Ivein skinął głową na propozycję Otta i zabrał się za zaprzęganie kobyłki. Poczerniały kikut drzewa nadal dymił i śmierdział niemiłosiernie. Niczym spalone ścierwo jakiegoś zwierzęcia.
Vooks tymczasem przy pomocy derki począł gasić płomienie buszując po mchu.
Jako że poczerniały szkielet drzewa wciąż był pioruńsko goracy i wciąż żarzył się miejscami Kapral rozmyślnie zarzucił linę wokół pniaka, splątał węzłem i zakrzyknął na konika. Ten ruszył wpierw szparko, ale zaraz się zatrzymał. Korzenie plugawego drzewca trzymały za mocno, niczym w trollich obcęgach. - Ani drgnie chwost jeden! - zaklął niziołek. - Czarcie nasienie... - Mocniej napieraj! - ryknął na konia Normalverbraucher, ale poza kwikiem zwierzęcia nic to nie dało. - Trzeba tu łopat, kilofów i paru ludzi - stwierdził Alsburgczyk. - I całodziennej pracy. Na szybkiego nic nie da. Znam się na tym, za młodu w sadzie też robiłem. Gołym okiem widać, że czarnoksięskie korzenie są głębokie i silne. Wszak nic wokół nie rośnie, prawda? |