Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2012, 21:58   #7
Kavi
 
Kavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kavi nie jest za bardzo znany
Poranny wiaterek miło muskał w twarz gdy przy drożnej ulicy młoda elfka zagrywała jedną ze swych ulubionych melodii. Paru przechodniów nawet zasłuchiwało się w grany przez nią utwór, ale z racji wczesnej pory czerwonowłosa wola nie nadwyrężać strun głosowych. Grosza co prawa z tego nie wpadło jej wiele, ale cóż wyżyć jakoś trzeba, bo głodnym chodzić nie jest za przyjemnie.
Gdy grupka przechodniów rozeszła się w różne strony, postanowiła zaplanować najbliższą podróż. Stała na rozstaju trzech dróg. Jedna za jej plecami nie wchodziła już w grę, nie zamierza wracać skąd przybyła.

Rozejrzała się swymi kolorowymi oczami na otaczający ją horyzont, lecz drogi z początku nie dawały jej żadnych wskazówek. Prowadziły wszędzie i nigdzie, to nieznanych krain, które tak bardzo kusiły jej oczy.

- Przepraszam, która droga prowadzi do miasta - zapytała przechodzącego chłopa Shīrén.
- Panienka tędy w prawo pójdzie, tam most będzie, a za mostem gościniec , dalej z kilometr i już przed bramą główną jest - odpowiedział śmiesznie przy tym gestykulując
- Dziękuje bardzo - rzuciła i pędem poleciała we wskazanym kierunku.


Droga nie była ciężka, gdyż przyzwyczajona do pieszych wycieczek delektowała się otaczająca zielenią, małym motylkiem co chwile umilał jej drogę lecąc tuż przed nią jakby wskazywał jej drogę. Tanecznym krokiem szybko znalazła się na dziedzińcu, gdzie zatrzymała się i zasłuchała w dziwny śpiew. Pierwszy raz słysząc takie... właściwie sama nie wiedziała czy to krzyk, czy to śpiew czy może właśnie ktoś odprawia jakiś rytuał. Ciekawość dała za wygraną i po skończonej pieśni dowiedziała się, że bracia Stonehearth śpiewają pieśni bojowe. Ruszyła wraz z nimi, choć widziała ich brak zadowolenia przekonując ich, że umili im czas swą lutnią pod ich śpiew.

Poznawanie nowych stworzeń nie sprawiało jej nigdy problemu, wręcz uwielbiała to. Nowi towarzysze to nowe wyzwania. Bracia nie byli zbyt rozmowni, ale co się dziwić, dla nich musiała być jakąś szaloną kobietą. Gdyż chyba jeszcze nigdy nie widzieli by jakaś elfka, od tak na dzień dobry wypytywała o ich śpiew. Dowiedziała się, że dwa dni z drogi stąd jest karczma w której płacą noclegiem i winem za występ i czasem można co w sakwę zarobić. Pomysł ten od razu przypadł rudowłosej do gustu.

W karczmie było gwarno i głośno, ale to dobrze – pomyślała – W końcu może i tu zasłynę, i pozostanę w pamięci gości i karczmarza. Poprawiła swój zielony gorset, dziś musi wyglądać nie tyle schludnie co przyciągać uwagę. Przed występem umówiła się z brodaczami, że ona pierwsza umili czas gościom, po czym oni zostaną jako gwiazda wieczoru. Tak naprawdę, nie wierzyło w to. Wiedziała, ze ludzie od razu pójdą w taniec za jej melodią, a ich wysłuchają już zmęczeni tańcem.
Nim występ się zaczął dowiedzieć się ciekawych rzeczy, podobno po ich występie jakiś brodacz ma szukać drużyny w niebezpieczna wyprawę. Nie zainteresowała się wprawdzie co to za wyprawa, wyszukiwała wzrokiem jedynie brodacza, który miał to o to za sponsorować jej kolejne miesiące życia.

Brodacze wskazali jej stół, na którym z wolna zaczęła przygrywać na swej lutni. Uczucie jakie jej towarzyszyło wraz z pierwszymi dźwiękami jest zawsze niezapomniane. Podekscytowanie, lekka trema, czucie, że wzrok wszystkich podąża za jej palcami. Całym swoim sercem kochała ten moment, gdy z wolna grając nadawała życie nutom. Śpiewała, tak prosto z serca, grała tak jakby chciała prześcignąć samego Serdiana Berna. Nie dostrzegała już nic, ani karczmarza, ani brodaczy ani nawet tańczących przed nią gości. Gdy grała a jej śpiew rozbrzmiewał po sali zdawała się być gdzieś daleko, a rozmarzony wzrok dodawał jej uroku. Salwa braw dopiero zakończyły jej występ. Usiadła na najbliższym krześle, pot lał się jej z czoła, czuła dalej wzrok na sobie co ciekawskich osób nawet gdy skaldowie zaczęli wydobywać z siebie swoje pieśni. Ogląda ich występ zmęczona, zamówiła u karczmarza wino i ogarniała w ten czas swój wygląd. Występ trwał niedługo. Z karczmy zaczęli wychodzić ludzie. Została z garstką tych, gotowych oddać życie za trochę grosza.

- Oby ten brodacz zbytnio nie przynudzał - powiedziała do siebie zmęczona – najchętniej bym poszła już spać.
 
__________________
"Zagrałam samą sobą, bo dotknęłam spaw, które zawsze były mi obce i od których świadomie odchodziłam. Być może przegrałam, bo będąc orędowniczką Dziewczyny, pokochałam Mistrza"

Ostatnio edytowane przez Kavi : 16-08-2012 o 22:52.
Kavi jest offline