Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2012, 07:57   #42
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niespodzianka była przednia.
Zahnschluss okazał się być postacią nieistniejącą. Niczym duch się objawił - spreparował Erichowi zabójcze uzębienie, a potem zniknął, jak na ducha przystało. Fachowcem był przednim, o czym świadczyły nowe ząbki Ericha, ale i łgarzem, bo jeśli uniwersytety jakieś pokończył, to z pewnością nie altdorfski. Chyba że medyk, co się Erichem nieprzytomnym zajmował, łgał dla odmiany wraz z innymi, których Konrad o Zahnschlussa wypytywał, a to mocno wątpliwym Konradowi się stało. Siedzieli co prawda w trójkę aż do rana w Kuźni, ale Konrad nie do tego stopnia nasączał się alkoholem, by nie móc odróżnić zbiorowego kłamstwa od prawdy. Pozostawało tylko podziękować za zajęcie się ciałem, tfu..., Erichem, i wrócić na pokład "Świtu". A jeśli Erichowi się w końcu nie poprawi - uderzyć o pomoc do Shallyitek.

***

Nowa załogantka wywołała w głowie Konrada mieszane uczucia.
Skoro przysłał ją Heintz (a to łatwo dało się sprawdzić), to nie można było wątpić w jej umiejętności zawodowe. No i pracowała na wodzie dłużej, niż Konrad. Z drugiej strony... Fartowna dziewczyna z niej nie była i nie miało to nic wspólnego z powszechną opinią, iż baba na pokładzie to proszenie się o nieszczęście. Julicie nie tylko na wodzie zdarzały się ciekawe rzeczy. Pytanie więc trzeba było sobie zadać, czy wzięcie jej na pokład było najlepszym z pomysłów. No i kto brałby na pokład załoganta, co pije od świtu. Albo poprawia po wieczorze... Choć tutaj zapewne jej zamiłowania spotkałyby się ze zrozumieniem Gomrunda. Z pewnością by się dogadali. Z tym, że pasażerowie mogą folgować róznym nałogom.
- Zaprowadźcie go do środkowej kajuty i dobrze zamknijcie - powiedział cicho do Gomrunda. - Jeszcze się nam obudzi w jakimś amoku, wylezie na pokład i się nam utopi. A z nią sobie porozmawiam.
Gdy Ericha transportowano pod pokład Konrad zwrócił się do Julity.
- Dopóki żyje, to się nie musisz nim przejmować - powiedział. - A później tym bardziej. Zaś co do ciebie... - Obrzucił ją średnio pochlebnym spojrzeniem. - Chcesz z nami płynąć, Julito? - spytał. Dziewczyna przeniosła wzrok z Ericha na Konrada i skinęła głową, z zadziwiająco dużym (według kapitana “Świtu”) entuzjazmem. - W takim razie musisz się zdecydować, czy wolisz płynąć, czy wolisz pić.
- Ależ... Konrad... kapitanie...
- W głosie Julity mieszały się pretensje ze zdziwieniem.
- Pijana załogantka jest mi potrzebna niczym dziura w dnie “Świtu” - powiedział Konrad. - Więc co - bukłaczek, czy rejs?
Juliana zaklęła nader barwnie. Potrząsnęła bukłaczkiem, podnosząc go do ucha, po czym spojrzała na Konrada.
- Żartujesz sobie, prawda, kapitanie? - spytała.
Konrad pokręcił głową na znak, że mówi całkiem poważnie.
- Niech cię demony, Sparren! - wrzasnęła. Kilkanaście osób znajdujących się w okolicy osób spojrzało z zaciekawieniem w stronę "Świtu". - Cholerni faceci... - Ta wypowiedź zabrzmiała już znacznie ciszej. - Heintz powiedział, że mnie przyjmiesz z otwartymi ramionami.
- Tak powiedział?
- Głos Konrada wyrażał uprzejme zainteresowanie. - Skoro on cię poleca... Ale jeśli zobaczę cię jeszcze raz wstawioną, zanim dopłyniemy do Nuln, to natychmiast opuścisz "Świt" bez względu na to, czy będziemy przy brzegu, czy nie. Jasne?
- Jasne, kapitanie.
- Julita prawie stanęła na baczność. "Wstawienie" osiągnęło jednak zbyt zaawansowane stadium, by pozycja była choćby zbliżona do poprawnej.
Konrad patrzył na nią przez chwilę, po czym przeniósł wzrok z jej twarzy na przywiązany do dłoni bukłaczek.
- A... to... - powiedziała Julita. - Ale on jest prawie pusty...
Konrad wpatrywał się w nią bez słowa.
- Niech cię... - Zrezygnowana Julita odwiązała bukłak i rzuciła Konradowi.
- Rozłóż sobie hamak w ładowni - polecił Sparren - prześpij się troszkę, a potem porozmawiamy o przydziale obowiązków.

***

- Dlaczego akurat ona? - Konrad, który w ramach przygotowań do podróży wybrał się na zakupy, odwiedził przy okazji Heintza. - Nagle przestał mnie pan lubić? Rozpytałem trochę o Julitę. Porobiła od ostatniego razu pewne postępy... - W głosie mówiącego zabrzmiał cień ironii. - “Jutrzenka” niemal na dno poszła.
Wyraz twarzy Heintza miał zdaje się oznaczać, że “niemal” robi ogromną różnicę.
- Jest dobra. Naprawdę dobra - zapewnił - a nikt teraz nie chce jej zamustrować. Kto ma jej pomóc, jak nie rodzina.
Wzrok Konrada wyrażał zero entuzjazmu niewiele zrozumienia dla stanowiska mistrza. Swojego brata na przykład nie wpuściłby na pokład.
- To córka mojej zmarłej siostry - wyjaśnił Heintz. - A jeśli coś się stanie “Świtowi”, to sam, osobiście, za darmo, naprawię ci tę łajbę - obiecał. - Masz moje słowo.

***

Świt zastał Konrada na nogach. Smutna dola kapitana statku, który musi wszystkiego dopilnować, szczególnie gdy nie ma bosmana. Tudzież innych członków załogi i wszystkich spraw musi dopilnować sam. Co prawda wieczorem sprawdzili z Julitą statek od topu po stępkę, ale i tak zostało kilka spraw, które należało załatwić przed odpłynięciem, którą to czynność z oczywistych powodów należało wykonać jak najszybciej.

- Pan Sparren. - Siedzący za biurkiem człowiek spojrzał na Konrada w doskonale wyrażony urzędniczy sposób. - Oto pańskie papiery.
Wręczył Konradowi urzędowo wyglądający papier, ozdobiony trzema pieczęciami, w tym jedną z herbem Altdorfu.
- Proszę tu podpisać. - Obrócił w stronę Konrada opasłą księgę i podał pióro.
Nowo mianowany właściciel i samozwańczy kapitan “Świtu” podał dokument towarzyszącemu mu Gomrundowi, który przebiegł wzrokiem przez równe linijki tekstu, sam zaś wpisał niezbyt kształtnymi literami swoje nazwisko we wskazanym przez urzędnika miejscu.

***

- Cumy rzuć!
Trzeźwa jak niemowlę Julita zsunęła z pachołka grubą linę i rzuciła ją na pokład “Świtu”, po czym sama wskoczyła na pokład odsuwającej się od pomostu barki.
Gdy tylko rozwinął się postawiony żagiel niesiony sprzyjającym wiatrem “Świt” wyruszył w stronę przeznaczenia.
 
Kerm jest offline