Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2012, 10:01   #6
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Nicolas mógł powiedzieć, że był dumny. Jego syn, będący spełnieniem pragnień zarówno samego czarodzieja jak i jego zmarłej żony spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje. Był zarówno silny jak i inteligentny, szybko i chętnie przyswajał wiedzę przekazywaną mu przez ojca. Ponad wiek rozwinięty różnił się od innych ludzi i niestety Nicolas doskonale zdawał sobie sprawę że wiele przez to w życiu wycierpi. Ludzie mieli to do siebie że nienawidzili wszystkiego co różniło się od nich choć odrobinę, czego nie potrafili swoimi ograniczonymi umysłami zrozumieć. Niewielu dostrzeże prawdziwe piękno jego dziecka, którego na poły mechaniczne ciało przybliżało go do nieśmiertelności tak bardzo jak tylko to możliwe, w więkoszości budził będzie strach lub obrzydzenie. To jednak nie było ważne, jako ojciec kochał Ignaciusa i był gotów oddać za niego znacznie więcej niż tylko swoje życie. Każdy, kto zagrozi jego dziecku pozna co oznacza gniew tego, kogo dawniej nazywano ,,Architektem życia”

Moc, pozycja i bogactwo - to wszystko tylko ulotne pojęcia. Dawni przyjaciele odwrócili się do niego plecami, wieża dawniej dosłownie oblegana przez mieszkańców pragnących jego pomocy teraz urosła w świadomości ludziej jako symbol grozy i makabry a ze zgromadzonej przez lata fortuny zostało nędzne parę sztuk złota. To nic, naprawdę nic, skoro tylko był w stanie spełnić swoje marzenie i udowodnić światu że on, zwykły człowiek mógł rzucić wyzwanie wszystkim bogom i zwyciężyć w tej próbie. Nicolas zdawał sobie sprawę że jego imię prawdopodobnie nie przejdzie do historii a jego dokonanie nie zostanie docenione przez ludzi. Również i to nie miało dla niego znaczenia, w dniu gdy Ignacius otwarł oczy budząc się do życia mag skrzętnie zebrał całą dokumentację swoich eksperymentów, bez mała dorobek całego swojego życia, po czym kartka po kartce spalił je w kominku swojej wieży. Droga odkrywcy była drogą samotności, zbyt wiele musiał poświęcić by ktokolwiek kiedykolwiek poszedł jego śladami. I chociaż dla maga jego pokroju sława naukowa była z pozoru rzeczą naprawdę kuszącą to jednak dla Nicolasa znacznie ważniejsze było spełnienie marzenia które dzielił razem ze swoją dawno już zmarłą żoną. Mieli syna, wymarzone dziecko i chociaż trudno nazwać go było ludzkim bytem to jednak Demiurg zdawał sobie sprawę że Ignacius jest bardziej ludzki niż większość znanych mu osób. Być może mag nie był przykładnym ojcem, zdawał sobie sprawę że przez obsesję która go opętała gdy całe lata zamknięty w swojej pracowni odsunął się od ludzi jednak i jego na poły mechaniczne dziecko trudno było nazwać normalnym. Ludzie reagowali na jego dziecko strachem lub nienawiścią, na które to Nicolas początkowo próbował reagować spokojem by przekonać innych że mimo swojego wyglądu to tylko normalny człowiek taki jak oni. Gdy to nie przynosiło skutków zaczął gardzić ludźmi, odsuwając się od nich jeszcze bardziej i starając się zminimalizować kontakty z nimi by uchronić swojego syna. Stał się jeszcze bardziej zgorzkniały, a ludzie którzy śmieli ich oceniać zmienili się dla niego w to czym byli naprawdę - zwykłe worki cuchnącego mięsa. Nie było więc innej rady jak opuścić swój dom, zatrzasnął więc wieżę na zwykłą kłódkę zdając sobie sprawę że niewielu w tym mieście było równie szalonych by się do niej choćby zbliżyć, nie mówiąc już o wejściu do środka.

Tak rozpoczęła się tułaczka Nicolasa i Ignaciusa, gdziekolwiek jednak zawitali ludzie okazywali się tacy sami, potrafiący jedynie oceniać po wyglądzie. Starszy mag nie wiedział ile życia mu pozostało, zwłaszcza gdy tak wiele swojej mocy przelał w kolejne eksperymenty jednak tą resztkę która mu pozostała postanowił zadedykować swojemu dziecku. Musi nauczyć go o świecie tak dużo jak tylko zdoła, by po jego odejściu mały Ignacius był w stanie poradzić sobie sam w społeczeństwie, w którym nigdy nie będzie dla niego miejsca.

***

Trudno znaleźć jakieś zajęcie gdy wyprzedza cię sława nekromanty, czarownika i demonologa, a twój syn z wyglądu przypomina bardziej wojennego golema niż człowieka, którego czerwony płaszcz według plotek miał być początkowo śnieżnobiały dopóki nie zabarwił się krwią ich ofiar. Oczywiście wszystkie te pogłoski stanowiły stek wyssanych z palca bzdur, jednak jak wiadomo ludzie wręcz uwielbiają gdy ktoś myśli za nich przez co prędzej gotowi byli dać wiarę w opowieści o złym magu i jego posłusznym metalowym potworze. Jeśli miał zapewnić Ignaciusowi jakiekolwiek szanse musiał odzyskać chociaż częściowo swój dawny prestiż oraz, co ważniejsze, choć część swojej dawnej fortuny. Dobrze się złożyło, że dotarła do niego plotka o wyprawie organizowanej przez krasnoludzkiego kupca. Nicolas w ciągu swojego życia miał okazję poznać paru krasnoludów i w sumie wśród przedstawicieli tej właśnie rasy upatrywał szansy na przyszłość dla swojego dziecka którzy bardziej podziwiali go jako przykład wspaniałego rzemiosła niż odrzucali jako dziwoląga. Do Westriver dotarli bez większych przeszkód, albo drogi te były dość bezpieczne albo potencjalnych bandytów odstraszała zakuta w stal postać Ignaciusa. Strażnicy miejscy również nie robili im problemów i ponownie stary mag nie wiedział czy to zła sława wyprzedzająca ich dwójkę jeszcze tu nie dotarła czy może właśnie jej to zawdzięczają. Gdy dotarli do karczmy występ właśnie się kończył i goście opuszczali budynek skrzętnie omiając jego syna pozwalając sobie tylko na przepełnione strachem lub zdziwieniem spojrzenia. Gdy ostatni z wychodzących opuścił karczmę dwójka podróżników weszła do środka

W porównaniu do swojego syna Nicolas nie rzucał się aż tak w oczy. Wyraźnie starszy już mężczyzna, którego włosy wciąż pozostałe na głowie dawno już przybrały białą barwę. Ubrany w dobrze dopasowane ubrania, teraz nieco już wytarte ale wciąż świadczące o tym że kiedyś musiały kosztować dość sporo. Do podróżnego plecaka przytroczoną miał lekką kuszę, która jako jedyna w jego wyposażeniu wyglądała na dość nową, chodząc podpierał się kosturem który teraz zostawił oparty o ścianę karczemnej izby. Na innych ludzi spoglądał z wyraźną niechęcią, zwykle delikatnie mrużąc swoje szare oczy jakby zbyt jasne światło go drażniło. Dłonie, choć nie nosiły śladów ciężkiej pracy miał odbarwione i wyraźnie zniszczone magią lub też substancjami alchemicznymi. Tylko o głowę niższy od swojego syna trzymał się jednak prosto, widać było że trudy podróży nie odcisnęły na nim swojego piętna. Teraz z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa krasnoluda wiedząc że pieniądze które może dzięki niemu zdobyć będą stanowiły dobry start dla jego dziecka
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline