Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2012, 22:51   #45
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
- Dziękuję, nie będzie takiej potrzeby - odpowiedź równie uprzejma, co pytanie, chodź trochę mechaniczna. Myśli kobiety zaprzątało teraz coś zupełnie innego. Nie znosiła niespodzianek, zwłaszcza takich, jak ta - akurat teraz zachciało się głupim kmiotom protestować przeciwko nieudolności lokalnych władz. Poszliby w takiej kupie do krasnoludów to by im pokazali, co myślą na temat ich wybryków. Tylko, że brodacze mogą się zemścić... niekoniecznie od razu, za to z pewnością dotkliwie. Ale to nie ich sprawa, nie ich wojna. Może powinna była kazać goblinom siedzieć w kopalni i nie wyłazić, póki sprawa nie przycichnie? Szczep zrobił się ostatnio dość nerwowy, widać było, że ciągnie ich do miasteczka, a przynajmniej do tych co bardziej oddalonych gospodarstw. Trudno, teraz już nie będzie się wracać. Mysia Gardziel miał instynkt i rozkaz nie rzucania się w oczy. Musi wystarczyć. Jakby podzielając jej obawy, na parapet wskoczył Diet i w skupieniu wpatrywał się w zmierzch, strzygąc uszami. Pogłaskała go po grzbiecie i delikatnie zestawiła na podłogę. Idziemy...

Karczmarz skłonił się głęboko, maskując uśmiech. Oczywiście - goście, którzy nie płacą, nigdy nie są mile widziani. Mara zastanowiła się tylko, czy nie powinna czegoś dokupić, ale wyglądało na to, że niczego im nie brakuje. Chociaż... po chwili namysłu kupiła gąsiorek cydru na podróż. Heidelman wykazywał skłonności do alkoholi. Może to jest sposób, póki będzie miał co popijać, będzie spokojnie studiował księgi a później po prostu uśnie.
Uśnie.
Sen...
Czemu by nie? Co miała do stracenia?
Jeszcze raz podeszła do szynkwasu i wskazała na przewoźników grzejących się przy ogniskach.
- Coś dla nich, noc długa a ciepło jeszcze nie przyszło... - karczmarz jakby się uśmiechnął pod wąsem - i kilka kubków. I tacę.
- Wysłać dziewkę?
- Nie, sama zaniosę...

Wystarczyło doddać szczyptę ziół, żeby dzielni obrońcy przeprawy spali słodko przez całą noc i obudzili się rankiem, wypoczęci. Musiała jeszcze tylko wiedzieć, czy jakiś przewoźnik będzie w stanie przeprawić wóz. Skinieniem przywołała Tonna. Nie musiała mówić dużo. Zrozumiał. Po chwili jak cień wyszedł za nią w gęstniejący mrok nocy i zniknął przy brzegu. Ona zaś z tacą, na której stały pełne już kubki, pewnym krokiem podeszła do pierwszego ogniska.
- Poprosiłam karczmarza o coś na rozgrzanie, ciągnie od rzeki, pomarzniecie zupełnie... - z wprawą rozdzieliła pełne kubki między pijących i przysiadła na chwilę, zabierając z tacy kubek również dla siebie. Pusty, o czym nie musieli wiedzieć. Z początku przyglądali jej się podejrzliwie, ale zawartość naczyń przemawiała o dobrych intencjach. Karczmarz postarał się i nalał zacnegu trunku. Wyraźnie popierał inicjatywę, choć zamykać interesu z tego powodu nie zamierzał.

Kilka słów zamienionych z przewoźnikami zupełnie już rozluźniło atmosferę. Jaki był cel zamknięcia przeprawy? Bo to jedyne, co zmusi panią kapitan do działania... Mathylda to dobra kobieta, ale nijak w niej stanowczości nie uświadczysz. Jak się nic nie działo, było dobrze. Jak teraz zaczyna się dziać i potrzeba twardej ręki, zwleka i zwleka. Na samych mieszkańców pewnie nie zwróciłaby takiej uwagi, ale o przyjezdnych bardzo dba. To prawda, że przewoźnicy przez to pozbawiają się zarobku, ale póki co nadal im się to opłaca. Bo więcej tracą. Dawno to było? Ledwie dwa dni, jak spalili starego Herrena w jego własnej chacie. Pod podłogą trzymał oszczędności. Jeno dziura się ostała w deskach. Nikt niczego nie widzał, ale co się dziwić, jak stary na obrzeżach wybudował sobie gospodarstwo? Pod lasem, daleko od rzeki. Szkoda, bo dobry miód warzył. A i dzielić się potrafił, jak humor miał...
Pogadali, popili, spojrzeli smętnie na łodzie, powzdychali.
Nie mamy wyjścia, panienko, nie mamy wyjścia... ale dobre masz serce, panienko, faktycznie noc długa a nad ranem jak mgła wstanie, zrobi się zimno. Najgorsza jest ta godzina przedświtu...

Rozmowa przycichała powoli, gdy szła do następnego ogniska, pogwarzyć, jak to tylko dziewki karczemne umieją i dać coś na rozgrzanie z dedykacją od karczmarza. Mika już wcześniej dał jej dyskretnie znać, że w jednym z promów śpi przewoźnik, pozostałe są puste. Nie minęło pół godziny, kiedy rozniosła wszystkie kubki i obdzieliła wszystkich pilnujących. Kiedy wracała do izby, niepostrzeżenie zjawił się u jej boku ochroniarz i razem z nią wślizgnął się do środka. Postawiła tacę i puste kubki na ladzie, po czym podeszła do Heidelmana.
Sądząc po zamgleniu spojrzenia, wypił nie tylko jeden kubek cydru. Tyle, że tym razem nie zasnął. Jeszcze. Po raz kolejny zabrała mu sprzed nosa księgę i zamknęła z trzaskiem.
- Chodź, wracamy do wieży - powiedziane może o pół tonu głośniej, niż powinno, dotarło do wszystkich zainteresowanych uszu. Mężczyzna tym razem zamiast zaprotestować, prychnął tylko z wyższością i trochę chwiejnie zebrał się z ławy. Nie omieszkał jeszcze rzucić jej szyderczego spojrzenia, gdy wychodził przed nią z karczmy. Drzwi też nie przytrzymał, za co omal nie dostał w zęby od ochroniarzy, którzy zajęli strategiczne pozycje po obu jego stronach i dyskretnie zapakowali na wóz, który odjechał kawałek do lasu... i stanął.

***

Było dobrze po północy, kiedy okna w karczmie zrobiły się ciemne i umilkły wszelkie odgłosy. Bliźniacy zostali przy koniach, za to pozostali dwaj zniknęli w nocnej mgle, która zaczynała się podnosić się znad rzeki.
Nie minęło dużo czasu, kiedy wrócił Staub i dał znać, żeby jechali za nim. Jak się okazało, sztylet przy szyi i złoto przed oczami potrafią zdziałać cuda... Kiedy podprowadzili konie do przystani, jeden z przewoźników w towarzystwie Tonna już przygotowywał prom do przeprawy. Reszta pilnujących najwyraźniej spała, choć powinni czuwać całą noc. Trunek spełnił swoją rolę.
Flisak pomógł przywiązać konie do pierścieni osadzonych w dnie barki i złapał za żerdź, popluwszy w dłonie. Uśmiechnięta Mara podeszła do niego z niewielkim bukłaczkiem - rozgrzejcie się przed pracą, przewoźniku... żeby sen zupełnie z oczu zegnać... przeprawić cicho, szybko i bezpiecznie... pomiędzy palcami zamigotała kolejna złota moneta, a może to tylko złudzenie? Odblask zabłąkanego światła z zasłoniętej latarni we mgle? Zapowiedź bogactwa...

***

Wysiadając na drugim brzegu i dziękując flisakowi za rozsądek, Mara wsunęła mu w dłoń tę samą monetę, którą zapłacił mu Tonn. Ten nawet się nie zorientował, zbyt przestraszony własnym postępkiem. Z chęcią pociągnął jeszcze raz z bukłaczka i bez zwłoki zabrał się w podróż powrotną, wytężając wzrok we mgle.


Kiedy cumował między innymi łodziami, zrobił się senny. Zaciągnął porządnie węzeł i ułożył na dnie, jeszcze przed zaśnięciem przyglądając się monecie, którą zarobił tej nocy. Drugiej nie znalazł, ale nie zdążył się tym przejąć - już po chwili jego jedyna zapłata wyślizgnęła się z bezwładnych palców i zniknęła w przybrzeżnych szuwarach.

***

Świtało już, kiedy wóz dotarł w końcu do “Czterech gwizdków”. Zmęczeni podróżą pasażerowie obudzili oberżystę i wynajęli pokoje. Tłoku nie było, już drugi dzień, jak nikt tędy nie podróżuje... więc i pokoje były dobre i ceny znośne a i oberżysta jakiś taki przyjazny. Końmi i wozem zajął się “stajenny” - pryszczaty wyrostek o słomianej czuprynie i z sianem przetykającym krzywo przycięte kosmyki. Taki, jaki w każdej karczmie śpi w stajni i za miskę zupy opiekuje się zwierzętami gości. Na nocleg w stajni zdecydował się również Staub, który usadowił się na wozie i spod półprzymkniętych powiek obserwował poczynania chłopaka, od czasu do czasu chrapiąc przeraźliwie dla niepoznaki i wiercąc się “przez sen”.

Tymczasem w Grissenwaldzie przewoźnicy czuwający na brzegu budzili się powoli zdziwieni, że się pospali. Ogniska wygasły i było naprawdę zimno, więc zerwali się raźno i rozpalili je na nowo, szukając chociaż odrobiny ciepła. Mgła opadała już, powoli wysuszana przez wstające słońce. Pozostali na łodziach również się budzili i okrzykiwali raźno. Na flisaka z promu, który jako jedyny jeszcze spał nikt nie zwrócił większej uwagi - zawsze miał opinię śpiocha i nieustannie wszędzie się spóźniał. Dopiero kiedy szli na śniadanie, zdecydowali się go obudzić.
Na darmo...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 21-08-2012 o 12:15.
Viviaen jest offline