Zagrak ostrożnie otworzył drzwi. W składziku było ciemno, leżały tam skrzynie pełne butelek wina, na ścianach wisiały zasuszone zioła, a półki pełne były pieczywa i warzyw. Na podłodze leżała rozbita butelka czerwonego wina, którego zapach wypełnił cały składzik.
Wśród tego bałaganu słychać było ciche syczenie… dźwięk czegoś co ociera się o skrzynie… w półmroku krasnolud zauważył coś.. lśniącego… jakby dwa płomienie w mroku. Oczy węża. Łuski gada były czerwone jak krwiste niebo tuż przed zmierzchem.
Krasnolud jednak daleki był od tak poetyckich uwag. Miał zadanie i skupił się na nim. Choć niechętnie. Wyciągnął tarczę przed siebie i ruszył w stronę węża. Musiał być bardzo ostrożny, bo składzik był pełny łatwo tłuczących się przedmiotów. Udało mu się przyszpilić węża do jednego z drewnianych pudeł.
Wąż syczał i kąsał powietrze, rozprowadzając swój jad tryskający z paszczy dookoła. Zagrak był jednak zbyt daleko, a
Don szybko wymierzył uderzenie mieczem. Głowa węża potoczyła się po ziemi, a ciało po raz ostatni poruszyło się i zwiotczało.
Wąż był martwy, ale
Azakiir był wciąż zatruty. Od chłopca na posyłki dowiedzieli się, że
Saul posłał po lekarza i ten za chwilę przyjdzie pomóc alchemikowi. Tymczasem, pozostało pytanie skąd się tu wziął wąż…
- Moje rzeczy… zielona fiolka… „Amertus”…. Szybko.. – alchemik na chwilę odzyskał świadomość i wycedził z siebie parę słów…