Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2012, 20:24   #125
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Mroczna, żądna krwi dusza Virdtha zawyła z nienawiści i upodlenia, gdy kapłanka, na której już dawno postawił krzyżyk, kazała mu dokończyć rozbijanie obozu. Te marne kilka litrów ciepłej, lepiącej, jadowicie czerwonej i słodko-słonej posoki w jej żyłach wydało mu się niedostatecznym zadośćuczynieniem za krzywdy. Jego wyobraźnia zaczęła kreować obrazy Maelstar z powoli wycinanymi powiekami. Widział ból i błaganie o łaskę w jej oczach, które jeśli w ogóle spoczywały chwilami na jego osobie, to tylko po to, by potwierdzić spojrzeniem rozkaz, poniżyć podwładnego i zobaczyć jego reakcję. Ale nie zamierzał dać tej suce satysfakcji i zachował całkowitą powagę, zupełny spokój zewnętrzny. Mogła się domyślać, co dzieje się w kapłanie, ale nie pozwolił jej tego zobaczyć wyraźnie. Zabrał się do rozkładania obozowiska bez szemrania, bez jednego słowa. Ale oczy zaszły mu krwią i był niemal pewny, że jeśli tej nocy nie zatopi swojego ostrza i zębów w czyimś ciele, może następnego dnia nie wytrzymać i rzucić się zupełnie jawnie na przywódczynię. Chciał zostać wampirem. Założył kiedyś, że może praktyka w piciu krwi w czymś pomoże. Jednak skończyło się na tym, że uzależnił się, a jak nie był wampirem wcześniej, tak nie był i teraz. Przynajmniej pod względem rasowym.

Kiedy tylko miał pewność, że nikt nie widzi jego twarzy, szczerzył zęby. Nieustannie myślał o krwi, o gwałcie na znienawidzonej kapłance, wydłubaniu jej oczu, wypruciu żył i wyciągnięciu mózgu przez nos. Zastanawiał się, jak się do tego zabrać, by możliwie długo pozostała żywa i w pełni świadoma… Pomagało mu to nie zdradzać się przed otoczeniem. Potrafił niemal zawsze opanować swój niestabilny umysł. Wystarczało, że pozwalał krwawym wyobrażeniom opanować niemal całą swą świadomość. Karmił się nimi. Potrzebował ich tak jak krwi. Tak jak stania się prawdziwym wampirem.

Ale najpierw na powierzchnię. Nie mógł zrobić nic pochopnego przed wydostaniem się z Podmroku. To kraina ciemnoty i wąskich horyzontów. Tam na pewno znajdzie jakiegoś naiwnego wampira… Może będzie mu nawet tak wdzięczny, że nie zabije go po przemianie? Nie, na pewno go nie zabije. Przecież zawsze może narzucić mu swoją wolę. Wampir to przecież również nieumarły. Dwóch wampirów to dobry początek…

Planowanie przyszłości było doskonałym środkiem ucieczki od znienawidzonej rzeczywistości. Pozwalało zachować względnie zdrowy umysł. W połączeniu z mordowaniem i krwią stanowiło substytut niezależności. Dopiero kiedy znało się prawdę o kulinarnych zamiłowaniach Zeshana można było zrozumieć, jak wielką ofiarę z jego strony stanowiłyby hektolitry posoki poświęconej dla bóstwa miast dla siebie. Może Selvetarm doceni tą ofiarę. Nie mógł przecież liczyć na naprawdę oddanych kapłanów, więc kapłan, który obiecuje takie ofiary powinien zostać wysłuchany… Może jeszcze będzie miał okazję zabić Maelstar z ramienia Saerith, a nie z własnej nienawiści… Oby jak najszybciej, bo nie wytrzyma długo…

A gdyby tak…

Upewnił się, że nikt go nie widzi, po czym naskrobał błyskawicznie małą karteczkę do kapłanki i pozostawił ją niby przypadkiem podczas rozkładania jej namiotu. Treść karteczki była prosta. „O, Kapłanko… Mogę zapewnić Ci władzę w ekspedycji nie narażając Twojego imienia. Po północy przez godzinę czekał będę poza obozem.”. Nie podpisał listu i postarał się, żeby znaleźć go mogła jedynie Saerith, bądź ktoś, kto włamie się do jej namiotu w celach przejęcia jej własności.

Uśmiechając się niemal niezauważalnie myślał tym, co stanie się tej nocy. Może jego pozycja radykalnie wzrośnie, a może dołączy do grona martwych… Czy była to rozsądna decyzja? Warto było spróbować. Tak dawno nie zabił żadnej kapłanki… Jeśli Saerith się zgodzi, w przyszłości może ją nawet zabić rezygnując z wszelkich tortur. W ramach wdzięczności.

Ale trzeba się będzie ukryć… Może wcale nie stanie w cztery oczy z przyszłą przywódczynią, a raczej z kimś, kto zechce go zabić… Dopiero mając pewność, że kapłanka nie szykuje żadnego podstępu, wyjdzie z ukrycia.
 
Grzymisław jest offline