać rzeczy, które stanowiły o świętości ołtarzyka. I uciec, by móc kiedyś powrócić i upomnieć się o swoje.

Ciotka powiedziała, że ona ma inną ochronę, której młodzi mają zaufać.

Kiedy Kengoke runął z pomieszczenia, jeden z Isawa powstał. Kiedy jego głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, Sakura wiedziała już jak z grubsza wygląda arogant. Miał pociągłą twarz, długie włosy spięte razem i puszczone na plecy i był smukły i zwinny, choć jego sylwetce brakowało siły.

- Teraz Ty, kobieto!

- Jestem Asako Hachizuke Manai - uniosła się powoli kobieta - jestem córą Shiba i w moich żyłach płynie krew Haetsu - rozłożyła ręce, broniąc dostępu dalej - i żaden Isawa, a zwłaszcza już tak żałośnie arogancki jak ty, dziecko, nie będzie mnie wyrzucał z MOJEGO domu. Mój brat powierzył mi ten dom. Mam do niego prawo, to prawo to moi przodkowie którzy stoją za mną. Kiedy teraz mówię, mówią i oni. Wyjdźcie. I nigdy więcej tu nie wracajcie. Żaden z was, UCZNIOWIE Karyu-do!

Jej odwaga była godna pieśni. Podziwu. Uwiecznienia. Zapierała dech w piersiach. Nie miała nic, jeśli nie liczyć rodu, zmarłych, patrzących na nią, tanto za obi, a stawała naprzeciw ośmiu wytrenowanym shugenja szkoły, uznawanej za potrafiącą w najkrótszym czasie przyzwać największą potęgę. Ofensywa Feniksa bardzo mocno polegałą na tensai Ognia, bo ten Element jest niszczycielską siłą, do tego nader łatwą w użyciu.

Każdy jeden Isawa tam stojący mógł ją po prostu pobić. Dobyć miecza i ją zabić. Lub rzucić zaklęcie, czy zrobić cokolwiek innego. Asako Hachizuke Manai była przecież tylko samotną, kilkudziesięcioletnią kobietą bez żadnego treningu wojownika. Tych ośmiu, stojących - bo teraz już wszyscy stali - przed nią Isawa miało za sobą wsparcie, którego ona nie miała.

Ale teraz, wobec jej bezkompromisowej postawy, jej uprzejmości i godnego przyjęcia, faktu, że nie było przy niej żadnego zbrojnego a ona sama tak nieulękle patrzyła im w oczy... z każdą chwilą rosła jej chwała, a ich hańba. Bo powinni byli prosić, a żądali. Bo powinien wystarczyć jeden a było ich ośmiu. Bo oni mieli broń a ona ledwie nóż, bez którego przecież samurajskie kobiety się nie ruszają i który tak naprawdę stulecia temu stał się jedynie elementem stroju. Bo oni mieli magię, wsparcie szkoły, rodziny, a ona była tego pozbawiona. Dziewczyna za parawanem płakała wtedy, zaciskała dłoń na rękojeści pozostawionego jej wakizashi i milcząco zaklinała swoją ciotkę, błagała ją, by wydała rozkaz, bo za nią, wtedy, Sakura była gotowa umrzeć, by ona mogła żyć.

Bo chociaż na obliczach niektórych Isawa było widać wstyd, dyskomfort, współczucie dla kobiety, realizację tego, co tu naprawdę się działo; chociaż paru cofnęło się, a jeden nawet się jej ukłonił i ruszył do wyjścia; to Sakura widziała też, że dwu z nich cicho porusza ustami a na ich twarzach wstyd zagościł jedynie przelotnie, zepchnięty stamtąd przez zdecydowanie. Niektórzy z nich byli po prostu zdeterminowani zrobić to, po co ich przysłano, a po słowach aroganta, który odwrócił się do grupy, stało się jasne czemu:

- Wybierajcie, Isawa. Przelękliście się żony nieudacznika, który kosztował nasz Klan największą porażkę od czasów Akumy? To proszę, jak Shigure, idźcie. Jestem pewien, że może za dziesięć lat przyjmie Was jakiś sensei... Może Ochikobore-sensei?

Ochikobore. Wyrzutek. Odtrącony. Kto nie dawał sobie rady lub był wyrzucony ze szkoły, lub po prostu regularnie był w ogonie prędzej czy później dostawał takie przezwisko. Nauczyciel, który brał na nauki wyrzutków... ryzykował reputacją. Owszem, od czasu do czasu znajdował się wśród nich ktoś utalentowany, kto po prostu miał pecha, ale jeśli etykietka przylgnęła, oznaczało to zawsze spore kłopoty w znalezieniu kogoś chętnego Cię uczyć.

- A może jednak zrobicie co trzeba i zasłużycie na honor nauki u Isawa Keiro-sama? Nauczyciel tego kalibru to zaszczyt. Tchórze!


Być może arogant mówiłby dalej, ale Manai dobyła spokojnie tanto i - korzystając z jego przemowy - przysunęła się doń by położyć mu je na gardle.

- Nie chciałam przelewać krwi, Isawa. Nie w moim domu, nie jako gospodyni. Ale dwukrotnej obrazy mego męża nie mam zamiaru znosić. Nakazałam Wam wyjście. Jest Was tu jeszcze sześcioro.

- Sied... - zaczął ją ktoś poprawiać lecz dumna kobieta zimnym głosem przerwała mu

- Trupów nie liczę. A on jest zbyt arogancki, by przeprosić, więc poderżnę mu gardło, jak tylko Wasi towarzysze uwolnią zaklęcia. Z radosnym uśmiechem na twarzy, bo obowiązkiem gospodyni jest pozbywać się śmieci z domu. Wyjdźcie Isawa. Nic tu po Was.

Nie byli na to przygotowani. Mało kto zresztą byłby.

- Jeśli on umrze... ty również - jedna rzekła przez zaschnięte gardło

- W przeciwieństwie do was, dzieci, ja nie boję się śmierci. Ja żyłam. Byłam dobrą córką, przykładną żoną, dałam Klanowi potomka, który jest dobrym bushi. Jestem dumna z mojego życia, dumna z moich przodków, mojej rodziny. Byle dzieciaki, obojętnie jak utalentowane, nie będą ich znieważać. Jesteście zapatrzeni w siebie, Isawa. Feniks to równowaga. Feniks to Isawa? Kto was karmi takimi głupotami? Feniks to wiedza, powściągliwość i współczucie Asako, to wierność, odwaga i poświęcenie Shiba, to jedność wszystkich rodzin! To ogień, woda, powietrze, ziemia i pustka! Feniks to wszechświat! Feniks, to także ja. Uderzając we mnie, uderzacie w jedność, w Klan.

Zapadła głucha cisza. Trwała długą chwilę, nim ten Isawa, który podawał ciotce pismo, skłonił się jej głęboko i rzekł bardzo formalnie:

- Wybacz, Asako-sensei, nasze najście, zachowanie i słowa. Dziękujemy za lekcję. Uświadomiłaś nam wiele.

A potem wyszedł. I kolejno, zaczęli przepraszać i wychodzić. Przeprosił także ten arogant, a Asako-sensei spojrzała nań i rzekła spokojnie “nawet mimo przeprosin, to ostatni raz kiedy pozwoliłam Ci powiedzieć takie słowa, Isawa-kun”. Ale zdjęła ostrze z jego krtani i puściła go żywym. Sakura była przepełniona radością i podziwem. Sprawa była zażegnana. Nikt nie zginął. Isawa odchodzili. Starli się z dumną wdową Asako i odchodzili z niczym... lub raczej po udzielonej im lekcji.

Przedwczesna była to jednak radość.

Włosy pani Asako stanęły w ogniu. Wkrótce, jej głowa miała gorzeć niczym makabryczna pochodnia. Dziewczyna zmartwiała. Ale ona tylko zebrała włosy i ścięła je.

- Jaka dzielna - zaszydził jeden z pozostałych Isawa, przesuwając się bliżej - ale najpierw należało poczekać ze zdjęciem noża, aż zwolnimy zaklęcia. Co zrobisz, jak podpalimy Ci szaty? Albo...

- Jest Twój, Sakura - rzekła ciotka, rzucając nożem.

Shiba Taishisogi Ueshin był naprawdę dobry w iaijutsu. Trenował tę sztukę od dawna, odkąd w pojedynku jego ojciec pokonał innego szermierza. To on pokazał Sakurze, jak wiele można zrobić w pierwszym ruchu miecza, jednocześnie dobywając ostrza i tnąc. Że można tnąc jeszcze siedząc, już wstając, zaczynając bieg lub go kończąc.

Wstajac jeszcze, dziewczyna rozcięła parawan. Wypadła przez upadające resztki. Isawa był jej. Jego zaskoczenie przeszło w ból, kiedy wbiła weń wakizashi. Stęknął boleśnie, zadrżał, przeniknięty bólem. Sakura patrzyła na to w mściwej satysfakcji: miał, na co zasłużył.

- Kaya-san, jeśli ta dziewczyna się ruszy, podpal starą. Słyszysz, Ty tam? Nie ruszaj się, albo podpalimy tę kobietę. Nie lekko, jak teraz, nie dla przestrachu.

Rzut nożem nie był celny, albo arogant zdołał uniknąć. Sakura wiedziała, że nie zdąży usiec obu. Wyszarpnięcie miecza, skok, cięcie. Trzy ruchy - co najmniej. Oni byli wprawni. Kobieta już miała przygotowane zaklęcie. Sakura najpewniej sama stanie w ogniu, jeśli się ruszy. Czy poza tym zdoła powalić go jednym ciosem? Był zwinny. Sam miał dobyte ostrze. Niektórzy Isawa, zwłaszcza ze szkoły Ognia, trenowali również kenjutsu. Wielu z nich nosiło katany! Zmartwiała ponownie. Nie bała się o siebie, lecz o ciotkę. Osmalona twarz, żarzące się jeszcze włosy, bez nawet noża. Zanim skończy z pierwszym Isawa, będzie martwa lub - co gorsza - będzie się palić. Makabryczny obraz

- Sakura-chan, mną się nie przejmuj. Po prostu szarżuj, cokolwiek by się działo.

Przysięgła. Cholera, przysięgła. Na ten właśnie wieczór.

Po policzku spłynęła jej łza, kiedy wyszarpywała ostrze. Isawa z charkotem osunął się na ziemię, drzwi otworzyły się i do środka wpadł Kengoke z ostrzem w dłoniach, na czele zbrojnych, ciężko dysząc. Nie było to możliwe - jego rozkazy pozwalały mu wrócić dopiero, kiedy bezpiecznie schował powierzone mu przedmioty i powiadomił namiestników. Powinno mu to zająć znacznie więcej czasu!

Ale był, jak i kiedy nie było to ważne. Dziewczyna skoczyła w stronę Isawa z mieczem, a wtedy kobieta Isawa wykrzyczała jakieś niezrozumiałe, zlane pośpiechem w jedno, słowa, na tle których wyraźnie słyszeli - wszyscy tam obecni - gromkie wezwanie matki Kengoke

- PRZODKOWIE!

Asako Hachizuke Manai stanęła w ogniu.

Moc tensai jest czymś, co przeraża, kiedy się ją uświadczy. Sakura rozumiała ludzi, którzy boją się stanąć przeciw shugenja, boją się zanieść mu złe wieści, boją się ryzykować jego gniew. Jest kimś niezwykłym człowiek, który słowami potrafi zmienić obiekt swojego gniewu w gorzejącą w agonii pochodnię.

Dziewczyna czuła rozpacz. Czuła przerażenie. Czuła bezsilność. Chybiła celu, była zbyt wstrząśnięta, by odpowiednio przedłużyć cios kiedy Isawa uskoczył. Kengoke z rykiem “MATKO!” skoczył na czarodziejkę, ten zaś, którego zostawiła za sobą na podłodze zaczął coś szeptać.

Być może tego dnia, faktycznie przodkowie wzięli ród Haetsu w opiekę. W końcu działo się to tuż przed ich ołtarzem. A może to kami były rozjuszone tym, co wyprawiali uczniowie Karyu-do. Może faktycznie, jak mówią, jest w kobietach rodu Haetsu, coś szczególnego. A może w pokoju wśród skarbów rodu, były przedmioty, które tak gwałtownie odwróciły szale. Może ochrona, o której mówiła Asako-obasan, to było właśnie to?

Bo w jednej chwili Isawa wykrzyczała zaklęcie, Asako wezwanie, Asako stanęła w ogniu.

W drugiej to Isawa zaczęła się zapalać, krzycząc w przerażeniu, nie rozumiejąc.

Kengoke widząc obrót spraw, zręcznie wytrącił broń niedawnemu przeciwnikowi Sakury. Dziewczyna skoczyła ku ciotce, widząc, jak wokół niej zgromadzone są bardzo liczne kami Ognia. Choć rozproszone, było ich bardzo wiele! Doskoczyła, i wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Kami... zaczęły spływać ku Sakurze, powoli, niczym drobne iskierki tańczące w powietrzu, schodziły niżej. Dziewczyna szybko dostrzegła, że nikną, dotykając jej ostrza... które zaczęło się delikatnie rozjarzać, w miarę jak kolejne iskierki gasły na nim.

- Dobrze, Sakura-chan - rzekła pani Asako i padła zemdlona.



***

Sakura skończyła opowiadać. Głosem płynnym, melodyjnym, relacjonowała wydarzenie sprzed kilku lat. Powietrze przesycone było emocjami, jakie zawarła w swoich słowach. Złość, żal, gniew, strach, miłość, przywiązanie, poświęcenie... Honor i podłość. W końcu jedność.

Dziewczyna wzrok miała nieobecny, jakby przeniosła się w odległe o kilka lat wydarzenia. W inne miejsce. Inny czas. Nie ukrywała swych uczuć. Jej głos nie był jedynym świadectwem targających nią emocji. Pasja, z jaką mówiła o odwadze i poświęceniu pani Asako napawała dumą. Dumą zrodzoną ze świadomości, że jest Shiba. Dumą, że jest z klanu Feniksa. Dumą, że ma tak wspaniałą ciotkę. Shugenja Isawa i ich czyny były przedstawione bardzo dokładnie. Prawie, że neutralnie. Sakura nie musiała przelewać w słowa swoich uczuć jakie do nich żywiła. Ich czyny każdego honorowego bushi, a już tym bardziej z Klanu Feniksa, napawały obrzydzeniem. Ich czyny były hańbą dla Isawa. Ich czyny były hańbą dla Feniksa. Mimo wszystko dziewczyna wstydziła się również za nich.
 
Sakura jest offline