| Korenn przełknął irytację, bo i wyjścia nie było. - Elfowie długo żyją, a lepiej zapytać ciebie, pani, która byłaś tu jeszcze nim Visena powstała, niż polegać na ulotnej pamięci i tym co pewnie nie raz w opowieściach uległo przekręceniu - powiedział niepewnie, bo chociażby on sam znał dwie wersje tego w jaki sposób osada została założona. - Nie śledzę waszych losów, tak jak od czasów Hararda i moje was nie obchodzą. Nie moja to sprawa, że straciliście to, co miało was chronić. Nie rozwiążę za was waszych problemów; ludzie nie uczą się na błędach. - Mówisz, że nie interesują cię nasze sprawy, a lepiej od nas wiesz co nam skradziono. - Wtrącił zrezygnowany Yarkiss, który usiadł sobie na kamieniu. Od gadania elfki rozbolały go nogi. - Szkoda że nie wiemy kto i jakie popełnił - mruknął Korenn. Ciągle za mało wiedzieli a co gorsza - chyba nikt nie wiedział o co jeszcze pytać. - Ktoś coś skradł z mogił? - zapytał nie licząc specjalnie na odpowiedź. - Sam powiedziałeś, że zostały rozkopane - uśmiechnęła się kpiąco Lamariee. - Trupy były już chyba za stare na posiłek, nieprawdaż? - Zapewne tak, od zarazy dwadzieścia lat minęło - czarownik przytaknął nie zwracając uwagi na kpinę i przeszukując gorączkowo pamięć. Nic cennego mu się nie kojarzyło z mogiłą, by ktokolwiek tam to zakopał. - Możemy cię prosić, pani, o wskazanie drogi do strażnicy i jaskiń w których wilkołaki mieszkają? - zapytał. - I jak stąd trafić do Viseny? - Do Viseny prosto na północ; szybko znajdziecie znajome punkty. Co do strażnic kierujcie się na południowy zachód. - Co do strażnicy, prawdą jest to co mówią o wilkołakach? Tylko srebro może ich zranić? - Zapytał Yarkiss. - Nigdy nie próbowałam, ale to chyba zależy od formy, w jakiej aktualnie się znajduje - zamyśliła się naukowo Lamariee. - Na pewno magia czy ogień szkodzi im tak samo, jak i wam. Podobnie jak obcięcie głowy; trudno zregenerować głowę - w jej oczach pojawił się znów błysk rozbawienia. - Zapewne tak. - Yarkiss przytaknął druidce. - Mam do ciebie jeszcze jedne istotne pytanie. Mam nadzieje, że nie poskąpisz mi na nie odpowiedź. W jaki sposób zwykli ludzie stają się wilkołakami? - Myśliwy liczył się z tym, że elfka może wyśmiać jego niewiedze, mimo to postanowił się jej o to zapytać. - Przez ugryzienie; tu z pewnością wasze bajania są zgodne z prawdą. Oczywiście nie w oryginalnej formie, lecz w zwierzęcej lub pośredniej. Ale z likantropią jest tak samo jak z innymi chorobami - nie każdy ugryziony zostaje zarażony; to kwestia wytrzymałości organizmu. - Podobnie jak z jadem pająków. - Stwierdził Yarkiss, który cały czas czuł się osłabiony od feralnej walki w jaskini. - Wiesz może jak przeciwdziałać zatruciu? - Nie da się uodpornić, można się co najwyżej próbować leczyć, ale w tym wypadku lekarstwo może łatwo stać się bardziej zabójcze niż choroba. - Bardziej zabójcze. - Powtórzył lekko przestraszony. Myśliwy miał prosić druidkę o uleczenie, ale po jej słowach postanowił udać się z tym do Viseny. - Babko... - Instynkt barda wziął górę nad fernasowym poczuciem celu – Znałaś Hararda i Visenę?! - zapytał z podziwem. W końcu sama mówiła: 'od czasów Hararda'. - “Znałam” to za dużo powiedziane - odparła druidka. - Gdy Visena umarła Harard szukał pomocy wszędzie gdzie tylko mógł; również i u mnie. Cóż jednak mogłam zrobić? W przeciwieństwie do niej nie byłam magiem, a jej śmierć na pewno nie była naturalna. Zapewne sama w jakiś sposób sprowadziła śmierć na siebie... i swoje dziecko - w głosie elfki można było wyczuć lekki smutek. - Visena parała się magią? - Zapytał mocno zdziwiony Yarkiss. “Zapewne starej elfce szwankuję pamięć, albo się przesłyszałem.” - Był święcie przekonany, że wybranka Hararda była uzdolnioną wojowniczką. - Nie zawsze jedno przeszkadza drugiemu. Czasem to kwestia uzdolnień, czasem chęci i samozaparcia. A czasem głupoty, gdy ktoś próbuje traktować Splot jak zabawkę. Niemniej jednak coś osiągnęła, skoro wieś była chroniona przez kilka ludzkich pokoleń. - Chroniona? - Fernas zmarszczył brwi, zaskoczony. Jeśli była chroniona, to nikt - przynajmniej o ile pamiętał - nie zadał sobie trudu, aby powiedzieć o tym grajkowi. - A myślisz, że przeżyliście w tym lesie tyle lat li i jedynie dzięki waszym zdolnościom? - Ale co nas chroniło? - Fernas wytężył pamięć, starając się przebić przez mgły amnezji - Chodzący pomnik? - Prędzej galion na grobie Hararda, albo coś w nim osadzonego - mruknął Korenn. W oczach elfki odbiło się lekkie zaskoczenie. Widać ta część viseńskich bajań nie była jej znana. Nie skomentowała jednak, zamiast tego rzekła: - Jestem już stara, a za mną długa noc. Jeśli nie macie więcej pytań, udam się na spoczynek. Czarownik skinął głową potakująco i zapytał jeszcze: - Czy dostrzegłaś pani ostatnio … to jest od zeszłego roku, w okolicach Viseny jakiegoś elfa, oczywiście poza mieszkańcami osady? - Nie, ta część lasu już mało kogo obchodzi. - Zatem nie będziemy już marnować twojego cennego czasu. Mam nadzieje, że spotkamy się następnym razem w bardzie sprzyjających okolicznościach. Bywaj. - Yarkiss pożegnał się się z druidką, nie dziękując jej za pomoc. Jednak Korenn jeszcze został i ciekawie przyglądał się elfce. - Pani, jak liczna jest wataha tych … likantropów? - obrócił na języku obce słowo. - I dlaczego są tak różne?Gobliny mówiły że większe habu … eee, likantropy, mają więcej par nóg niż dwie. - Rozumiem, że watasze również mam wysłać informacje o waszej liczebności? -Druidka surowo spojrzała na czarodzieja, po czym westchnęła. - Chyba się nie zrozumieliśmy. Udzieliłam wam pewnych informacji bo uważam, że koncentracja magii w jednych rękach nie służy Równowadze; w każdym razie w waszych rękach narobi mniej szkód. Ale eksterminacja likantropów nie leży w interesie lasu. One rzadko - w przeciwieństwie do ludzi - zabijają dla przyjemności, “kogo popadnie” jak stwierdziliście. I nie zarażają też “kogo popadnie”; zazwyczaj po prostu żyją swoim życiem. Teraz to się zmieniło, bo jeden z nich zyskał w życiu inny cel. Natomiast istnienie waszej osady jest zaledwie mgnieniem w historii Wilczego Lasu - a mimo to w ciągu niespełna dwóch setek lat zdążyliście się rozmnożyć do dwóch wsi i wciąż wam mało. Wszędzie tak jest. Rzekłeś, że bez zapasów będziecie musieli porzucić wieś - spojrzała na Fernasa. - To się nazywa ‘selekcja naturalna’ - i im szybciej u was nastąpi, tym lepiej dla Natury. A teraz żegnam - odwróciła się i zniknęła w swojej chacie. Korenn wpatrywał się w zamknięte drzwi chaty; wcześniej ukłonił się druidce uprzejmie, w końcu zawdzięczali jej informacje. - Tak, selekcja naturalna - powtórzył za elfką - Ludzie w końcu wyprą was wszystkich i wyrżną w pień - tych parszywych goblinów, pełnych wyższości elfów, druidów tak dbałych o równowagę, żyjących swoim życiem likantropów, polujące na nas smoczydła czy tojanidy. Na waszych kościach postawimy nasze osady, a na pola wysypiemy popiół z waszych ciał by zebrać większe plony. I wtedy gdy pozostaną z was marne resztki, uciekinierzy skryci w najgłębszej głuszy, będziecie żałować tych wyzwisk i lekceważenia nas - szeptał. Potem odwrócił się i ruszył z innymi.
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |