Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2012, 18:44   #295
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
No proszę mój rozgadany partner był lakiem. Bomba. Pchlarze otaczają mnie ciągle i ciągle, to musiała być jakaś klątwa. Uśmiechnąłem sie do niego.
- Jasne. Jakieś piwko albo whisky sie znajdzie?
- A może jeszcze tyłek miodem wysmarować - warknął ogorzały na twarzy łak. - Siadaj i mów, co masz do powiedzenia. A potem my powiemy to, co my mamy do powiedzenia. Pójdzie szybko, gładki i może jeszcze uda się uchronić to zafajdane miasto. Jestem Benedykt. Król zmiennokształtnych ssaków.
Skinąłem Glowa dla laka, nawet z szacunkiem. Tak, ja okazywałem szacunek dla łaka. Świat staje na głowie, szczególnie, że zacząłem mu składać raport.
- Russel Caine. Generalnie należy wyróżnić trzy sprawy, jak powiązane to tylko pośrednio. Po pierwsze Żniwa. Tym terminem określana jest rozgrywka czy też walka miedzy dworami Faerie. Same zasady i ideologia są dość pokręcone ale to nieistotne. Wbrew temu co powszechnie wiadomo istnieją trzy strony. Ukryty Dwór pod wodza Mythosa, Błogosławiony Dwór pod wodza jakiegoś księcia czystej krwi, mogę tylko domniemywać że jest to Aeries i ostatnia strona Slaugh. Pod tym mianem kryje sie parę pojęć oszczędzę jednak czas i pominę interesujący aczkolwiek nic nie wnoszący wykład jakim zostałem uraczony przez mój kontakt. Chodzi o potężny byt, przeciwwagę dla Faerie. Slaugh w przeciwieństwie do Ukrytego Dworu nie jest uosobieniem negatywnych cech z naszego świata jak ból czy nienawiść a nicości. Według propagandy Faerie czoło może mu stawić co najmniej ktoś o potędze księcia czystej krwi. Wszystko wygląda prosto i mamy głównego złego tylko należy sobie zadać pytanie czy na pewno. Po pierwsze mogłem zostać okłamany, mój informator w końcu Faerie, mogl probowac uzyc mnie w Zniwach. Po drugie nawet jesli to prawda to nie wiadomo czy po wszystkim Mythos lub Blogoslawiony Dwor nie sprobuja przeja wladzy nad naszym swiatem. Chyba nikt z nas nie wierzy w opowiesci o dobrych duszkach. Ten lud rosci sobie prawa do naszego wymiaru. Z tego co wiem Pana ludzie walczyli z zainfekowanymi, ludzie z tendencja do slinienia sie na zielono. Zostali zainfekowani Necrofagia Regina, czyms co mozna nazwac bronia Ukrytego Dworu. Jednak kto ich zainfekowal? Mam podstawy by podejrzewac ze zostala im wykradziona czyli rownie dobrze moze byc to ktorys z Dworow, demonow, Slaugh lub jakas grupa mieszkancow naszego swiata. Udalo mi sie dowiedziec o pewnej osobie ktora moze cos o tym wiedziec. Jest to Fantomka i byla pracownica MRu Alicja "Kopacz" Vorda. W teori jest martwa... Jak ja lub Andy. Albo wrocila albo przezyla. Niestety by sprobowac sie z nia skontaktowac potrzebuje telefonu.
Wyciagnalem szluga i zapalilem czestujac wczesniej Andyego i Benedykta. Moja nadczujnosc zwrocila uwage na to jak mnie cyngiel powital, na razie jednak musialo to poczekac.
- Zanim przejde do sprawy numer dwa bylbym wdzieczny za cos do picia, zaschlo mi w gardle. No ale wracajac do drugiego aspektu to chodzi o Konwergencje. To jej skutki najmocniej odczuwamy. Jest to zlot demonow chcacych przejac nasz swiat, co rowna sie zagladzie znanego mam zycia. Aby tego dokonac walcza ze soba, najbardziej odczuwamy Neiman bo o ile wiem to jej kruki sieja spustoszenie na ulicach jednak znowu jest to tylko dym i lustra. Glownym zagrozeniem jest niejaki Andrealfus, demon ktory probowal uzgodnic pakt, jak Andy wie niezbyt lubie takie umowy i odmowilem jej podpisania. Nim jednak to zrobilem dowiedzialem sie paru rzeczy. Andrealfus prowadzi dosc szerokie dzialania ktore maja na celu... czekanie. Chce poczekac az Neiman z reszta sie powybija i zgarnac nagrode. W tym celu ma zamiar przeprowadzic trzy dzialania, przynajmniej o tylu wiem. Prosze wziac pod uwage ze moze byc to dezinformacja z jego strony chociaz jest to bardzo watpliwe, sadzil ze ma mnie w garsci. Pierwszym dzialaniem mialo byc zniszczenie necrohybryd, stworzen ktore niejako spajaja nasz swiat i uniemozliwiaja mu osiagniecie celu o ktorym zaraz. Drugim dzialaniem jest zabicie pewnej regulatorki Emmy Harcourt, powod jest mi nieznany moge jedynie przypuszczac ze Emma posiadla jakas wiedze ktora mu zagraza. Trzecim dzialaniem jest zniszczenie innych demonow. Nie watpie jednak ze Andrealfus ma zamiar przeprowadzic jeszcze inne dzialania by osiagnac swoj cel, ktorym jest sprowadzenie na ziemie jego przyjaciolki, imie tej demonicy jest mi nieznane. Ma on zamiar oddac jej we wladanie Londyn ktory z jakiejs przyczyny jest dziwnie atrakcyjny dla roznych bytow. By przeszkodzic w planach demonow nalezy wedlug mnie pozwolic im sie zabic jednoczesnie ochraniajac necrohybrydy i Emme a potem wyeliminowac zwyciezce.
Do picia oczywiście nic nie dostałem. Skurwiele
- Ostatnim problemem jest ostrzal prowadzony przez MR ktory moze wynikac z nieudolonego dowodzenia jak i z faktycznej proby zatrzymania demonow, faerie badz nas. To z grubsza wszystkie informacje ktore posiadam jakby cos mi sie przypomnialo to powiem. Ma Pan jakies pytania?
Milczeli wpatrując się we mnie z mieszaniną drapieżności i podejrzliwości
- To wszystko? - zapytał Benedykt - Niewiele.
Andy pokręcił głową. Zalśniły zębiska w szerokiej paszczy.
- Konwergencja. Czujemy ją. Wszyscy nadnaturalni i co potężniejsi.
Benedykt spojrzał w jego stronę. Warknął cicho i groźnie. Andyemu coś się wymknęło? Coś tu kurwa nie gra.
- Ty ją czujesz, Caine?
Wkurwili mnie. Zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w siebie. Byłem głodny, zmęczony i napiłbym się. Żadnych demonów nie czułem. Jak to było? Mówili mi o tym na początku szkolenia... Już mam. Nie wyśmiewaj się z łaka bo skończysz jako mielonka. Rozłożyłem ręce i zetknąłem czubki palców wskazujących z kciukami, do tego zacząłem mruczeć jak rasowy buddyjski mnich. W końcu otworzyłem oczy i zrezygnowany sięgnąłem po papierosy. Po sekundzie namysłu wysunąłem je w stronę Andyego dyskretnie obserwując jego palce.
- Jestem Żagwią. Jedynym rodzajem mieszańców pozbawionym zupełnie zmysłu śmierci. Potrafię badać świat tylko normalnymi receptorami jak człowiek. Nie czuje Konwergencji, musiałem się o niej dowiedzieć tradycyjnie gdy jeden skurwiel chciał mnie zabić.
- Znaczy, jesteś za słaby, by brać w niej udział. Nie wyczuwasz fal mocy. Nie wyczuwasz zewu. Jesteś ... żywy.
Benedykt pokiwał głową. Łapa jak bochen chleba wylądowała na moim ramieniu i poczułem jak zalewa mnie fala gorąca i mocy. Ballif przy tym kolesiu był niczym podskakujący bultelier przy wściekły, rozjuszonym zwierzęciu prosto z serca pierwotnej puszczy. Moc wylewała się z Benedykta potężnymi falami. Osłabienie minęło, niczym ucięte nożycami, kiedy ta fala przetoczyła sie przez moje ciało. Benedykt cofnął rękę. Mroczki latały mi przed oczami. Nie mogłem się ruszyć.
- To dobrze. Potrzebny nam żywczyk. One, tam w górze, lubią żywczyków. Przyciągacie je, niczym padlina muchy. Lub ghoule.
Odsunął się. Dopiero zdałem sobie sprawę, że do tej pory wstrzymywałem oddech
- Jesteś gotów zaryzykować, by pomóc ocalić nam to pierdolone miasto?
Uśmiechnął się dziko.
- Ocalić dla nas. W zamian za uznanie praw zmiennokształtnych na równi z ludźmi. Jesteś gotów?
Drżałem. Palce chodziły mi jak dla epileptyka gdy odpalałem kolejnego papierosa. Znajoma nikotyna chociaż trochę mnie uspokoiła. Trochę...
- Po pierwsze nie jestem władny do uznania takich praw. Po drugie... Tylko, jeżeli oznacza to zrównanie praw ludzi do Waszych. I możliwość odstrzelania pojebanych psycholi. Nie zrozum mnie źle... Niektórych z Waszych lubiłem, uważałem za równych kolesi. Paru nawet pomogłem. Ale niektórzy są zbyt popierdoleni by cieszyć się prawami... jakkolwiek je teraz nazwą.
- Zgadzam się z tobą, łapaczu - zaśmiał się Benedykt twardo. - Nie jesteś władny do uznania takich praw, ale twoja pomoc, może pomóc nam w ich uzyskaniu. Chciałem, aby to było jasne. A co do naszych pojebusów. Zajmujemy się nimi sami. Sprawy loup-garou ludzie powinni zostawić loup-garou. Tak dla wszytskich będzie lepiej. A my, królowie i władcy stad, sami zajmiemy się selekcją. Taką... naturalną.
- Nie. Nie zgadzam się. Takie rzeczy prowadzą do ukrywania sprawców. Zamiataniu spraw pod dywan. Jednak jakiś organ złożony z łaków i ludzi, jak MR mógłby się tym zająć. Naturalnie gdyby było więcej przedstawicieli obu stron. Tak czy siak nie mam wyboru. Ale co będę miał z narażania własnego tyłka? Co Andy?
- Spokój - powiedział Andy. - Czyste sumienie. I odpowiedzi na pytania, które zadasz. Dwa pytania.
Benedykt zaśmiał się rubasznie. Jasne. Nagroda której pragnę. Czyste sumienie. I dwa kłamstwa.
- Widzisz. Teraz on jest jednym z nas, nie jednym z was. Rozumie, że Zmiennokształtni muszą trzymać ze sobą. Nie z żywczykami. To proste prawo.
Coś mnie uderzyło. Benedykt chciał zjednania praw żywych i garuchów ale jednocześnie chciał niezależności, on sobie by rządził łakami a ludzie ludźmi. I tylko on by mógł się mieszać w sprawy ludzi, nie na odwrót. Przypomniał mi się Szajba, zacząłem podejrzewać czy i łakiem-szefem ktoś nie manipuluje.
- Ciekawe słowa jak na kogoś kto chce zrównania Żywczyków i Łaków. Moje warunki są takie. Dwa pytania teraz, pełna, wyczerpująca odpowiedź. Kolejne trzy jeżeli wyniesiemy z tego głowę. Czyste sumienie sobie odpuszczę. Podobnie spokój. Zbyt mi się kojarzy z śmiercią i tą ostateczną. Do tego będę chciał potem omówić możliwość dalszej współpracy w celu unicestwienia pewnego demona. Pasuje?
- Nie ma czasu - warknął Benedykt. - Pogaworzymy sobie później. Teraz prosta sprawa. Idziesz czy nie. A od demonów, tak szczerze, to wolę trzymać się z daleka, chyba że wlezą mi w drogę. Znam swoje siły. I wiem, jak skończyłoby się dla mnie takie spotkanie.
Wzruszyłem ramionami. Nic mi nie dawali a chcieli wiele. Próbowałem utargować chodź trochę.
- Trudno. Poradzę sobie. Pięć minut na rozmowę z Andym, mój warunek. Nie pójdę na akcje jeżeli mogę nie otrzymać nagrody bo on zginie.
- Pogadacie sobie po drodze.
- Wysyłasz nas samych?
-Nie.
- To poproszę decyzje. Dostanę swoje pięć minut czy szukacie innego Żywczyka, telekinetyka i cyngla w jednym?
- Poszukamy.
Postępował irracjonalnie. Był zbyt uparty, koniecznie chciał pokazać, że nie ja tu rządzę. Jak wcześniej Adrealfus, Dorotka, Lynch, Balliff i wielu innych. Nie miałem zamiaru tak grać.
- Miłego tracenia pięciu minut na przekonywanie kolejnego i słuchaniu co on wie.
Zgasiłem papierosa o podeszwę buta i wyrzuciłem go w kąt.
- I powodzenia. Przyda Wam się.
Skinąłem dla łaków głową i powoli zacząłem schodzić na dół, w poszukiwaniu piwnicy. Nikt mnie nie zatrzymał, nikt nie krzyknął. Poszedłem na parter mijając parę łaków. Nie chcieli mnie tu. Nienawidzili. Nie byłem jednym z nich. Byłem Żywczykiem.

Piwnica była rozległa, ciemna i chyba pusta. Nie znalazłem żadnego zejścia do kanałów a na zewnątrz nie miałem szans sam przetrwać. Oparłem się plecami o zimną, popękaną ścianę wśród rupieci. Zapaliłem zapałkę. Połamane półki, zaśniedziały świecznik, książki rozrzucone po całej powierzchni. Po chwili jedynym źródłem światła był żarzący się koniec papierosa.
Wyciągnąłem pistolet. Chwilę trzymałem go w wyciągniętej dłoni. Był ciężki. Po piwnicy rozległ się dźwięk odbezpieczanej broni. Popiół spadł na mój nagi tors. Lufa skierowała się w stronę skroni. Przynajmniej mogłem zakończyć to sam. Tak by nie wrócić do tego ciała. By nie stać się pożywką dla kruków. Dłoń nie drżała.
- Czyż to nie ironia? Srebrne kule
Wzdrygnąłem się. Znałem ten głos, Mythos. Nigdzie jednak nie widziałem jego sylwetki.
- Stoczyłaś się Russelu Caine. Paranoja czy jak wolisz nadczujność zżera Ciebie od środka. Nie jesteś wstanie nikomu zaufać. Podjąć decyzji. Żyjesz halucynacjami, koszmarami, mylisz je z rzeczywistością. Wymyśliłeś sobie mnie, spersonifikowałeś w ten sposób swoją gorszą stronę natury. Wymyśliłeś Żniwa w których byłeś pionkiem ale takim który zamienia się w hetmana. Dodałeś Slaugha bo ja nie wystarczyłem jako obiekt nienawiści. I przeoczyłeś prawdziwe zagrożenie, Konwergencje.
- Zamilcz!
Lufa pistoletu wycelowana w obrys drzwi drgała. Papieros upadł na podłogę. Piwnicę wypełnił ten irytujący chichot.
- Uciekasz się do gróźb, bo jesteś bezsilny. Ale są to groźby bez pokrycia. Blef. Blaga. Co zrobisz? Zabijesz się? Będziesz wmawiał sobie w ostatnich sekundach, że to TY wybrałeś swój koniec. Skażesz się na wieczne męczarnie. Wraz z Emily. A może też to wymyśliłeś?
Ściągnąłem spust. Prosto w obrys sylwetki, który zobaczyłem. Huk ogłuszył mnie. Głos tym razem był bliżej, jakby szeptał mi do ucha.
- Działaj. Jak małpa z brzytwą. Albo zastrzel się. Ale działaj szybko.

***

Nic nie umknie dla słuchu łaków. A na pewno nie strzał. Było ich wiele. Różnych. Zobaczyłem Benedykta.
- To jak? Znaleźliście Żywczyka? Czy etat jest ciągle wolny? Bo czasu chyba nie mamy, trzeba uratować ten świat.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline